Moc

90 5 0
                                    

- Wstawać gołąbeczki, to że się w końcu ze sobą przespaliście nie zwalnia was od pracy. - W progu pojawił się radosny Nicolas. Sławek podciągnął wyżej kołdrę, aby na pewno mnie zasłaniała i zaczął na niego warczeć. - Czekam za drzwiami. Zwłaszcza, że zaraz powrócą osoby, którym masz zdjąć tarcze.

- Powrócą?

- No tak, pierwsi pojawili się już cztery godziny temu, ale powiesiłem kartkę, aby ci nie przeszkadzali aż do południa.

- Jaką kartkę? Do południa? To która jest godzina?

- Za kwadrans dwunasta. - Jak oparzona próbowałam wyskoczyć spod kołdry, ale Sławek jeszcze mocniej mnie do siebie przytulił. Dopiero czując jego męskość na wysokości swoich pośladków przypomniałam sobie, że jesteśmy nadzy. Zarumieniłam się zawstydzona, że zapomniałam o tym fakcie. Nicolas ze śmiechem wyszedł z pokoju. Dopiero wtedy Sławek puścił mnie na tyle, abym mogła wstać i w pośpiechu zacząć się ubierać.

- Dlaczego nas nie obudzili?

- Pewnie chcieli, aby udało nam się chociaż trochę odpocząć. Czeka nas męczący dzień. A konkretniej miesiąc. - Ubrani wyszliśmy z pokoju, na drzwiach rzeczywiście wisiała kartka. "Prosimy nie przeszkadzać. Korzystamy z chwili samotności. Jeśli nie chcesz się zetknąć z obrazami, których nie uda ci się wyrzucić z głowy to proponujemy nie otwierać drzwi przed południem." Westchnęłam z zażenowaniem.

- Mogę go zabić? - Sławek roześmiał się na cytowanie jego słów. Pocałował mnie i zerwał kartkę, aby złożyć ją na cztery i włożyć do kieszeni spodni. Westchnęłam na ten widok, ale się nie sprzeciwiałam. Dosłownie po paru sekundach niepewnie pojawiła się pierwsza osoba do zdjęcia tarcz. Natomiast nie pojawiła się nawet jedna do założenia. Widocznie przestali się już przejmować możliwością ataku. Albo nie boją się wiedząc, że to da się wyleczyć. Na korytarzu czekał na nas Nicolas. Podał mi kanapki i butelkę wody. - Zabiję cię. - Powiedziałam w połowie rozbawionym a w połowie złym głosem.

- Polecam się na przyszłość.

- A skąd wiedziałeś co między nami zaszło?

- Żartujesz? Wysłaliście taką falę mocy, że chyba każdy w tym azylu poczuł co się stało. - Westchnęłam jeszcze bardziej zażenowana co spotkało się z cichym chichotem Nicolasa. Chyba jednak miał trochę racji, bo wszystkie osoby, które nas mijały miały podobny wyraz twarzy.

- Sławek, przenieś nas do więzienia zanim zapadnę się pod ziemię ze wstydu. - Uśmiechnął się delikatnie. Pocałował mnie w czoło. Zamknęłam na chwilę oczy i otworzyłam już na miejscu. Czekało na nas kilka żywiołaków. Spojrzałam zdziwiona na nich, a następnie na Sławka.

- Poinformowałem Wojtka jak tylko wstaliśmy, aby kogoś tutaj przysłał. - O więcej pytać nie musiałam. Sławek wskazał mi klatkę i wyciągnęłam w jej stronę rękę, aby nałożyć na wampira pierwszą tarczę. Jednak ku mojemu zdziwieniu od razu został rozłożony na podłodze. Wbiegłam do klatki próbując się zorientować co się stało.

- Użyłaś za dużo mocy.

- Tyle samo co zwykle.

- Pamiętaj, że obydwoje macie teraz więcej siły. - Spojrzeliśmy na siebie delikatnie zaniepokojeni. Spróbowałam poluzować chociaż trochę barierę, aby wampir mógł zacząć oddychać. Pokiwałam głową do Sławka, który rozpoczął leczenie. Szło mu równie nieporadnie co mi. Dopiero pod koniec udało mu się jako tako kontrolować swoje czyny. Przeszliśmy do kolejnej celi i następnej. Po pięciu osobach działaliśmy już niemal mechanicznie. Po dziesięciu pojawił się wilkołak, który zmienił Nicolasa na kolejne dwie tury uzdrawiania. Ku naszemu zdziwieniu pojawił się też Antonio, który udzielił swojej pomocy. Chyba było mu głupio za to co zrobił, a konkretniej za to czego nie zrobił. Sławek doszedł już do perfekcji i leczenie jednej osoby zajmowało mu koło piętnastu minut.

Wojna rasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz