Epilog

9.8K 368 209
                                    

Coś się kończy, coś się zaczyna.

Lubię te powiedzenie. Pozwala myśleć choć trochę pozytywnie, gdy robisz krok w niewiadome. Zazwyczaj boimy się zmian, nawet jeśli mają przynieść coś dobrego, bo co jeśli po drodze będzie ciężko? Co jeśli podwinie nam się noga i okażę się, że popełniliśmy błąd? Znajome jest dobre, znajome jest bezpieczne.

Zazwyczaj czułam przerażenie, gdy myślałam o zmianach. Gdy szłam do nowej szkoły nie byłam w stanie jeść przez cały pierwszy miesiąc. Zmiany zawsze sprawiały, że czułam nudności. Tym razem jednak jest inaczej. Łaknę zmiany i nie oszukujmy się głównie, przez chłopaka, którego nawet po kilku miesiącach nie jestem w stanie przestać kochać, mimo że on już dawno się ze mnie wyleczył.

Tuż po zakończeniu roku szkolnego i odebraniu dyplomów Nathaniel wyjechał z miasta. Nie wiem gdzie, nie wiem po co. Nie mamy kontaktu. Wakacje spędziłam głównie z Jen, mamą i Bellą. Chciałam poświęcić im jak najwięcej czasu przed wyjazdem na studia. W dzień chodziłam na zakupy, pływałam w oceanie, robiłam wycieczki po miejscach, które zawsze chciałam odwiedzić. W nocy siedziałam na parapecie, patrzyłam w gwiazdy i myślałam, czy tak właśnie miało być. Czy moją i Nate'a historia od początku była zapisana i spisana na straty, czy to jednak ja chwyciłam za ster i nas rozbiłam?

Z ogarniającą mnie ekscytacją wyczekiwałam dwudziestego sierpnia, kiedy to mama zawiezie mnie na kampus uniwersytetu Waszyngtońskiego, kiedy zacznę nowy rozdział mojego życia, poznam nowych ludzi i może nauczę się nie tęsknić za Nate'em, aż tak rozpaczliwie. Bo tutaj stało się to nader ciężkie. Tutaj wszystko mi o nim, o nas przypomina. Mój pokój, park, szkoła, sklep, ścieżka prowadząca do jego budynku.

Chciałabym wiedzieć, czy może choć odrobinę mi wybaczył, czy może jego serce się ociepliło na myśl o mnie, ale szanuję jego decyzję i nie pytam, nie dzwonię, nie kontaktuję się. Kilka dni temu Jen zrobiła dla mnie imprezę pożegnalną, bo ona nie wyjeżdża, zostaję jeszcze rok w domu, potem ma zamiar zacząć naukę w Nowym Jorku. Widzę ją w wielkim jabłku, ubraną w najmodniejsze ciuchy na wysokich obcasach z kawą i magazynem modowym w ręku. Na moją imprezę przyszło sporo osób z naszego rocznika, dużo z nich nawet nie znałam i mimo że wiedziałam, że on nie przyszedł cały wieczór spędziłam na wypatrywaniu go w tłumie. Wspominałam naszą ostatnią noc zbyt często, żeby było to zdrowe. Rozpamiętywałam smak jego ust, nasze zgrzane ciała przyciśnięte do siebie. Jego ręce na moich udach, pocałunki na mojej szyi, ciepły oddech, delikatne muśnięcia palców, zapach ciała, wzrok pełen pożądania. Ale nie płakałam już. Nie czułam, że moje serce rozrywa się z tęsknoty, czułam nostalgię, czułam miłość, czułam szczęście, gdy pamiętałam o tym jak było. Nie stałam się maniaczką. Nie uzależniłam się od jego osoby, nasza relacja nigdy nie była toksyczna i po rozstaniu też się taka nie stała.

Obydwoje popełniliśmy błędy, obydwoje siebie skrzywdziliśmy, ale jesteśmy tylko ludźmi. Jesteśmy tak naprawdę nadal dzieciakami, którzy trochę błądzą w ciemności, stając się odgadnąć kształty poszczególnych uczuć. Ale to dobrze, bo uczymy się na swoich błędach, bo mamy do nich prawo.

-Masz wszytko?- Mama rozgląda się po salonie zapewne wymyślając co by jeszcze wcisnąć do moich i tak już maksymalnie załadowanych walizek.

-Tak, mamo- Uśmiecham się do niej litościwie- Mam więcej, niż potrzebuję, a poza tym to tylko trzy godziny samochodem.

-Wiem, ale nie mogę nadal przyzwyczaić się do myśli, że nie będzie cię tu każdego dnia- Mama uśmiecha się do mnie lekko i nieco krzywo, jakby starała się pohamować łzy.

-Oj daj spokój, nie byłam aż tak wspaniałą córką, w sumie gdy teraz o tym myślę, byłam beznadzieją córką.

-Nigdy nie byłaś i nie jesteś beznadzieją córką- Mama przyciąga mnie do siebie i całuje w czubek głowy- No dobra, jedziemy zanim się popłaczę i nigdzie cię nie puszczę, Bella!

Love under the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz