30.

7.8K 1K 501
                                    

Kiedy Jeongguk wreszcie odzyskał przytomność, zastanawiał się, czy znalazł się w czyśćcu czy w piekle. 

Ale w momencie, kiedy otworzył swoje powieki, jego wzrok pływał, światło było oślepiające i zdał sobie sprawę z tego, że śmierć nie powinna śmierdzieć środkami odkażającymi i że odgłos bicia dzwonów nie powinien zostać zastąpiony piszczeniem urządzenia, które monitorowało bicie jego serca. 

Jeongguk żył. Nie umarł. 

Powinien być szczęśliwy, ale wszystko, co czuł, to paraliżujący umysł wstyd. Ponieważ on powinien był umrzeć. Powinien był umrzeć samotnie w pustej ulicy w środku nocy w centrum Gwangju. Pogodził się z tym, że potwory jak on nie powinni żyć. 

Więc dlaczego wciąż tam był? 

To nie było sprawiedliwe, że świat wciąż tak sobie z niego drwił. To nie było sprawiedliwe, ponieważ umieranie? Tak, to było łatwe. Ale życie? Jeongguk nie chciał robić nic, co było z tym związane. I to była hipokryzja, ponieważ Jeongguk pamiętał, jak ostatnimi słowami jego błagań było Nie chcę umierać. I może nie chciał, tylko po prostu chciał wymrugać swoją egzystencje. Chciał być niczym - ponieważ nicość go nie pochłonie. 

Jeongguk prawie chciał przeprosić kogokolwiek, kto miał takiego pecha, znajdując jego ciało. Nie planował się obudzić. Nie planował ranić kolejne osoby. Ale to wydawało się być wszystkim, w czym był dobry. 

Kiedy jego wzrok w końcu się wyostrzył, Jeongguk skrzywił się. Jego umysł był zamglony, a jego ciało było ociężałe. Musiał włożyć naprawdę dużo siły, by odwrócić głowę, ponieważ wszystko wydawało się być takie wolne, ale kiedy już to zrobił, prawie zakrztusił się swoim językiem. 

Tam właśnie był; powód każdego bolesnego oddechu, który Jeongguk brał - jego Kryptonit w postaci Kim Taehyunga. Siedział na krześle przy jego szpitalnym łóżku, jego ciało pochylone było do przodu, głowa opierała się na jego ręce obok uda Jeongguka, a wolna dłoń luźno trzymała dłoń młodszego chłopaka. Było w niej ciepło, które Jeonggukowi wydawało się, jakby nie czuł całą wieczność. Ciepło, które wypłynęło z jego dłoni jak piasek i zostało rozwiane z wiatrem w dniu, kiedy Taehyung złamał mu serce. 

Wahał się nad tym, czy spleść ze sobą ich palce. Ale minęły trzy miesiące i parę dni i Jeongguk wciąż nie wiedział, jak odpuścić, więc trzymał mocno jego dłoń, rozkoszując się momentem, zanim znowu będzie musiał odpuścić. Zanim znowu zostanie sam.

Albo: Taehyung zostanie. Chciał, by został. 

Starszy chłopak poruszył się i w momencie, kiedy otworzył oczy i ich spojrzenia się spotkały, Jeongguk poczuł, jak strach opanowuje jego serce. Taehyung powoli podniósł głowę, nie spuszczając go z oczu. Co Jeongguk powinien powiedzieć w tej sytuacji? Dlaczego Taehyung w ogóle tam był? 

Uświadomienie sobie, że obecność Taehyunga oznaczała, że chłopak wiedział, co Jeongguk zrobił, było przytłaczające. To oznaczało, że Taehyung wiedział, że znowu spieprzył. To oznaczało, że Taehyung wiedział o narkotykach. Naprawdę musiał nienawidzić teraz Jeongguka. Musiał myśleć, że chłopak był obrzydliwy. Bezwartościowy wytwór społeczeństwa, który dobry był tylko w niszczeniu wszystkiego wokół siebie. I Jeongguk wiedział, że był niczym, prócz skóry rozciągniętej na wyniszczonych kościach, które ledwo utrzymywały go w całości - sam nawet nie chciał, by go trzymały. Chciał rozbić się na milion kawałków i zostać poniesionym przez ocean, po czym utonąć w głębinach czarnego morza. I kurwa, to brzmiało tak nazbyt dramatycznie, ale Jeongguk nie wiedział, jak inaczej opisać dziurę w jego sercu. 

Jeongguk wolał umrzeć, niż stawić w tym momencie czoła Taehyungowi. Wolał zrzucić się z okna, mając nadzieję, że znajdował się przynajmniej na piątym piętrze, skąd mógłby śmiertelnie uderzyć w ziemie. Wszystko było nie tak z Jeon Jeonggukiem. Nic nigdy nie było dobrze. To była gra, a on nie chciał być już jej częścią. 

Hiraeth | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz