Budzę się z głośnym jękiem ponieważ jest mi naprawdę gorąco, a moja głowa huczy niemiłosiernie. Jestem przykryta grubą pierzyną i czuje ciężar, który mnie przygniata. Zwalam rękę i nogę Jennifer z mojego ciała, dziewczyna zawsze niemiłosiernie się rozpychała gdy spała.
Dziękuje w duchu za rolety w pokoju Jen, które nie pozwalają słońcu przedrzeć się przez okna. Wczoraj po moim pocałunku z Nate'em, o którym za wszelką cenę chce zapomnieć, wróciłam na imprezę, ale rzecz jasna przez dwie godziny siedziałam w jakimś kącie próbując nie trafić na Nate'a co mi się udało, od kiedy uciekłam to go nie widziałam. Wiem że chłopaka mnie nie poznał, ba on nawet nie wie że Fay Taylors istnieje, ale tak czy siak jest to stresujące.
Wstaje powoli z łóżka żeby nie nabawić się zawrotów głowy i idę do łazienki uprzednio zgarniając z szafy Jen jakieś ubrania. Zdejmuje z siebie z cichym warknięciem ubrania z zeszłej nocy i patrzę w lustro.
Moją szyję zdobi kilka dużych malinek, które skutecznie przypominają mi że prawie wylądowałam w łóżku z Nathaniel'em White'em. Cholera jasna nigdy się tak nie zachowywałam, co prawda zawsze miałam słabą głowę i wczoraj trochę przesadziłam z alkoholem, ale nigdy nie byłam jak te łatwe laski, które wskakują do łóżka pierwszemu lepszemu.
No dobra White z pewnością nie jest pierwszym lepszym, bo to w końcu White, niezwykle przystojny, marzenie każdej dziewczyny, ale tak czy siak, jestem zażenowana tym co zrobiłam.
Wchodzę pod prysznic i odkręcam gorącą wodę, o ile łatwiejsze było by moje życie gdybym mogła po prostu za sprawą wody pozbyć się wszystkich zmartwień, ale niestety to tylko woda, bez magicznych właściwości.
Przez długi czas stoję pod prysznicem pozwalając wodzie płynąć, wychodzę dopiero gdy lustro nad umywalką jest całkowicie zaparowane. Ubieram na siebie szare dresy i bluzę z kapturem, która na szczęście zakrywa malinki na mojej szyi.
Schodzę na dół, rodziców Jen nie ma w domu, co mnie nie dziwi, prawie nigdy ich nie ma. Są fotografami i często są w rozjazdach robiąc zdjęcia do gazet czy czasopism. Zaglądam do szafki w kuchni, w którą zawsze leżą leki i wyciągam aspirynę, którą od razu połykam.
Przez chwilę siedzę i po prostu gapię się w ścianę przede mną próbując zrozumieć jakim cudem dałam się tak ponieść wczoraj. Dlatego zrezygnowałam z imprez, bo przez nie zapominałam. Wzdycham cicho, od nadmiaru myśli zaczyna mnie bardziej boleć głowa. Włączam ekspres do kawy i zabieram się za robinie śniadania, z doświadczenia wiem, że Jennifer zawsze jest bardzo głodna, gdy ma kaca. Dziwne, ale tak reaguje jej organizm.
W lodówce dziewczyny zawsze gdy nie ma jej rodziców nie ma praktycznie nic i tak jest i teraz, znajduje jedynie jednego pomidora, masło i ser, no cóż to musi mi wystarczyć. Mimowolnie moje myśli znów wędrują do niewiarygodnie przystojnego chłopaka, o łobuzerskim uśmieszku i cudownie miękkich ustach.
Stop, Fay przestań.
Ale nie moge przestać, nie mogę bo nadal czuję jego usta na swoich, bo moją szyje zdobi kilka dużych malinek, bo na swoim ciele czuję jego palący dotyk.
Odrywam się od myśli dopiero gdy słyszę jęk i kroki na schodach. Po chwili do kuchni wchodzi Jen, wygląda tak zabawnie, że nie mogę powstrzymać śmiechu, na który dziewczyna posyła mi środkowy palec.
-Zrobiłam ci śniadanie- Stawiam talerz z kanapkami na stole.
-Fay już mówiłam jak bardzo cię kocham?- Mówi i wpycha niemal całą kanapkę do buzi.
-Jesteś obrzydliwa-Komentuje jej sposób spożywania posiłku i z rozbawieniem siadam naprzeciwko niej z kubkiem kawy- Gdzie się wczoraj podziałaś na imprezie?
CZYTASZ
Love under the stars
Romance-Kiedy wreszcie zrozumiesz?- Krzyczy wyraźnie zdenerwowany i pięścią uderza o ścianę- Nasz los nie jest zapisany w gwiazdach, to nie one decydują o tym co robisz, to ty kierujesz swoim życiem. Przegryzam wargę chcąc pohamować łzy cisnące mi się do...