Shannon stanął przed biurkiem sekretarki, zajętej przeglądaniem czegoś w kolorowym piśmie dla kobiet, i chrząknął, zwracając na siebie jej uwagę. Podniosła głowę, mierząc go zaciekawionym spojrzeniem.
-Dzwonił do mnie.- Mruknął, czując się głupio do połowy ukryty za potężnym meblem.- Pani szef. Mówił, że chce ze mną pogadać.- Wyjaśnił, gdy nie załapała.
-A tak. Uprzedzono mnie, że pan przyjdzie. Proszę wejść, pan Hudson czeka.
Shann mrugnął do niej i ruszył do gabinetu prawnika Vanji. Starannie ukrywał niepokój, drążący go od chwili, gdy odebrał tego ranka telefon z prośbą, by zjawił się na spotkaniu sam. I nie mówił o nim Vanji. To jeszcze bardziej go zaskoczyło.
Czego chciał Hudson, o czym nie mogła wiedzieć jego klientka?
Shann zapukał w drzwi i wszedł do środka. Prawnik, rozmawiający właśnie przez telefon, rzucił mu krótki uśmiech, kiwnął głową i wskazał na jeden z foteli pod ścianą. Shannon usiadł w tym samym, co przy pierwszej wizycie. Udając, że jest całkowicie rozluźniony, czekał.
-Przepraszam.- Prawnik odłożył aparat ma biurko. Bez pytania poprosił przez interkom o dwie kawy i usiadł na wprost Shannona.- Zapewne zastanawia się pan, dlaczego nalegałem na rozmowę w cztery oczy.
-Nie no, skąd, takie coś zdarza mi się co dzień.- Shann splótł dłonie, ukrywając ich drżenie. Był zdenerwowany, bo sprawa dotyczyła Vanji. – Dobra, o co chodzi?
-Zanim zacznę, chciałbym spytać pana o coś, co może mieć bezpośredni wpływ na prowadzoną przeze mnie sprawę.- Mężczyzna pochylił się nieco w stronę Shannona.- Proszę o szczerość, bo temat jest delikatny, i zapewniam, że to nie moment na żarty.
-Rozumiem. Znaczy, nie.- Shannon poprawił się szybko.- Miałem się tu zjawić, ale to nie ja się rozwodzę. Do czego jestem potrzebny? Jeśli do tego, żebym obsmarował bratu dupę, to od razu powiem: nie ten adres. Nie mam zamiaru wywlekać jego brudów, o ile Van sama nie będzie o nich mówić.
-Nie, proszę się uspokoić, nie chcę wyciągać od pana żadnych rodzinnych sekretów.- Prawnik uśmiechnął się przyjaźnie, choć w oczach miał zawodową czujność, a uwagę skupioną na gościu. Każde słowo, padające z ust rozmówcy, mogło mieć dla niego znaczenie. Nawet coś, co z początku wydawało się mało ważne, w perspektywie kolejnych zdarzeń mogło okazać się kluczem do pomyślnego rozwiązania prowadzonej przez niego sprawy. Samo wspomnienie o brudach Jareda Leto było obiecujące, szczególnie w świetle tego, co miało miejsce dzień wcześniej.
-W takim razie, o co chodzi? Chyba nie zaprosił mnie pan po to, żeby napić się ze mną kawy?
-Faktycznie, nie zaprosiłem pana na kawę. Poprosiłem o rozmowę bez świadków, bo, czego nie ukrywam, sadzę, że pana i moją klientkę łączy coś więcej, niż skoligacenie poprzez jej małżeństwo. Jeśli tak, to muszę o tym wiedzieć. Nie chodzi o moją ciekawość, ale o przebieg rozprawy. Ukrywając przede mną tak ważne sprawy moja klientka naraża się na niepotrzebne komplikacje.- Młody adwokat pochylił się o kilka centymetrów w stronę Shannona.- Jest pan bratem człowieka, z którym moja klientka chce się dostać rozwód, a jednak przyszedł pan tu razem z nią. Stwierdziła, że jest pan we wszystko wtajemniczony. Prowadziłem już wiele spraw rozwodowych, mam w tym pewne doświadczenie, dlatego uważam, że oboje coś przede mną ukrywacie.- Wyprostował się, słysząc szczęk zamka w drzwiach. Poczekał, aż sekretarka postawi na stoliczku tacę z parującą z filiżanek kawą i wyjdzie, po czym wrócił do tematu.- Zanim przejdę dalej, chciałbym uzyskać odpowiedź na pytanie: czy pana i moją klientkę łączy coś, o czym powinienem wiedzieć?
Shannon bez pośpiechu sięgnął po jedną z filiżanek, posłodził kawę, zamieszał, upił ostrożnie kilka łyków i dopiero potem spojrzał na prawnika.
CZYTASZ
It's not my way.
FanfictionJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?