Kuchnia wyglądała jak centrum biznesowe: Jared rozmawiał przez telefon, stojąc na jednym końcu pomieszczenia, Vanja po jego przeciwnej stronie, również z aparatem przy uchu. Mówiła coś po rosyjsku, od czasu do czasu zaśmiewając się lub kiwając głową. Jej mąż za to gestykulował żywo, rozmawiając przyciszonym głosem, z miną tak przejętą, jakby jego rozmówcą był sam Bóg.
Shannon, siedząc samotnie przy stole, obserwował ich na przemian, zastanawiając się, co też tak bardzo ich absorbuje. Znając brata przeczuwał, że w najbliższym czasie znów będą mieli coś do zrobienia: może wywiad, sesję zdjęciową, spotkanie z kimś?
Co do Van, mógł tylko zgadywać, że rozmawia z kimś z rodziny, choć dziwne było, że jest przy tym tak radosna. Ledwie dwa tygodnie temu pogrzebała dziadków, a teraz śmiała się, pełna zapału.
Skończyła rozmowę, odłożyła telefon i wyjęła z piekarnika blachę gorących frytek.
-Chłopaki, kolacja.- Rozdzieliła frytki na trzy półmiski, dołożyła po kawałku ryby i porcji surówki.- Jay, skończ już na dziś, od rana wisisz na telefonie.
Jared przykrył dłonią mikrofon.
-Mam masę spraw do załatwienia. Daj mi jeszcze chwilkę.- Uciekł dokończyć rozmowę w holu.
-Czy on wiecznie musi wyszukiwać sobie jakieś interesy, które wymagają całej jego uwagi, do tego już, w tej chwili?- Vanja, siadając przy stole, zwróciła się do Shannona.
-Przywykniesz.- Shann wzruszył ramionami.
-Możliwe.- Spojrzała na wracającego do kuchni męża.- Jay, co tym razem wymyśliłeś?
-To tajemnica. Powiem, jak wszystko dogram, czyli za jakieś dwa dni.- Zadowolony zabrał się za jedzenie.- W każdym razie mogę zdradzić, że to coś wielkiego. Coś, czego jeszcze nie było.- Zrobił dumną minę.
-Rozbierzesz się do naga na koncercie?- Wtrącił Shannon.
"Coś wielkiego" u Jerrego prawie zawsze oznaczało masę niepotrzebnej roboty, angażującej wszystkich, którzy byli z nim w taki czy inny sposób zwiazani. Czy tego chcieli, czy nie.
-W życiu.- Jared spokojnie zaprzeczył. Odkąd zrobił porządek na forach, uciszył plotki i na powrót miał w domu Vanję, nieco przyciszoną, ale pogodzoną ze stratą, był w swoim żywiole. Wszystko układało się po jego myśli: żona nie sprawiała problemów, praca przynosiła satysfakcję, a pomysł, na który wpadł podczas spędzanego samotnie tygodnia, nabierał kształtów. Jego realizacja była przedsięwzięciem, które na długo zapewni Jaredowi zainteresowanie mas, a o to przecież w tym wszystkim chodziło.- Nie pytajcie, bo nie powiem, dokąd nie będę pewien, że wszystko jest pozałatwiane.- Dodał.
-Czyli za dwa dni.- Skwitował Shannon, przyglądając się trzymanej w palcach frytce. Przypomniała mu, jak jeszcze nie tak dawno rzucał podobnymi w Vanję, zaczepiając ją, gdy wpadała przy stole w melancholijny nastrój. Od razu porzucała gnębiące ją myśli i zaczynali zabawę, kończącą się na ogół wielkim sprzątaniem rozrzuconych po podłodze frytek.
Teraz, myśląc o tym, zdał sobie sprawę, jak bardzo dziecinne były ich wspólne rozrywki, choć dawały im tyle radości. Do czasu, gdy ich przyjaźń nie stała się specjalna, inna. Wtedy wszystko, co robili, o czym rozmawiali, nabierało nowego wymiaru, niosąc w sobie pełen oczekiwania podtekst. Proste, rzucone przy obiedzie "podaj mi sól, skrzacie", kończyło się muśnięciem jej palców, przelotnym, szybkim spojrzeniem w oczy, czymś, co podsycało jego fascynację. Jednostronną, jak się okazało.
Bywa, że człowiek widzi rzeczy, których nie ma, bo chce je widzieć. Bo chce, żeby istniały, miały miejsce, zajmowały myśli i czas, sprawiały przyjemność. Rozczarowanie jest bolesne, jednak ból to coś, co z czasem mija, a przynajmniej maleje do znośnego poziomu. Jest, czuć go, ale już nie spędza snu z powiek i chwilami nawet staje się niezauważalny. Kiedyś całkiem zniknie. Już teraz był na tyle słaby, żeby oddalić myśli o wyprowadzce z domu, albo raczej zawiesić je na kołku przy drzwiach, by w każdej chwili można było do nich wrócić, gdy znów będą potrzebne.
CZYTASZ
It's not my way.
ФанфикшнJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?
