Epilog.

74 6 3
                                    

Niczego w życiu nie można być pewnym. Niczego. Jednego dnia masz wszystko, a przynajmniej wydaje ci się, że to masz, a następnego budzisz się i stwierdzasz, że to straciłeś. Było z tobą przez chwilę, i nie umiałeś tego docenić. Lekceważyłeś.

Brałeś od innych tyle, ile chcieli ci dać, a potem wyciągałeś więcej, w zamian nie dając nic. Byłeś pewien, że wszystko ci się należy, bo jesteś od nich lepszy, mądrzejszy, bardziej cwany.

Myślaleś, że wszystko ujdzie ci na sucho, bo zawsze uchodziło. To inni płacili za ciebie, i często płacili cenę, na jaką nie było ich stać. Nieśli cię przez życie na swoich grzbietach, a ty nie widziałeś, jak jest im ciężko. Po co miałeś patrzeć w dół, skoro pragnąłeś jedynie piąć się wyżej?

Powiedz, nadal jesteś z siebie dumny?

Jared odsunął się od okna, z którego miał widok na panoramę Los Angeles. Miejsce, które od 365 dni było dla niego niedostępne. Mógł na nie patrzeć, ale nie mógł wyjść nawet na korytarz apartamentowca, w którym mieszkał.

Z początku był zobojętniały na to, co się z nim działo. Ograniczony chorobą zamknął się w sobie, odizolował od świata, oddając ogrom tego, co istniało dokoła, za maleńki wycinek, będący nim samym. Starał się zrozumieć, co się stało. Dlaczego ciało, dotąd zawsze posłuszne, żywe, zamieniło się w drżący ochłap mięsa, nad którym nie panował. Dlaczego musi od nowa uczyć się, jak go używać, jak radzić sobie z częściowym kalectwem, które nigdy nie minie.

Nienawidził ludzi, przez których został uwięziony w niesprawnej skorupie. Chciał, żeby to oni cierpieli, zabrali od niego ból, zdjęli z jego twarzy grymas, w jakim zastygła jej lewa połowa, unieśli w uśmiechu opadły kącik ust i oddali napięcie zwiotczałym mięśniom policzka.

Potem, równo rok temu, usłyszał, że jest winny. Choć słowa te padły w odniesieniu do jednej sprawy z jego życia, on odebrał je tak, jakby dotyczyły całego. I uwierzył w nie, przyjął za prawdę, nie potrafiąc już myśleć tak, jak kiedyś. Płakał jak dziecko, gdy wieźli go w miejsce odosobnienia, skazanago na rok aresztu domowego. Opierał się z całych sił, gdy wpychano go do windy, wleczono korytarzem i wciagano przez drzwi do skromnego apartamentu w jednym z wieżowców w centrum. Zamknięto go samego, postawiono za drzwimi strażnika i... zapomniano.

Wyrok sądu, choć nie skierował Jareda do jednego z więzień, był dla niego okrutny. Pozbawiono go telewizji, radia, telefonu. Skazano na długie godziny samotności, podczas których biedny, skołatany umysł nawiedzały tysiące myśli. Po czasie pojawiły się też sny, w których widział rzeczy, jakie naprawdę nie miały nigdy miejsca. Nastoletnią Vanję, stojącą w otwartym oknie, z włosami rozwiewanymi przez łagodny wietrzyk. Odwracała się przez ramię, uśmiechała i mówiła "Nie chcę z tobą żyć, Jay", a potem, nim zdążył podejść, powłócząc niesprawną lewą nogą, i złapać ją, rozkładała szeroko ręcę i robiła krok w pustkę drugiego piętra. We śnie słyszał głuchy odgłos, z jakim jej drobne ciało uderzało w płyty chodnika, i krzyki zbiegających się ludzi, ale gdy podchodził do okna i patrzył w dół, nikogo nie było. Widział tylko wyschniętą, brązową plamę krwi w miejscu, w którym upadła. Budził się z krzykiem, z mokrą od łez twarzą, roztrzęsiony, i do rana bał się zasnąć.

Potem dołączył do tego inny sen, i w tym nie było Vanji. W nowym śnie Jared spotykał chłopca, kilkulatka o śniadej cerze, jego rysach i czarnych oczach matki. Chłopczyk stawał przed nim, zadzierał głowę i mówił "Przyjdziesz do mnie, tatusiu? Boję się być tu sam". Jared chciał pocieszyć go, ale nie mógł wydobyć słowa z zaciśniętego gardła, a gdy próbował objąć dziecko, ono rozwiewało się w jego ramionach, jakby było duchem.

Po kilku tygodniach powtarzającego się snu zrozumiał, o co prosił go mały Jay. Czego od niego chciał. Pojął, w jaki sposób zrobić to, czego chłopiec żądał, i raz na zawsze pozbyć się nawiedzających go snów. Chciał to zrobić, podjął decyzję, tę samą, którą lata temu podjęła jego młodziutka żona. Chciał zrobić to samo, co ona, będąc przekonanym, że tylko to da mu możliwość uciszenia sumienia. Tylko ten sposób, żaden inny. Żadna inna śmierć.

It's not my way.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz