Niewielkie wynajęte mieszkanie nie było szczytem marzeń, ale dawało namiastkę prywatności, o jakiej od dawna marzył. Własna sypialnia, własna łazienka, kuchnia... Więcej nie potrzebował.
-Jared-Pan-Na-Włościach.- Zaśmiał się, wygładzając przykrywający łóżko koc, równie sfatygowany jak większość mebli w mieszkaniu.
Zerknął na stojący na szafce zegar: za dwadzieścia druga. Pewnie właśnie teraz Vanja odbiera świadectwo, albo nawet już odebrała i wyszła ze szkoły.
Vanja. Pełna optymizmu i energii córka ruskiej kurwy i jej czarnego alfonsa. Drobna, prawie filigranowa dziewczyna, która musi zadzierać głowę, żeby spojrzeć Jaredowi w oczy.
Poznał ją na jakiejś imprezie, nie pamiętał gdzie, i od razu wpadła mu w oko, i to tak, że pod dwóch tygodniach z sobą "chodzili". Nie oficjalnie: Vanja była za młoda, żeby pokazywać się z nią na ulicy bez obaw o zainteresowanie policji. Wyglądała przy tym na trzynaście lat, choć miała o prawie dwa więcej. On miał dwadzieścia.
Przez dwa miesiące codziennych spotkań z Vanją, Jared nie mógł wyjść z podziwu nad jej charakterem i wolą życia. Po jej pochodzeniu mógł spodziewać się, że będzie zadatkiem na młodocianą kurewkę, da mu na drugiej czy trzeciej randce, może wcześniej porządnie obciągnie, marudząc coś o zbytnim pośpiechu z jego strony. Tymczasem Vanja była przeciwieństwem tego, co spodziewał się w niej znaleźć. Wesoła, skora do śmiechu, inteligentna. Dojrzała ponad swój wiek. Miała jasno sprecyzowane plany na przyszłość: uczyła się, będąc jedną z najlepszych w klasie, z myślą o studiach i karierze. Jakiej, tego jeszcze nie wiedziała. Prawdopodobnie zajmie się maklerstwem lub czymś podobnym, bo lubiła matematykę i nauki ścisłe. Wiele razy opowiadała o swoich marzeniach, podczas gdy on, daleki myślami, wolał zajmować się czymś bardziej przyziemnym.
Jasne, że próbował wsadzić jej rękę do majtek: kto by tego nie robił? Dotknął nawet jej cipki, pomacał ją, ale na tym koniec. Stwierdziła, że jest dziewicą i potrzebuje czasu. Że jeszcze nie ma piętnastu lat.
-Hm, dwa miesiące to chyba dość.- Zanucił do znanej z radia melodii, idąc do mikroskopijnej kuchni.
Kawa, zapomniana przed godziną, wystygła: wylał ją do zlewu i zaparzył świeżej.
Znów sprawdził godzinę: druga dziesięć. Na czwartą miał zaplanowane wyjście do kina: bilety, kupione dwa dni wcześniej, leżały w szufladzie, obok nich parę dolców na popcorn, piwo dla niego i oranżadę dla Vanji.
Musiał oszczędzać: to co zarobił, pracując dorywczo tu czy tam, w większości szło na opłacenie mieszkania. Nie stać go było na szaleństwa, ale dziś była szczególna okazja: jego dziewczyna kończyła szkołę.
-Kurwa, chłopie, idź się leczyć.- Zaśmiał się do swojego odbicia w oknie nad zlewem.
Okno wychodziło na ślepą ścianę sąsiedniego budynku, widok niezbyt malowniczy, ale przynajmniej nikt nie gapił się, gdy łaził po kuchni na golasa, robiąc sobie późną kolację.
Przeszedł do pokoju, oblanego słonecznym światłem, wpadającym przez szybę balkonu. Tu widok był o wiele lepszy: opalając się, mógł spoglądać na rozciągający się poniżej plac zabaw i park, choć ten drugi ledwie zasługiwał na swoją nazwę: kilka drzewek, dwie krzyżujące się ścieżki i połamana ławka to wszystko, z czego się składał. Ale i tak był lepszy, niż inny budynek, zasłaniający słońce.
Zgrzyt klucza w drzwiach wyrwał Jareda z zamyślenia. Obrócił się i uśmiechnął szeroko, widząc rozpromienioną twarz Vanji. Machała trzymanym w ręce świadectwem.
-Zdałaś?- Spytał.
-No jasne, Jay. Jestem geniuszem, pamiętasz?- Żachnęła się, ale widział, że jest z siebie po dziecięcemu dumna.
CZYTASZ
It's not my way.
أدب الهواةJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?