To silniejsze ode mnie.

47 4 0
                                    

Vanja klęczała na podłodze, grzebiąc w jednej z szafek w poszukiwaniu upchniętej gdzieś za garnkami blachy do ciast. Miała chęć upiec coś, choćby prostego placka z owocami. Cokolwiek, co nadawało by się jako przekąska przy kawie. Mała niespodzianka dla uwielbijącego łakocie Shannona: kochał ciasta, ciasta, ciasteczka. Był łasuchem, i to odbijało się na jego wyglądzie, choć w bardzo pozytywny sposób.

Niższy nieco od brata, był od niego masywniejszy. Miał zaczątki brzuszka, ledwie jeszcze wystającego, ale już widocznego, gdy dobrze mu się przyjrzało.

Dziewczyna musiała przyznać, że o wiele przyjemniej patrzyło się na kawałek faceta, jakim był Shannon, niż na wychudzone, resztki, jakimi był Jared.

Na wspomnienie o nim prychnęła cicho: za każdym razem, gdy wracała myślami do męża, jej pięści zaciskały się same, jakby chciała przywalić nimi w uśmiechniętą w samozachwycie twarz Jaya. Wciąż zadawała sobie pytanie: dlaczego i jakim prawem szpiegował ją, jakby była pierwszą lepszą kurwą, puszczającą się przy byle okazji i umawiającą na schadzki z poznanymi w sieci mężczyznami.

Rozmyślając nad tym od ubiegłego popołudnia doszła do wniosku, że odpowiedź na to musiała tkwić gdzieś w jej przeszłości. Być może, i prawdopodobnie, zrobiła kiedyś coś, co nadszarpnęło zaufanie, jakim darzył ją Jared, i dlatego teraz podchodził do niej z rezerwą, uważnie. Może bał się, że historia się powtórzy?

Tylko co takiego zrobiła?

Tknięta nagłą myślą poderwała głowę, uderzając nią lekko w półkę nad sobą.

-A może on po prostu to lubi i świetnie się bawi?- Powiedziała na głos, cofając się po podłodze i ciągnąc za sobą znalezioną blachę.- Może jemu to się najnormalniej w świecie podoba?

Wizja Jareda, znudzonego życiem do tego stopnia, że uznał robienie z niej ofiary swoich zabaw, nie była wcale taka nieprawdopodobna. Byli z sobą od paru miesięcy, to prawda, ale wcześniej nie widzieli się przez kilkanaście lat. Jej słodki chłopiec mógł, dorastając, zmienić się w bezuczuciowego, obojętnego mężczyznę, jakim wydawał się teraz być. Tak naprawdę wciąż niewiele o nim wiedziała.

Wstała, wrzuciła blachę do zlewu i odwróciła się: omal nie wrzasnęła ze strachu, widząc za sobą rozsiadłego na odwróconym tył do przodu krześle Shanniego.

Siedział i szczerzył się do niej, wciąż jeszcze w lekkiej kurtce i w butach.

Vanja podparła się pod boki.

-Oszalałeś, żeby mnie tak straszyć? Mało nie dostałam zawału!- Krzyknęła na niego, jednocześnie zdając sobie sprawę, że klęczała przed nim z wypiętym w górę tyłkiem. Gorący rumieniec natychmiast wypłynął jej na policzki.

-Przed chwilą wróciłem.- Shannon wstał, chichocząc.- Nie wiem, o kim mówiłaś, ale mnie się podobało.

-Jeszcze słowo, i sam będziesz piekł sobie ciasto.- Van zacisnęła usta.

-Przypominam, że w tym przeszedłem już chrzest bojowy.

-Chyba raczej w pieczeniu mini płytek chodnikowych.- Vanja odetchnęła głębiej, widząc, jak przez jego twarz przemknął cień zaskoczenia i zawodu.- Jak podróż?

-Dobrze, całą przespałem.- Shann zdjął kurtkę.- A tak w ogóle to cześć.- Stanął przed nią.

-Cześć.- Vanja spojrzała mu w twarz. Oboje mierzyli się wzrokiem, nie robiąc żadnego ruchu. Nawet nie uścisnęli sobie dłoni. Skoro to on podszedł, nie musiała robić pierwszego kroku.

-Idę się odświeżyć i przebrać.- Westchnął po chwili, odwracając wzrok i znikł jej z oczu, nim zareagowała.

-Tak, Shannie, ja też cieszę się, że cię widzę.- Mruknęła w pustkę przed sobą.

It's not my way.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz