(Zapraszam do moich prac, gdzie pojawiła się nowa książka - Gentle Doll. Jeśli chcecie wiedzieć, co, jak i dlaczego, zajrzyjcie na Breathless x )
To był jeden z tych dobrych wieczorów. Kiedy za oknem coraz wcześniej robiło się ciemno, ale tym razem nikomu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – poczucie, że możesz spędzić ten czas w ciepłym domu nadawało otoczeniu magicznej nuty. Kiedy nikt się nie kłócił – ponieważ Trish spędzała ten wtorkowy wieczór na nauce u koleżanki, a Claire i Timothy jakimś cudem znaleźli wspólny ulubiony serial i teraz oglądali go zachłannie. Natomiast najmłodsza z rodzeństwa, Chloe, grzecznie siedziała w swoim wysokim fotelu, bazgrząc po kartce i cierpliwie czekając na swoją kolację. Abigail tym czasem krzątała się przy elektrycznej kuchence, zastanawiając się, dlaczego wszystko przychodzi jej tak lekko. Dlaczego uśmiecha się do siebie i po raz pierwszy nie modli się w duchu, aby ten dzień w końcu się skończył.
Od tajemniczej wycieczki z Louisem minęły dwa tygodnie, a grudzień na dobre wkroczył do Doncaster, oprószając wszystko cienką warstwą szronu. To były dobre dwa tygodnie. Spędzone co prawda na nauce, obowiązkach domowych i pracy w barze, ale podszyte przyjemną świadomością, że poza tym wszystkim jest ktoś. Ktoś, kto czeka w samochodzie po drugiej stronie ulicy, kiedy kończysz swoją zmianę. Ktoś, kto wynajduje każdą możliwą okazję, aby zobaczyć Abigail. Ktoś, kto naprawdę się o nią troszczy, ponieważ ją kocha. Nie miłością braterską, siostrzaną, przyjacielską, czy Bóg wie jeszcze jaką – jedyną w swoim rodzaju miłością mężczyzny do kobiety.
Louisa do Abigail w tym przypadku.
Najtrudniejsze były chyba lekcje angielskiego. Abigail musiała udawać, że wcale nie patrzy na usta Tomlinsona za każdym razem, gdy je otwierał, aby coś powiedzieć. I że nie przypomina sobie wtedy poprzedniego wieczoru, gdy całował ją tak, jakby nie widzieli się co najmniej setki lat. Czuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie, kiedy pochylała się nad czystym arkuszem papieru, usiłując zebrać myśli i sklecić sensowne zdania. Nigdy nie podnosiła wtedy wzroku, nieważne, jak bardzo tego chciała. Wiedziała, że to zgubiłoby ich oboje. A na niczym nie zależało jej tak, jak na tym, by przetrwali. Przetrwali.
Za wszelką cenę starali się wyrwać ze szponów złośliwego losu chociaż godzinę dla siebie. Spotykali się najczęściej w jego ciemnym aucie, od czasu do czasu organizując krótkie wycieczki za miasto. Ona okutana szalikiem, on obejmujący ją ramieniem, aby za bardzo się nie trzęsła. Tylko wtedy mogli pozwolić sobie na czułość bez strachu, że zostaną przyłapani.
Ponieważ strach był drugim uczuciem, który przeganiał ich z kąta w kąt i przynajmniej na razie nic nie mogli na to poradzić. Tak, jak nie potrafili z siebie zrezygnować.
Co czyniło tę sytuację jeszcze bardziej przerażającą i… jednocześnie jeszcze piękniejszą. Taki paradoks.
- Abby – z zamyślenia wyrwał ją głos siostrzyczki, która trzymała teraz w małej piątce róg kartki, z dumą prezentując kolorowe bazgroły. – Ładnie?
Abigail uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do Chloe i pochylając się, aby złożyć na jej czole pocałunek. Zaraz potem wyjęła arkusz z rączki dziewczynki i z wielką dumą przypięła go magnesem do drzwi lodówki. Cokolwiek ten rysunek miał prezentować, nie mogła pokazać, że nie ma pojęcia, co się na nim znajduje. W jej odczuciu mała Chloe potrzebowała najwięcej miłości, ponieważ była jedyną, która nigdy nie zaznała matczynego uczucia. Chciała jej to zrekompensować, przynajmniej w połowie.
- Piękne, kochanie! – powiedziała z wielkim entuzjazmem, stojąc jeszcze przez chwilę w miejscu i podziwiając dzieło. – Pewnie jesteś teraz głodna?