Druga szansa.

72 5 0
                                    

Jared obudził się, otworzył oczy i natychmiast je zamknął, oślepiony wpadającymi przez otwarte okno promieniami słońca. Przetarł dłonią opuchnięte powieki, ziewnął szeroko i usiadł, zastanawiając się półprzytomnie, które może być godzina. Plecy i lewy bark bolały go, jakby spał na gołych deskach, nie na...

Rozejrzał się, w pierwszej chwili nie rozpoznając otoczenia, obcego i ciasnego, jak cela o podwyższonym standardzie.

-Wyspałeś się?- Śpiewny głos, który rozległ się gdzieś z tyłu, przypomniał mu, gdzie jest. Próbował obejrzeć się przez ramię, ale syknął, czując igły ostrego bólu, wbijające się w kark.

-Chyba tak.- Stwierdził po chwili.

-Wstawiłam kawę.- Vanja wyłoniła się z jego prawej strony i poszła do sypialni, niosąc w rękach coś owiniętego w kilka warstw papieru.

-Świetnie.- Jared podreptał do łazienki, zadowolony, że kobieta nie widzi pokaźnego wybrzuszenia, wypychającego przód jego spodenek. Nie wiedział czemu, ale zawstydził się tego jakże zwykłego objawu pełnego o poranku pęcherza.

Stanął w lekkim rozkroku nad pokrytą siatką pęknięć, ale czystą muszlą klozetową i wysikał się, znów ziewając, aż przez całe jego ciało przeszedł dreszcz. Trzymająca penisa dłoń zatrzęsła się i kilka kropli moczu spadło na krawędź muszli, stamtąd na podłogę, rosząc odpryskami prawą stopę Jareda. Zaklął w myślach.

Skończywszy, sprzątnął po sobie i spojrzał w wiszące nad umywalką lustro, krzywiąc się na swój widok: rozczochrane włosy sterczały mu jak wiechcie czarnej-spalonej?-słomy, pod oczami miał lekko opuchnięte cienie, zarost na policzkach i brodzie sprawiał, że jego twarz wyglądała na starszą, niż była, i brudną.

Nie tak powinien wyglądać Jared Leto o żadnej porze dnia i nocy.

Myjąc twarz zimną, orzeźwiającą wodą, przypomniał sobie minioną noc, spędzoną najpierw przy oknie, przez które z dziką fascynacją obserwował życie, toczące się w rozświetlonych mieszkaniach bloku po drugiej stronie ulicy, potem, gdy znudziło mu się podglądanie, na wykańczaniu taniego sikacza i coraz mniej trzeźwych debatach z samym sobą: powinien iść do łóżka Van, czy nie powinien. Nim cokolwiek zdecydował, zasnął, półsiedząc na zapadniętej sofie i tuląc do piersi pustą butelkę.

-Zaprawiłeś się połówką gównianego wińska?- Spytał swoje odbicie i skwapliwie przytaknął.

Rozejrzał się po łazience w poszukiwaniu jakiegoś kremu, balsamu, choćby mleczka do demakijażu, czegokolwiek, co mógłby wetrzeć w zmęczoną skórę, ale półeczki były puste. W całym pomieszczeniu nie było nic, prócz końcówki rolki papieru toaletowego. Zniknęło nawet wiszące pod sufitem pranie, każąc Jaredowi domyślać się, od jak dawna jego gospodyni nie śpi, i co widziała, gdy on w najlepsze żeglował po sennej krainie, rozwalony na wąskiej sofie bez żadnego przykrycia. Trudno.

Z konieczności oddarł kilka listków papieru i wytarł nimi twarz i ręce: rozmokły papier kleił mu się do palców i zostawiał denerwujące strzępki. Jared znów stanął nad klozetem i starając się nie tracić spokoju odkleił wszystkie, wrzucając je do środka, dokąd nie pozbył się ostatniego kawałka.

Zza drzwi dobiegł go odgłos kroków Vanji i jej krzątanina w kuchni.

-Kawa gotowa.- Usłyszał przytłumiony głos, potem nierówne kroki, oddalające się zapewne w stronę sypialni.- Obrałam ci dwa kawałki pomelo, ma dużo witaminy C, dobrej na ciężki poranek.

"Ciężki poranek". Jared uśmiechnął się, słysząc określenie, jakiego zawsze używała, zamiast mówić "poranny kac". Równocześnie zdał sobie sprawę, że do tej chwili tego nie pamiętał, i zastanowił się, ile jeszcze drobiazgów zakopał wśród innych wspomnień tak głęboko, że dopiero coś, co powie lub zrobi Vanja, pozwoli im wyjść na powierzchnię. A pamiętał przecież o wiele więcej, niż ona.

It's not my way.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz