Hałasy na górze, głośne łomoty i stukanie nie zwiastowały niczego dobrego. Były niepokojące, tym bardziej, że dobiegały od strony sypialni Jareda. Działo się tam coś, co zapewne dziać się nie powinno, i Shannon, stojąc w ogrodzie z zadartą głową, wpatrzony w otwarte okna pokoju brata, zaczął mieć złe przeczucia.
Poprzedniego wieczoru Vanja znikła z klubu, nie żegnając się z nikim, i nawet nie wzięła torebki, którą ktoś z obsługi przechował w szatni personelu a potem oddał trzeźwiejszemu z braci Leto. Nie był nim Jared, który co prawda trzymał się w pionie i nie miał problemów z przejściem z lokalu do taksówki, ale nie wiedział, gdzie jest, i bełkotał coś o młodej kurwie, którą kupił za kilka działek koki. Shann, z bratem uczepionym jednego ramienia i torebką Van, przewieszoną przez drugie, doholował młodego bezpiecznie po schodach i zostawił pod drzwiami pokoju. Van pewnie już wtedy spała, bo wszędzie było ciemno i panowała cisza.
Nie pokazała się też od rana, a teraz w ich sypialni było głośno, jakby skacowany Jerry urządzał demonstrację złego humoru, lub... jakby się bili. Choć nie było słychać krzyków ani cichszych głosów, nie wyglądało na to, że małżeństwo zgodnie przestawia meble. Od kilku dni między jego bratem i Vanją panowało niemiłe napięcie, jakby coś wisiało w powietrzu, coś naprawdę nieprzyjemnego.
-Jeśli ją tkniesz, to cię zabiję.- Shann zacisnął pieści i ruszył do domu, mając w planie natychmiastową interwencję w razie, gdyby rzeczywiście jego brat robił coś złego.
Wpadł do kuchni przez tylne drzwi i zatrzymał się, widząc Vanję, robiącą sobie kawę. Podniosła na niego wzrok znad cukiernicy i uśmiechnęła się ciepło.
-Dzień dobry, Shannie. Kawki?- Wskazała na ekspres.
-Myślałem, że się kłócicie.- Shann rozluźnił dłonie i odetchnął z ulgą.
-I biegłeś mi na pomoc?- Kobieta podeszła do niego, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.- Dziękuję za troskę, ale, jak widzisz, nie musiałeś się fatygować. Nawet nie spałam w jego pokoju. Pewnie właśnie odkrył, że zabrałam swoje rzeczy do innego, i dlatego tak się rzuca.
-Przeniosłaś się do innej sypialni?- Shannon objął ją mocno, uścisnął i puścił, stając w bezpiecznym dystansie kilku kroków od niej. Tak na wypadek, gdyby Jerry zszedł na dół.
-Tak, Shannie.- Vanja przestała się uśmiechać, przez jej twarz przemknął doskonale widoczny cień.- Żałuję, że kiedykolwiek go poznałam.- Zaczęła mieszać łyżeczką w kubku z kawą, zapominając, że nie dosypała jeszcze cukru.- Okłamywałam sama siebie myśląc, że coś z przeszłości da się jeszcze uratować, ale wczoraj zdałam sobie sprawę, że kiedyś nie było inaczej, niż teraz.
-Czekaj, już się pogubiłem.- Shann oparł się pośladkami o najbliższą szafkę i zaplótł ręce na piersi.- Zacznij od początku, jasno i w miarę prosto, żeby taki cieć jak ja mógł wszystko zrozumieć.- Zażartował, chcąc rozładować nagle zgęstniałą atmosferę.
-Nie wiem, czy uda mi się dokładnie opisać przeszłość, sporo jeszcze umyka mi z pamięci.- Dziewczyna zdawała się nie zwracać uwagi na wesoły ton jego słów.- Ważne, że myliłam się, co do intencji Jareda wtedy, i teraz. Byłam pewna, że mnie...- Urwała i spojrzała w stronę wejścia do kuchni.
-Gdzie twoje ciuchy?- Jared wszedł do środka, patrząc na nią opuchniętymi, zaczerwienionymi oczami. Wyglądał źle, cały wymięty, jakby postarzał się w ciągu nocy o kilka lat. Włosy, rozpuszczone na ramiona, miał poplątane i zlepione w strąki.
-W moim pokoju.- Vanja łyknęła kawy i skrzywiła się. Dosypała cukru, ciesząc się w duchu, że ma zajęcie, pozwalające jej odwrócić wzrok od brzydkiej, jak zdała sobie sprawę, twarzy męża.
CZYTASZ
It's not my way.
Fiksi PenggemarJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?