Płacz, kochanie.

82 5 0
                                    

Jared stał na środku pokoju z dłońmi wbitymi głęboko w kieszenie dżinsów. Patrzył na pochyloną nad starym dokumentem Vanję, i czekał, próbując w myślach poskładać razem pomieszane słowa, mogące jakoś go usprawiedliwić.

Sytuacja, w jakiej się znalazł, daleko odbiegała od jego wyobrażeń: zakładał, że sam wybierze moment, w którym powie Vanji o ślubie. Chciał zrobić to już niebawem, jak tylko ich wzajemne relacje ustabilizują się na pewnym poziomie i zniknie wciąż jeszcze obecne napięcie, poczucie obcości. Już zaczynało być dobrze, a wszystko prawdopodobnie cofnie się do etapu nieufności i patrzenia sobie na ręce. Miał gotowy scenariusz, a teraz...

Teraz stał pod murem, dzięki wtrącaniu się Shannona tam, gdzie nie powinien był wtykać nosa. Cholerny, pieprzony czubek o wybujałym poczuciu moralności!

Jared syknął cicho przez zęby i jeszcze mocniej wbił ręce w kieszenie z obawy, że inaczej złapie w nie pierwszą lepszą rzecz i ciśnie nią w ścianę, albo rozbije coś w drobny mak, jak rozbiłby durny łeb brata. Nie raz były między nimi spięcia, ale nigdy nie czuł się przez Shannona zdradzony, wystawiony do wiatru i upokorzony. Tak, to właściwe słowo: ingerencja Shanna poniżyła Jareda bardziej, niż stek wyzwisk w miejscu publicznym. Ciężko było mu to przełknąć.

-Jay, dlaczego musiałam dowiedzieć się o tym w takich okolicznościach?- Vanja odłożyła dokument na szafkę.- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego sam?

-Planowałem to zrobić. Naprawdę.- Jared starał się zapanować nad głosem, nadać mu spokojne, pewne brzmienie, ale nie udało mu się: słysząc siebie miał wrażenie, jakby słuchał przestraszonego chłopca, mówiącego piskliwie i z nutą paniki.- W odpowiedniej chwili.- Dodał.- Chciałem, żeby to...

-Jak myślisz, czy istnieje odpowiedni moment by powiedzieć komuś, że od dwudziestu lat jest czyimś małżonkiem?- Vanja przerwała mu w pół słowa. Podeszła i stanęła przed nim, pozornie spokojna i opanowana, ale jej oczy miotały iskry.- Komuś, kto tego nie pamięta i rozpaczliwie próbuje poukładać sobie w głowie powracające fragmenty wspomnień? Jaka chwila, według ciebie, jest dobra na coś takiego? Co decyduje o twojej prawdomówności? Odpowiednia data w kalendarzu czy odpowiednie danie podczas obiadu?

Jared milczał, patrząc na nią: są pytania, na które nie ma odpowiedzi, i właśnie zdał sobie sprawę, że to były jedne z nich.

-Jay, nie uważasz, że powinieneś był powiedzieć mi o tym na samym początku, może nie na pierwszym spotkaniu, ale na drugim, a najpóźniej na trzecim?- Spytała.- Powinieneś, a tymczasem bawiłeś się mną, bo twoje zachowanie nie było niczym innym, jak zabawą.- Coś przyszło jej do głowy, Jared widział ten szczególny wyraz, świadczący o nagłej, błyskotliwej myśli.- Jay, a może ty wolałeś czekać i modlić się, żebym nigdy sobie o tym nie przypomniała? To przecież proste: pobawić się głupią Ruską, powiedzieć jej to, co wygodne, a potem spławić. "Przepraszam, Van, ale nasz związek nie ma sensu, sama mówiłaś, że za wiele nas dzieli." To byś mi powiedział?

-Van, nawet nie miałem zamiaru...

-Nie wierzę ci!- Podniosła głos.- Nie wiem jakie miałeś zamiary i nie obchodzi mnie to. Okłamujesz mnie, a ja ci zaufałam.- Przestała krzyczeć i znów mówiła spokojniej, choć to było jeszcze gorsze niż wrzaski, a może nawet zasłużony policzek.- Bałam się, a jednak pozwoliłam sobie na luksus zaufania w to, co mówiłeś. Byłam pogubiona i przerażona, myślałam, że naprawdę chcesz mi pomóc. A co ty zrobiłeś? Powiedz mi, Jay, co zrobiłeś przez wszystkie te tygodnie, odkąd tu jestem?- Patrzyła oskarżycielsko, wbijała w niego wzrok jak uważny obserwator w coś, co musi koniecznie zbadać.

Jared nie wytrzymał jej spojrzenia i uciekł swoim w bok. Miała rację: nie zrobił nic. A przynajmniej nic, co miałoby naprawdę jakieś znaczenie.

It's not my way.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz