Kocham.

41 4 0
                                    

Vanja powiesiła na wieszaku ostatnią koszulkę Jareda, nucąc pod nosem zasłyszaną gdzieś piosenkę. Wesoła melodia poprawiała jej humor, pomagając wbić się w optymistyczny nastrój. Potrzebowała tego, jak powietrza, inaczej mogłaby zrezygnować z wieczornego wyjścia do klubu. Nie chciała zostawać w domu i sprawiać przykrości Shanniemu, ale... Jay naopowiadał jej o podobnych imprezach brata tyle, że poczuła się osaczona. Nie mogła odpędzić od siebie wizji starszego Leto, otoczonego wianuszkiem rozgrzanych drinkami i muzyką dziewczyn, roześmianego, trochę nietrzeźwego, jak wtedy, gdy widziała go z dziwką. Po prostu bała się, że tym razem też skorzysta z nadarzającej się okazji. W końcu miał urodziny, i nawet Jared stwierdził, że kumple jak zwykle wynajmą Shannonowi kurewkę, i to z wyższej półki.

O ile jeszcze tego nie zrobili: Shanniego od rana nie było w domu, zawinął się, nim Vanja zeszła na dół, i pojechał do klubu na umówione spotkanie z przyjacielem. Podobno mieli zamiar zająć się ostatnimi przygotowaniami do imprezy, ale kto ich tam wie, jak one mogły wyglądać?

Dlaczego wyobraźnia stale podpowiadała jej same paskudne rzeczy?

„Dlatego, że mężczyźni są mężczyznami, a Shannie nie ma obowiązku spowiadać ci się z tego, co robi."

Rozsądek jak zwykle miał rację: w jej związku ze szwagrem wszystko było umowne i właściwie nie miało żadnych zasad. Nikt nikomu nie przysięgał wierności, nikt niczego nie wymagał, nikt nie miał prawa czegoś zakazywać. Pewne rzeczy mogły się zdarzyć i trzeba było się z tym pogodzić, albo w ogóle dać sobie spokój z romansem.

Prędzej odcięłaby sobie rękę, niż zrezygnowała z tego, czego posmakowała. Tym bardziej, że jej małżeństwo powoli zaczynało przypominać spółkę związanych umową ludzi, nie mających wspólnych tematów. Jej nie interesowały sukcesy męża, on zbywał milczeniem to, co mówiła o swoich. Poza jedną wizytą w jadłodajni, w trakcie której usilnie próbował udawać, że czuje się na miejscu, trzymał się od jej spraw z daleka. Znów pochłonęła go praca, promocja, zawracanie głowy wszystkim i o wszystko. Miał swój świat i w nim czuł się najlepiej.

Vanja spojrzała na zegarek: piąta dwadzieścia. O siódmej mieli być w klubie, tak jak kilkadziesiąt innych osób, zaproszonych na bibę. Specjalnie do tego celu wynajęto część lokalu, do której wstępu nie mieli dziś mieć zwykli bywalcy.

-Jay, wyłazisz wreszcie?- Dziewczyna załomotała w drzwi łazienki, okupowanej przez Jareda od dobrej godziny. Pomyśleć, że siedział tam tak długo, śpiewając chwilami na cały głos, jakby musiał zrobić z sobą Bóg wie ile rzeczy.

-Która jest?- Wydarł się.

-Po piątej! Co ty tam robisz, nakładasz sobie maseczkę?

-Walę sobie!- Odpowiedział ze złością.

Vanja zagotowała się z wściekłości.

-W takim razie wrzuć na drugi bieg a potem po sobie sprzątnij, nie chcę wdepnąć w twoje paskudztwo!- Krzyknęła, podnosząc rękę z zamiarem ponownego walnięcia pięścią w drzwi. Te jednak otworzyły się nagle, ukazując nagiego Jareda.

-Od kiedy to jesteś taka mądra, co?- Przeszedł obok niej, przypadkowo ją potrącając, ale nawet nie powiedział „przepraszam", gdy uderzyła ramieniem w futrynę.

Vanja obejrzała się przez ramię, krzywiąc się do jego pleców. Potem obrzuciła podłogę łazienki nieufnym wzrokiem, nie znajdując na niej na szczęście niczego podejrzanego.

-Zadałem ci pytanie.- Jared, już w bokserkach, wyrósł obok niej, opierając się wyciągniętą ręką o ścianę przed nią i zasłaniając w ten sposób drogę.

It's not my way.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz