Nie lubię planować, z reguły nigdy nic nie planuję, bo po co skoro życie i tak zrobi co chcę? Po co mam się zamęczać i układać plany na życie, skoro w jeden mig wszystko może się zmienić? Skoro ktoś może wlecieć w nasze auto, możesz wpaść pod ciężarówkę, możesz dostać zapalenia i umrzeć, bo nie zareagowałeś za szybko, możesz zostać niewinną ofiarą napadu na bank. Więc jaki jest sens planowania?
Zaplanowałam jedynie dwie pewne rzeczy w moim życiu. Pierwszą była nauka na Waszyngtońskim Uniwersytecie na wydziale astronomii, na którą się dostałam dzięki temu, że mój chłopak ze mną zerwał i zaledwie w kilka miesięcy podciągnęłam oceny do tego stopnia, że wpisałam się w najlepszą szóstkę naszego liceum. Drugą rzeczą, którą zaplanowałam bardzo skrupulatnie był mój piątkowy wieczór, w dzień balu ostatnich klas. Musiałam to zrobić jeszcze kilka tygodni przed samym przedsięwzięciem, bo gdybym nie miała planów Jen kazałaby mi iść na bal, a tego na pewno nie chciałam robić, nawet gdyby ktoś mi obiecał milion dolarów. No dobra za milion dolców bym poszła, ale nikt mi nie obiecał, tak więc nie idę.
Powiedziałam Jennifer, że muszę podać na akademik na uniwersytet i że powinnam też, w końcu pozbyć się rzeczy Nate'a, które nadal u mnie zalegały i nie byłam w stanie się ich pozbyć, bo za bardzo bolało. Plany takie sobie, ale przekonały Jen, która naburmuszona w końcu odpuściła. Dlatego teraz, gdy większość dziewczyn z naszego rocznika ubiera się w swoje suknie, w których będą wyglądały jak różowe babeczki i nakładają na twarz niezliczoną ilość makijażu, ja siedzę w porozciąganych dresach w swoim pokoju i próbuję się zebrać, żeby chociaż wziąć do ręki koszulkę Nate'a, która leży na dnie szuflady.
Kiedy dopiero zaczynałam naukę w liceum byłam niezwykle podekscytowana wizją balu ostatnich roczników. Piękne suknie, wybory na króla i królową, tańce z chłopcami i afterparty, na którym każdy się tak upija, że nie wie które to nogi, a które ręce. Pamiętam, jak już wtedy z Jen snułyśmy opowieści o tym jak będzie. Nigdy w moich opowieściach jednak nie było momentu, w którym przed balem zrywam z chłopakiem i jestem zaryczaną marudą w porozciąganych dresach.
Jestem ciekawa czy Nate będzie, pewnie tak, z tą wywłoką Colette, która pinzdrzy się do niego na każdej przerwie i jakoś zawsze obok mojej szafki. Wzdycham głośno i kładę się płasko na łóżko. Jezu, rozstania są naprawdę ciężkie i ani trochę mi się nie podobają.
Biorę w rękę telefon, żeby sprawdzić relacje dziewczyn z naszej szkoły na instagramie i może wypatrzyć gdzieś Nate'a. Karcę sama siebie za takie zachowanie, ale nie jestem w stanie się powstrzymać. Szukam go wzorkiem na każdym zdjęciu i filmiku i wzdycham z ulgą, gdy na żadnym go nie zauważam. Gdy osoba, z którą zerwałaś również ma się tak samo beznadziejnie jak ty, poprawia to nieco humor. Może i Nate nie pokazywał tego, że czuję się źle, ale zdążyłam poznać go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że tak jest, a przynajmniej było przez pierwsze tygodnie.
Przewalam się na brzuch, gdy słyszę pukanie do drzwi i zanim zdążę odpowiedzieć staje w nich mama. Początkowo nie zauważam ciemnego pokrowca na sukienką, który trzyma w jednej dłoni, ale gdy wchodzi cała do pokoju z tym uśmieszkiem, który ma na twarzy zawsze, gdy na przykład momencie prosi, żebym pobiegła kupić ciasto, bo za chwilę będą goście, a ona zapomniała o nim, gdy robiła zakupy.
Kręcę przecząco głową, tak szybko, że czuję zawroty, jeszcze zanim kobieta zdąży coś powiedzieć. Domyślam się czego może chcieć i co może być w owym pokrowcu.
-Nawet o tym nie myśl- Warczę i odwracam się od niej pokazując, że nie mam zamiaru nawet o tym dyskutować.
-Przynajmniej popatrz- Prosi mama, ale ja ponownie kręcę głową i wstaję z łóżka.
CZYTASZ
Love under the stars
Romance-Kiedy wreszcie zrozumiesz?- Krzyczy wyraźnie zdenerwowany i pięścią uderza o ścianę- Nasz los nie jest zapisany w gwiazdach, to nie one decydują o tym co robisz, to ty kierujesz swoim życiem. Przegryzam wargę chcąc pohamować łzy cisnące mi się do...