-Nate wstawaj- Wyciągam rękę do chłopaka, który leży na moim łóżku z rękoma pod głową i przygląda się jak przygotowuje się do wyjścia-Spóźnimy się.
-Will poczeka- Zanim zdążę jakkolwiek zareagować chłopak ciągnie mnie za wyciągniętą w jego stronę rękę sprawiając, że ląduje na jego klatce piersiowej.
Nate zaczyna lekko przegryzać skórę na mojej szyi, jest już za późno gdy zdaje sobie sprawę z tego co robi i nie mogę, a nawet nie chce powstrzymywać chłopaka, przed tworzeniem malinki na moim ciele. Po chwili jednak, gdy ręka Nate znajduje się niebezpiecznie blisko mojego zapięcia od stanika orientuje się w sytuacji i wstaje z jego ciała. Ja, Nate plus łóżko nie jest wcale dobrym pomysłem.
-To urodziny twojego przyjaciela, chodź- White dziś rano poinformował mnie o tym, że idę z nim na imprezę niejakiego Will'a, nie przyjmował mojej odmowy, gdy protestowałam, niemal płacząc, jakby nie patrzeć Nate nie jest dobrym chłopcem z sąsiedztwa. Wiem, że prowadzi się z typami spod ciemnej gwiazdy, że nie jest typem chłopaka z jakim rodzice chcą widzieć swoją córkę i że wzbudza ogólną niechęć w dobrych matkach Willamsburg. Dlatego też spotkanie jego przyjaciół, którzy zapewne są jeszcze gorsi niż on, napawa mnie niezrozumiałym lękiem.
-Jeszcze dziś rano nie byłaś tak chętna na uczestnictwo w tym przyjęciu- Chłopak dźwiga się z łóżka i czeka, aż ubiorę botki.
-Jeszcze mogę zmienić zdanie- Fukam i schodzę na dół, gdzie biorę z wieszaka płaszcz i torebkę.
Mam szczęście, że mamy nie ma w domu, gdyby była na pewno zakazałby mi jakiegokolwiek wyjścia z Nate'em. Jeszcze nie uraczyłam moją rodzicielkę jakże szczęśliwymi wieściami dotyczącymi mojego związku z chłopakiem, który jak już wspominałam nie jest typem chłopaka, z jakim chciałaby mnie zobaczyć mój ojciec, a tym bardziej matka.
Wychodzimy z domu, Nate otwiera mi drzwi do swojego auta niczym na dżentelmena przystało, ale ja wiem że jedynie po co to robi, to aby bezkarnie gapić się na mój tyłek w obcisłych dżinsach i że też je ubrałam. Jedziemy w ciszy, którą zakłóca jedynie cicho grające radio. Impreza mieści się w jednym z barów na przedmieściach miasta, gdzie nie powinnam się zapuszczać, podobno to miejsce, gdzie można sprzedać duszę diabłu i kupić nową tożsamość, jak i narkotyki, płatnego zabójcę oraz parę innych, przerażających rzeczy.
-Czemu się stresujesz?- Nate ściska lekko moje udo, na którym cały czas trzyma dłoń.
-Wcale się nie stresuję- Prycham i próbuje zamaskować zdenerwowanie kiepskim uśmiechem.
-Kruszynko nie okłamuj mnie, bo ci to nigdy nie wychodzi-Och gdybyś tylko wiedział- Widzę, że jesteś zdenerwowana.
-A jak myślisz Nate?- Unoszę ręce do góry patrząc na niego z miną mówiącą "domyśl się "- Twoi znajomi, to pewnie super goście, którzy wzbudzają ogólny respekt i strach, a żadna matka nie chce widzieć swojego dziecka zadającymi się z nimi- Nate nieudolnie próbuję zamaskować śmiech, co mnie nieco denerwuję- Przecież ja tam zupełnie nie pasuje, a co jak mnie nie polubią?
-Taylors, wszystko będzie w porządku, obiecuje- Zapewnienia White'a jednak wcale nie przynoszą mi ulgi.
Gdy parkujemy przed dobrze znanym mi barem, w którym kiedyś przy stole bilardowym, pozwoliłam Nate'owi na o wiele za dużo niż powinnam była i wylądowałam u niego w domu, prawie tracąc z nim dziewictwo, moje serce zaczyna bić zbyt szybko. Posyłam chłopakowi karcące spojrzenie, gdy widzę jego łobuzerski uśmiech.
-Masz może ochotę na powtórkę?- Jego sugestywny wzrok mówi sam za siebie, napewno nie ma na myśli powtórki w bilarda, a raczej tego co się działo na jego stole.
CZYTASZ
Love under the stars
Romance-Kiedy wreszcie zrozumiesz?- Krzyczy wyraźnie zdenerwowany i pięścią uderza o ścianę- Nasz los nie jest zapisany w gwiazdach, to nie one decydują o tym co robisz, to ty kierujesz swoim życiem. Przegryzam wargę chcąc pohamować łzy cisnące mi się do...