Blada twarz Vanji odcinała się kontrastem od kremowej barwy poduszki, na której spała, podłączona do kroplówki z czymś, co miało pomóc. Nie jej, ale Jaredowi. Przezroczysty płyn, kapiący rytmicznie do zbiorniczka z nieoznakowanej plastikowej butelki, wtłaczany do jej żył, miał rozwiązać problem.
Jared siedział przy szpitalnym łóżku i patrzył na śpiącą kobietę, w myślach po raz setny przewijając argumenty, którymi zasypał go lekarz, przekonując, że decyzja jest tylko jedna.
Zbyt dużo promieniowania. Ingerencja chirurgiczna w jamie brzusznej. Podane silne leki, które mogą wpłynąć źle na rozwój ciąży. I wreszcie, konieczność podawania innych, przyspieszających zrost kości Van z implantem i zapobiegających infekcji pooperacyjnej. Efekty ich podawania mogły być jeszcze gorsze: niedorozwój lub brak kończyn płodu, zbyt wczesne skostnienie szwów, łączących części czaszki. Istniała co prawda szansa na rozwój zdrowego dziecka, strzał losu jeden na sześć chybionych, ale Jared nie zamierzał sprawdzać swojego szczęścia. Nie wierzył, że mógłby być w statystycznie maleńkim gronie tych, którym się uda. Prościej było uznać, że mały Jay nigdy nie będzie taki, jak powinien, rozwiązać problem, zapomnieć. W tym akurat Jared był dobry.
"Będziecie mieli jeszcze wiele lat na to, żeby mieć zdrowe dzieci, panie Leto. Pańska żona ma silny, wytrzymały organizm, jest młoda, doskonale odżywiona."
Jay skrzywił się, wspominając słowa lekarza. Może Vanja była młoda i w świetnym stanie, ale... Musi minąć trochę czasu, nim będzie mogła myśleć o potomstwie. Co innego wpadka, co innego decyzja o zrobieniu sobie dziecka. Van może by i chciała, ale...On, jeśli nie był już do tego zmuszony, nie bardzo chciał komplikować sobie życie, mając prawie czterdzieści jeden lat. Nie chciał, mając pięćdziesiątkę, wozić do szkoły kilkulatka i tłumaczyć się, że nie, nie jest jego dziadkiem. Farbować włosów po to, żeby ukryć pierwsze ślady siwizny. Usuwać zmarszczek po to, żeby mały Jay nie musiał wstydzić się starego taty. Widział w życiu zbyt wielu podstarzałych tatusiów, śmiesznych w staraniach pokazania innym, że wcale tacy starzy nie są, i nie zamierzał dołączać do tego żałosnego stada idiotów.
Van jak dotąd nie mówiła o dzieciach, więc może nie poruszy tego tematu później, gdy dograją się i znów będzie jak dawniej. Jared nie miał zamiaru podpowiadać jej niczego, co mogłaby wziąć za jego gotowość do powiększenia rodziny. A jeśli ona zacznie temat... cóż, Jay będzie zwlekał, odkładał go na potem, jak upora się z nową płytą, trasą koncertową, która już była częściowo ustalona. Zawsze był bardzo zajęty, i nadal będzie. Nie miał zamiaru spocząć na laurach tylko po to, żeby wysiadywać godzinami na patio albo jeździć na wycieczki. Zwiedził już tyle świata, że był praktycznie wszędzie, pozwiedza znów przy okazji koncertów. Van może jechać z nim.
Jared otrząsnął się z myśli, szybujących daleko od pierwotnego tematu jego rozważań.
Vanja wciąż spała: od operacji więcej czasu spędzała śniąc, niż będąc przytomną. Nie ze swojej winy: potrzebowała snu, który pomagał uporać się z bólem naruszonej kości. Lekarze nie chcieli faszerować jej zbyt dużymi i częstymi dawkami morfiny, dlatego woleli ją usypiać. Proste, wygodne rozwiązanie, któremu się nie sprzeciwiał. Dodatkowym jego plusem było to, że problem sam rozwiąże się w czasie, gdy Van będzie nieobecna duchem. To mogło się stać lada chwila, lek, wywołujący poronienie, już krążył w jej żyłach i zapewne tylko minuty dzielą ją od pierwszych skurczy.
Puścił jej dłoń i wstał, zdrętwiały od długiego siedzenia w tej samej pozycji. Przeciągnął się, podszedł do okna i zerknął przez żaluzje na soczyście zielony park, pełen spacerujących pacjentów, ubranych w piżamy i szpitalne, lekkie szlafroki. Prawdopodobnie za dwa tygodnie będzie spacerował po parku, pchając przed sobą wózek z Vanją. Lekarz powiedział, że wtedy będzie wolno jej zmieniać pozycję i siadać.

CZYTASZ
It's not my way.
FanfictionJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?