-Matka dzwoniła, przyjedzie pomóc nam w dekorowaniu domu na święta.- Jared stanął przy oknie w salonie, patrząc na padający deszcz. Niezbyt rzęsisty, ale uciążliwy przez to, że nie przestawało lać od dwóch dni. Było szaro, brzydko, mokro i zimno.
Odwrócił się tyłem do ogrodu: Vanja przeglądał jakieś czasopismo, siedząc wciśnięta w kąt sofy. Resztę mebla okupował rozciągnięty na nim Shannon, drzemiący z otwartymi głupkowato ustami.
-To konieczne?- Van podniosła wzrok znad kartek magazynu.
-Zawsze nam pomaga, taka rodzinna tradycja.- Jared wzruszył ramionami, nie zwracając uwagi na napięcie, które słychać było w głosie dziewczyny.
-Rozumiem. Więc będę schodzić jej z drogi.- Zmieniła pozycję: opuściła nogi i oparła się tak, że stopy Shanna miała za sobą.
Widząc to, Jared poczuł nagłą irytację.
-Nie możesz przesiąść się na fotel?- Spytał.- Będą cię boleć plecy.
-To mi je rozmasujesz.- Vanja popatrzyła na niego ze złością.- Jay, kiedy ostatnio coś mnie w ogóle bolało, bo ja nie pamiętam. No, może głowa, ale nic, co wiązałoby się z dawnymi dolegliwościami. Od operacji czuję się lepiej, niż przez ostatnie piętnaście lat.
-Z czego bardzo się cieszę.- Jared powiedział to bez cienia fałszu.- Ale martwię się, a to chyba nie jest powód, żeby na mnie krzyczeć?
-Nie krzyczę na ciebie, Jay.
-Podnosisz głos, a to już prawie krzyk.
-Prawie, czyli jednak jest różnica.- Van odłożyła pismo na stolik obok sofy, tracąc chęć przeglądania kolorowych i w gruncie rzeczy nieciekawych stron.
-Chcesz się pokłócić?- Jared wbił dłonie w kieszenie ciasnych spodni.
-Nie.
-Więc się nie kłóć.
-Ty zacząłeś.
-Ja?- Jared zdziwił się szczerze.- Powiedziałem tylko, że matka przyjedzie, co w tym strasznego?
-Domyśl się.- Van włączyła pilotem telewizor, ignorując nadmuchaną minę męża.
-Przecież cię nie zje.- Odezwał się po chwili.
-Oczywiście, że nie: brzydziłaby się, nawet będąc kanibalem.
-Vanju, nie rób z niej potwora, proszę.- Jared zmienił ton i odezwał się łagodniej, dochodząc do wniosku, że szybciej coś osiągnie, jeśli będzie milszy.- Wiem, że usłyszałaś z jej ust sporo przykrych słów, rozumiem twoje uprzedzenie, ale zrozum, że ona już taka jest. Nigdy nie jest w pełni zadowolona, zawsze szuka dziury w całym.
-Kiedy przyjedzie?- Van zdawała się nie słyszeć tego, co powiedział.
-Zadzwoni, jak będzie gotowa, prosiła, żebym po nią przyjechał. Jej wóz jest w warsztacie. Może chcesz pojechać ze mną?- Zaproponował.
Spojrzała na niego sceptycznie, z powątpiewaniem.
-Rozumiem, że nie.- Jared zostawił ją bez słowa i wyszedł, poirytowany milczącą odmową.
Shannon uchylił powieki: nie spał od dobrych paru minut i podsłuchiwał rozmowę między Van a Jerrym. Strasznie chciało mu się śmiać, ale opanował się i udawał, że nadal drzemie.
Przyjemnie było mu leżeć, czując ciepłe plecy Van, grzejące go w stopy. Tak przyjemnie, że chciał, by nie ruszała się z miejsca jeszcze przez najbliższą godzinę, a może i dłużej.
CZYTASZ
It's not my way.
FanficJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?