Rozdział 38

5K 190 33
                                    

Gdybym wiedziała, że mój nowy rok będzie kolejnym katalizatorem mojego przysłowiowego końca, nie wyszłabym nawet z domu, ale cholera nie wiedziałam.

Jest za dziesięć siedemnasta, za dwadzieścia minut będzie po mnie Nate, a ja jestem w totalnej rozsypce. Mam na sobie jedynie szlafrok i pomalowane tylko jedno oko. Przeżyłam kryzys w postaci braku niedziurawych rajstop i musiałam przekopać każdą szufladę szafy i komody w poszukiwaniu nowych. Potem zrobiłam zbyt grubą kreskę na prawej powiece i musiałam ją poprawiać, przez co w porównaniu lewa wyglądała strasznie krzywo, więc ją też poprawiłam. Na deser obcasy moich botków były ubłocone i musiałam siedzieć z gąbką i przez piętnaście minut zeskrobywać zaschniętą ziemię.

Warczę wkurzona, gdy słyszę dzwonek do drzwi i krzyczę do mamy, która sama się przygotowuje do wyjścia na jakąś imprezę z Davidem, żeby otworzyła drzwi. Sama staram się jakoś ujarzmić swoje włosy. Chciałam je na początku wyprostować, ale teraz nie mam już na to czasu.

-Ta przeklęta sukienka- Odwracam się do Nate'a, który swawolnie opiera się o framugę drzwi mojego pokoju.

Wygląda nieziemsko. W czarnej koszulce i czarnych dżinsach, włosy jak zwykle zostawił rozwalone. Na jego ustach błąka się cwaniacki uśmiech.

-Nie podoba ci się?- Wydymam usta i uśmiecham się niewinnie.

Nate warczy pod nosem i dwoma, dużymi krokami znajduję się przy mnie.

-Właśnie o to chodzi kruszynko, że podoba mi się i to za bardzo- Przyciąga mnie do siebie, tak że nie ma pomiędzy nami wolnej przestrzeni- I jestem pewien, że każdemu innemu chłopakowi też się spodoba- Kręcę rozbawiona głową i odsuwam się od chłopaka, żeby dokończyć makijaż.

Nigdy nie uważałam się za szczególnie piękną i nie wiadomo jak wspaniałą. Od taka przeciętna dziewczyna z gniazdem na głowie. Nigdy nie uważałam, że ktoś pokroju Nate'a mógłby uważać, że jestem piękna. Bo w końcu on to on, a ja to ja. Nate jest niczym anioł. Nigdy nie będzie mi dane poznać jego biologicznych rodziców i nie wiem nawet czy Nate, ma jakiekolwiek zdjęcie, które ich przedstawia, ale sądzę, że jego matka i ojciec musieli być zniewalająco piękni, żeby stworzyć kogoś takiego.

Uśmiecham się lekko do swojego odbicia w lustrze, gdy moje drugie oko również jest mocno pomalowane w stylu smoky eye. Usta maluję ciemno czerwoną szminką i ubieram na stopy botki na grubym obcasie, ponieważ na innym byłoby mi cholernie niewygodnie. Odwracam się w stronę Nate'a, który leży na łóżku i przegląda coś na telefonie.

-Możemy iść- Mówię i biorę torebkę, w której jest już coś na przebranie, bo nie mam zamiaru wracać do domu.

Nate ze stęknięciem unosi się z materaca i zastyga na moment, gdy mnie widzi. Otwiera lekko buzię, na co marszczę brwi, bo halo nie wyglądam aż tak pięknie.

-Nate wszystko w porządku?

-Tak, tak- Otrząsa się i nadal się na mnie gapi- Po prostu wyglądasz..zupełnie jak nie ty- Znów patrz na mnie w milczeniu, a ja spuszczam głowę, bo nie wiem jak zinterpretować jego słowa.

Jak nie ja? To znaczy dobrze, czy źle?

-Znaczy się, to nie znaczy się, że źle- Chłopak szybko się reflektuję i uśmiecha do mnie zawadiacko- Wyglądasz niesamowicie, po prostu mnie zatkało.

Uśmiecham się nieśmiało, bo nadal nie uważam że wyglądam, aż tak niesamowicie. Nate nachyla się, żeby pocałować mnie w usta, ale w ostatnim momencie się uchylam i usta Nate'a natrafiają na mój policzek.

-Ej.

-Mam szminkę- Wskazuję na pomalowane usta i zanim Nate ponowie zachce złączyć nasze usta.

Love under the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz