Kodaline - Talk
Coś było nie tak.
Przez pierwszych kilka sekund po przebudzeniu Louis miał pewność, że to wszystko tylko mu się przyśniło. Każda chwila, która tkwiła w jego myślach nawet podczas trwania w nieświadomości, odtwarzana wciąż i wciąż, jak ta sama, zdarta płyta. Są jednak dwa rodzaje snów – te, które uderzają nas swoim niespełnieniem i te… te które wydarzyły się naprawdę.
Niewątpliwie noc z Abigail należała do tej drugiej kategorii. Po prostu to wiedział. Zwłaszcza, gdy jego umysł zaczął wędrować wstecz, ukazując wszystkie te momenty, które doprowadziły ich właśnie tutaj. Imprezę z Zaynem, nieznaną dziewczynę i jego szybką decyzję, aby stamtąd wyjść. Przyjazd pod bar i… wszystko, co wydarzyło się później.
Każdy, pieprzony szczegół. Furia, która wtedy zawładnęła jego ciałem, odezwała się znowu, trochę słabiej, ale wystarczająco, aby zacisnął palce na prześcieradle, zwijając dłoń w pięść. Wszystko czuł wyraźnie. Ból w otartych kostkach, ale przede wszystkim… niesłabnące wrażenie dotyku Abigail, miękkości jej skóry.
Właśnie wtedy zrozumiał, co właściwie było nie tak. Wrażenie. I tylko wrażenie. Kiedy zasypiał, czuł dotyk włosów brunetki na swojej piersi, jej ciepły oddech i małą dłoń, którą przerzuciła przez jego tors. Teraz… to wszystko znikło.
Otworzył oczy, chcąc dowiedzieć się, o co właściwie chodzi, do cholery. Zmrużył oczy pod wpływem wyjątkowo ostrego, jesiennego światła, wdzierającego się do pokoju przez niezasunięte żaluzje. Był sam. Druga połowa łóżka ziała pustką, idealnie doprowadzona do porządku. I zimna. Zimna w sposób, który sprawiał, że żołądek Louisa zwijał się w bryłę lodu.
Błyskawicznie podniósł się do pozycji siedzącej, nasłuchując odgłosów dochodzących z głębi mieszkania. Nie mogła przecież tak po prostu wyjść, prawda? Po tym wszystkim, co między nimi zaszło…
Prawda?
Kompletna cisza. Żadnego szumu wody w łazience, żadnych cichych kroków, szczękania naczyń w kuchni. Zupełnie nic. Spojrzenie Louisa padło na podłogę, gdzie w nocy porzucili wszystkie swoje ubrania, ale teraz… Rzeczy Abigail znikły, a jego własne leżały na krześle, złożone w schludny stos. Tomlinson przetarł dłonią oczy, nie dowierzając temu, co właśnie zobaczył.
- To są, kurwa, jakieś żarty. – Wymamrotał, wyskakując z łóżka jak z procy.
Po raz kolejny w ciągu dwudziestu czterech godzin kierowała nim wściekłość. Tym razem jednak nie była to czysta w stu procentach furia. Starał się wyrzucić z głowy to, co właśnie przetaczało się przez nią z gwałtownością huraganu, ale… nic nie mógł poradzić na fakt, że był cholernie rozczarowany. Nie tego się spodziewał. Nie po tym, jak zaryzykował, wystawiając się na odrzucenie po raz pierwszy od kilku dobrych lat. Prawie zapomniał już, że akurat to potrafiło cholernie zaboleć. Tak, jak teraz.
Chaotycznie wciągał na siebie kolejne warstwy ubrań, nie zaprzątając sobie nawet głowy braniem prysznica. Czuł, że każda następna sekunda zbliża go do wybuchu, dlatego musiał działać szybko. Odnaleźć Abigail i wszystko wyjaśnić. Być może podejmował kolejną złą decyzję, ponieważ już samo to, że spali ze sobą najprawdopodobniej było błędem, ale… nie umiał inaczej. Nie teraz, gdy zaszli już tak cholernie daleko.
Wiedział, że są dwa powody, dla których Abby mogła uciec. I najprawdopodobniej oba przyczynili się do tego, co zrobiła. Sam fakt, że wylądowali w łóżku i… to, co powiedział.
Kocham cię.
Miał ochotę dać sobie w mordę tak bardzo, że na chwilę przystanął, zaciskając palce na krawędzi komody. Dlaczego wyskoczył akurat z czymś takim? Zwłaszcza teraz, gdy sam nie był pewien swoich uczuć? Oczywiście, relacje z tą dziewczyną od samego początku wykraczały poza wszelkie standardy. I zdawał sobie sprawę z tego, że myśli o niej zdecydowanie zbyt często, w zdecydowanie nieodpowiedni sposób. Czy to jednak usprawiedliwiało to, co powiedział? Na pewno nie. Dlatego będzie musiał ponieść konsekwencje.