Bilet do piekła.

36 4 0
                                    

Zamykające się za plecami Vanji drzwi wydały głuchy odgłos, odbijający się echem po przestronnym, urządzonym surowo holu. Dziewczyna drgnęła odruchowo, jakby dźwięk oznajmiał, że właśnie przekroczyła granicę między światem normalnym, i tym z koszmarów. Nic co prawda nie wskazywało, by znalazła się w piekle, ale czuła się, jakby tam trafiła.

Nawet Shannie nie wiedział, jak bardzo bała się czekających ją badań, testów, pytań, wszystkiego, co przygotowali dla niej lekarze w Beau Monde. Wiedziała, że jest zdrowa i normalna, ale wewnątrz niej tkwiła obawa, że się myli. To takie proste, nie zauważać u siebie najmniejszych objawów nadciągającego szaleństwa. Takie zwykłe. Żaden obłąkany nie uważa siebie za takiego. Myśli, że jest w porządku, a ci, którzy zarzucają mu odstępstwa od normy, mylą się w swoich ocenach.

A jeśli to ona błądziła, a Jay miał rację? Może jej szaleństwo objawiało się głównie w jego obecności, jakby je katalizował?

-Proszę za mną.- Głos pielęgniarza, który pojawił się przy niej, jak spod ziemi, przegonił na moment ponure myśli.

Ruszyła za mężczyzną, ciągnąc za sobą walizeczkę, której kółka skrzypiały miarowo na lśniącej czystością marmurowej posadzce.

-Dokąd idziemy?- Van miała kłopot z dotrzymaniem pielęgniarzowi kroku. Mężczyzna był wysoki, barczysty, jakby żywcem wyjęty z thrillera, w którym podobni jemu dręczyli biednych, osamotnionych pacjentów.

„Boże, dlaczego muszę myśleć o takich rzeczach? To tylko obserwacja, nic innego. Tylko trzy dni, nie dożywocie."

Mimo tych myśli wizja, w której siedzi zamknięta w celi z maleńkim okienkiem w metalowych drzwiach, nie chciała jej opuścić.

-Pytałam, dokąd idziemy.- Złapała pielęgniarza za rękaw służbowego stroju.

Odwrócił się do niej z zadziwiająco przyjaznym uśmiechem, patrząc pytająco, więc powtórzyła po raz trzeci.

-Do dyrektora.- Wskazał na wprost nich.- Proszę wybaczyć, od urodzenia niedosłyszę, czytam z ruchu ust.

-Nie wiedziałam.- Van odpowiedziała uśmiechem, zdziwiona poprawną, jak na głuchego, dykcją pielęgniarza.

-Mogła pani nie wiedzieć.- Zatrzymał się przed trzecimi z kolei drzwiami, zapukał i otworzył, po czym przepuścił Vanję i został w holu.

Dziewczyna obejrzała szybko wysoki, jasny gabinet, z mahoniowym biurkiem, ustawionym między dwoma sięgającymi sufitu oknami, z jedną ścianą w całości zakrytą pełnymi książek półkami, i drugą, zawieszoną sporą ilością dyplomów i wyróżnień, między którymi tu i tam wciśnięto zdjęcie kogoś sławnego, pozującego z uśmiechem przy boku jasnowłosej kobiety po czterdziestce.

Dopiero potem spojrzała na nią samą, domyślając się od razu, że ma przed sobą panią dyrektor.

-Dzień dobry.- Przywitała się, czując się nieco niepewnie pod bacznym, czujnym wzrokiem blondynki.

-Witaj...- Kobieta zajrzała do leżących na biurku dokumentów.- Vanju. Usiądź, proszę.- Wskazała sporych rozmiarów fotel, stojący samotnie przed biurkiem.

Van usiadła, prawie znikając w przepastnym wnętrzu mebla. Pomyślała nawet, że jego wybór nie był przypadkowy i już na początku dawał poznać przybyszom, jak mali stają się w trybach medycznej machiny ośrodka.

-Dostałam kopię nakazu sądowego, uzasadniającego powód twojego pobytu u nas. Podobno pobiłaś męża.- Blondynka splotła palce i podparła nimi brodę, patrząc na Vanję zaciekawionym wzrokiem.- Często zdarzają ci się takie napady agresji?

It's not my way.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz