Jared, w podkoszulku i obciętych nad kolanami dżinsach, wszedł do domu, przywołany głośnym "ŻARCIE!" Shannona. Wkroczył do kuchni, od progu czując zapach obiadu. W brzuchu zaburczało mu, jak w zapowietrzonych rurach.
Zastawiony stół kusił widokiem półmiska z tłuczonymi ziemniakami, polanymi gęstym sosem, obok którego stała żeliwna brytfanna, pełna parujących plastrów mięsnej rolady. Chwilę później do zestawu dołączyła miska domowej roboty surówki, kolorowej od różorakich składników. Słowem coś, czego w tym domu nie widziano od wieków.
Myjąc ręce Jared zerkał na wyjmującą talerze Vanję: muciła coś pod nosem z zagadkowo zadowoloną miną, rozstawiając na stole talerze. Trzy, jak zauważył.
-Masz liście na głowie.- Shannon strącił z włosów brata kilka zielonych strzępków.
-Przycinałem gałęzie.
-Nie może być, Księciunio doglądał obejścia?- Shann uniósł brwi w szczerym zdumieniu.- Sięgnąłeś?- Spytał, patrząc na niego z góry.
-A wpierdol chcesz?- Jared wyszczerzył się szeroko, używając żartobliwego tekstu, który gościł w ich wzajemnych odzywkach od czasów, gdy byli nastolatkami.- Gdzie twoja flama?
-Jen? Wyjechała na uczelnię.- Shannon wzruszył obojętnie ramionami.- Uczy się w szkole pielęgniarskiej.- Usiadł i nałożył sobie potężną porcję.- Przyznam, że w przewijaniu małego jest całkiem znośna.- Zachichotał.
-Więc już rozumiem.- Vanja zajęła swoje stałe miejsce u szczytu stołu. Oczy zalśniły jej wewnętrznym ogniem.
-Co rozumiesz, skrzacie?
-Jej zapał w przygotowaniach do roli siostry przełożonej. Wielokrotnie. Z łóżka na łóżko.- Powiedziała poważnie, robiąc przerwy między zdaniami.
Shannon parsknął śmiechem, prawie opluwając przy tym siedzącego na wprost niego Jareda. Pomachał ręką, potem klepnął się w udo.
-Dziewczyno, masz język bardziej cięty, niż nasza matka, a uwierz, ona potrafi dowalić do pieca.- Kręcił głową, nie mogąc wyjść z podziwu.- Siostra przełożona, niech mnie.
-Przepraszam, po prostu jej nie lubię. Jest taka... Wyniosła.
-To zwykła dziewczyna, której udało się dostać tam, gdzie większość nigdy się nie znajdzie.- Shannon spoważniał w jednej chwili.- Ładna, młoda, chce przeżyć coś, o czym nigdy nie zapomni.
-Dziwne podejście do tematu, Shannie.- Vanja rzuciła mu zagadkowe spojrzenie.
-Shannie...- Starszy Leto powtórzył z zadowoleniem nową wersję swojego imienia. W ustach Vanji, z jej rosyjskim akcentem, zabrzmiało jak "shiny".- Dlaczego dziwne?- Wrócił do rozmowy.- Dziewczyny chcą się zabawić, więc korzystam. I nie jestem wyjątkiem, uwierz.
-Nie wątpię, że nie jesteś w tym sam.- Kobieta spojrzała wymownie na Jareda, cały czas siedzącego cicho. Wolał przysłuchiwać się rozmowie, niż brać w niej udział, choć to było do niego niepodobne. Na ogół był nie mniejszą gadułą, niż Shannon.
-Większość się nie opierdala, skrzacie.
-Tak. Pytanie tylko, czy to wy wykorzystujecie, czy też jesteście wykorzystywani.- Wymierzyła w niego palec.
-Myślę o tym w kontekście wzajemnego wyświadczania przysług: one zaliczają kogoś sławnego, ja spuszczam z krzyża. I, co dla faceta jest ważne, nie muszę tykać pasztetów, mam wybór.
-Coś jest w tym, co mówisz, jakaś niezdrowa logika.- Vanja pokręciła głową.- Wzajemna przysługa, bez zobowiązań. Nie zaprzeczysz jednak, że trzeba mieć w sobie tendencje do tego, by umieć przysługiwać się komuś w ten sposób.- Stwierdziła i wstała, skończywszy jeść. Wstawiła talerz do zmywarki.- Podać komuś piwo?
CZYTASZ
It's not my way.
FanficJared Leto. Czy jest ktoś, kto go nie zna? Kto nie wie, ile osiągnął? Znacie go i wiecie o nim wszystko, albo tylko tak się Wam wydaje. W mojej opowieści nie jest taki, jak myślicie. A może jest?
