Rozdział 4

6.6K 238 63
                                    

Nie wiedzieć czemu tak bardzo się stresowałam tą całą sprawą, jak jakaś idiotka, która ma problemy z hormonami. Przez cały kolejny tydzień Nathaniel White nie odezwał się do mnie ani słowem, jakby w ogóle  zapomniał o moim istnieniu i najprawdopodobniej tak było, przecież Gia.. to znaczy ja byłam tylko kolejną, naiwną laską. Plotki w szkole o tym co zaszło na stołówce zaczęły po woli być jedyne uszczypliwymi uwagami i podnieceniami dziewczyn z niższych klas, a ja znów stałam się anonimową dziewczyną, tak jak chciałam, do czasu.

Stoję razem z Martinem przy mojej szafce, chłopak opowiada mi o nowym filmie jaki oglądał w weekend, a ja z niecierpliwością czekam na Jen, która prosiła o podwózkę do domu, bo jej samochód jest w naprawie.

-Fay co ty na to żebyśmy wybrali się jutro po szkole na kręgle?-Słyszę pytanie padające z ust Martina i już mam odpowiedzieć, że z wielką chęcią z nim wyjadę, gdy ktoś opiera rękę o moją szafkę tym samym sprawiając, że nie mam wyboru i muszę przylec plecami do metalowych drzwiczek. Wiem kto to jeszcze zanim na niego spojrzę, tylko jeden chłopak pachnie tak dobrze.

-Niestety Fay nigdzie z tobą nie pójdzie w piątek- Zamieram w bezruchu, gdy słyszę pewny siebie ton White'a.

-Co?-Dlaczego przy tym chłopaku nie potrafię się normalnie wysławiać?

-Fay w piątek idzie do mnie na imprezę- Mówi patrząc mi w oczy z takim przekonaniem, że zaczynam wierzyć że idę w piątek na imprezę.

-A kim ty niby jesteś żeby podejmować za nią decyzje?-Przymykam oczy gotowa na wybuch Nate'a, już raz przetestowałam jego niezbyt stalowe nerwy.

Jeżeli przez to, że pobrudziłam jego koszulkę obiadem, tak się zezłościł to jak bardzo zły jest gdy ktoś podważa jego słowa?

-Fay?- Ze zdumieniem patrzę na chłopaka z zawadiackim uśmiechem, który wcale się nie złości- Impreza, piątek, wyśle ci adres sms'em-Chłopak nie czekając na moją odpowiedź odchodzi mrugając do mnie.

-Zaraz nie masz mojego numeru- Krzyczę przytomniejąc.

-Poradzę sobie- Słyszę i dopiero wtedy pozwalam sobie znów oddychać pełną piersią.

Dopiero po kilku chwilach przypominam sobie o Martinie, który niezadowolony stoi obok i przygląda mi się badawczo. Cholera, co teraz?

-Przepraszam- Mówię ze skruchą- Może sobota wieczorem?

Męska duma Martina, która przed chwilą została zdeptana przez Nate'a znów zdaję się być na właściwym miejscu bo chłopak uśmiecha się i kiwa głową. Uśmiecham się do czasy, gdy Martin odchodzi.

-Fuck- Mówię cicho, żeby przypadkiem przekleństwo nie dotarło do uszu któregoś z nauczycieli.

-Co jest?- Jen podchodzi do mnie z książkami w rękach, co jest dla mnie nie powiem bardzo, bardzo rzadkim i dziwnym zjawiskiem.

-Idziemy w piątek na imprezę- Próbuje brzmieć obojętnie- Do Nate'a.

Dziewczyna wlepia spojrzenie swoich zielonych oczu w moją osobę i po chwili z jej ust wydobywa się piśnięcie.

-Fay jesteś genialna, imprezy u Nate'a są odjazdowe- Jen jest bardzo podekscytowana, przez co zaczyna tryskać energią i zapewne zaraz będzie chciała wyciągnąć mnie na zakupy- Każdy chce dostać tam zaproszenie.

-Taa pewnie tak- Mówię mniej entuzjastycznie.

-Idziemy na zakupy-Jen łapie mnie za ramie i ciągnie w stronę wyjścia ze szkoły.

Wiem, że nie ma co się opierać, Jennifer i tak postawi na swoim, a poza tym jakaś małą, bardzo mała część mnie naprawdę chcę iść na tą imprezę, mimo wszystko czułam się dobrze, gdy procenty pozwalały mi na moment zapomnieć.

Love under the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz