Rozdział 24

5.5K 225 7
                                    

-Słuchaj, zrozumiem jeśli to pytanie wyda ci się nie na miejscu i jeśli nie zechcesz na nie odpowiadać- Patrzę na Jordana dojadając mój posiłek, jego mina wyraża, iż naprawdę uważa to pytanie za niestosowne, ale ciekawość wzięła górę- Ale kim był ten chłopak, z którym.. um.. rozmawiałaś?- Wzdycham głośno i uśmiecham się ironicznie pod nosem.

-Nie wmówisz mi, że moja matka wam nie powiedziała-Prycham będąc pewna, że moja rodzicielka nie szczędziła im epitetów opisując mojego chłopaka.

-A więc to ten słynny Nathaniel White, który cię demoralizuje i przeciąga na niewłaściwe ścieżki- Jordan śmieje się, a ja razem z nim.

Na początku myślałam, że Jordan będzie kolejnym nudnym jak flaki z olejem chłoptasiem studiującym prawo, ale okazał się naprawdę spoko kolesiem. I byłby to naprawdę fajny wypad, gdyby nie to, że w głowie cały czas siedzi mi Nate, a jego obojętna twarz i słowa, które bolą grają w moim umyśle niczym beznadziejny i denny film.

-Więc, pokłóciliście się?-Pyta, a ja po raz kolejny ciężko wzdycham.

-Trochę- Mówię i kręcę głową-Ale nie ważne, nie mówmy o tym.

Jordan zgadza się ze mną i prosi kelnerkę, żeby zamówić deser. Wybieram szarlotkę z lodami, a chłopak zamawia ciasto czekoladowe. Jordan opowiada mi o swoich studiach, o matce, która ich zostawiła, gdy miał dwa latka, by spełniać się jak aktorka na deskach teatru, o ojcu i dziadkach, którzy go wychowali. Uśmiecham się do niego, reaguje na opowieść o sukowatej matce, ale nie jestem w stanie nic zrobić z faktem, że myślami nie jestem przy nim. Wszystko o czym potrafię myśleć to On. Mimo, że myśli te cholernie bolały. Jego słowa i obojętna postawa krążą w moim umyśle, a ja bez przerwy tylko myślę o tym czy żałuje? Czy siedzi teraz na kanapie w swoim salonie i żałuje słów jakie dane mi było od niego usłyszeć? Czy wymyśla teraz sto jeden sposobów, żeby mnie przeprosić?

-Fay naprawdę dobrze mi się z tobą rozmawia, ale jutro mam prezentację i muszę nad nią jeszcze popracować-Jordan wyrywa mnie z rozmyśleń i posyła mi pełen skruchy wzrok- Przepraszam, że...

-Hej, w porządku rozumiem-Uśmiecham się i wstaje- Sama mam jeszcze nie odrobione lekcje na jutro.

Chłopak rozlicza się i zostawia kelnerce pokaźny napiwek, po czym obydwoje kierujemy się w stronę auta. Jestem wdzięczna za to że Jordan to raczej rozmowny typ i nie mam między nami krępującej ciszy, ponieważ ja z pewnością nie byłabym teraz osobą, która zaczyna rozmowę. Mijamy znajome budynki i ulice, słyszę jak chłopak z kierownicą opowiada o swojej dziewczynie, która wydaje się naprawdę wspaniała, ale ja sama wszystko co słyszę to Nie rób scen. Głupie, trzy słowa, które sprawiają, że kipię złością.

-Dzięki za dziś Fay- Orientuje się, że jesteśmy pod moim domem, gdy Jordan gasi silnik i odwraca się w moja stronę.

-Tak, było miło- Uśmiecham się- Wejdziesz na kolacje? - Wiem, że matka by mnie zabiła, gdybym nie zapytała.

-Może innym razem- Mówi i również się uśmiecha.

-Więc, do zobaczenia- Wysiadam z auta i machając mu na pożegnanie otwieram drzwi do domu.

Mama dopada mnie jak tylko przekraczam próg, wiem, że pewnie podglądała z okna w kuchni i dlatego wie, że jestem już w domu.

-I jak było?-Idzie za mną do salonu i siada obok na kanapie.

-Spoko-Mówię, wiedząc że to nie zaspokoi jej ciekawości, a wręcz na odwrót.

Moja rodzicielka generalnie jest bardzo ciekawską osobą, co z Bellą często wykorzystywałyśmy dla własnej uciechy. Mama musiała wiedzieć wszystko, od tego co jedliśmy, do tego na jakie tematy rozmawialiśmy.

Love under the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz