Popołudniu byłam z Willem na lotnisku. Na parkingu ciężko było znaleźć wolne miejsce, ale kiedy się udało od razu udaliśmy się do budynku. Okazało się, że samolot z Włoszech wylądował dwadzieścia minut temu, czyli nasza mama musiała już odebrać bagaż i czekała na nas. Siedziała na krzesłach, a widząc nas wstała i uśmiechnęła się biorąc torbę na ramię.
- Hej Mamo...
- Cześć Marie - przytuliła mnie krótko, a potem też przywitała się z Willem, który zabrał jej torbę.
- Jak lot?
- A dość dobrze, było mało osób w samolocie więc spokojnie, żadnych wrzasków ani nic.
Droga do samochodu upłynęła nam w ciszy, zresztą nie ma co się dziwić. O czym mielibyśmy rozmawiać z kobietą, która wraca raz na jakiś czas do swoich dzieci? Już nasi dziadkowie się nami częściej interesują niż ona, a to ona jest rodzicielką.
Usiadłam z tyłu i kompletnie zatraciłam się w własnych myślach.
Kiedy byliśmy w domu, mama uznała, że pójdzie się zdrzemnąć, a później wstanie i zacznie robić kolację, gdyż przełożyła spotkanie na późniejszą godzinę. Will westchnął i spojrzał na mnie.- Z każdym razem jest coraz bardziej obojętna...
- Wiem Rosie, mnie też to boli - przytulił mnie do siebie.
- Chciałabym, żeby była taka jak kiedyś. Teraz ma na nas wywalone i bądźmy szczerzy, przylatuje do nas bo musi coś załatwić.
- Nie myśl tak młoda.
- Ale mam rację. Jest fatalną matką, wiem, że moja miłość do taty, a jej miłość do niego były kompletnie różne, ale jesteśmy jej dziećmi do jasnej cholery, a ona ma nas w czterech literach.
- Maleńka...
- Wolałabym, żeby w ogóle nie przylatywała, robi mi nadzieję, że będzie normalnie.
- Dziadkowie chcą przeprowadzić się z Liverpoolu gdzieś bliżej nas, gdyby coś się działo.
- Bo oni są kochni, dbają o nas, martwią się i przede wszystkim kochają.
- Ona też nas kocha, tylko na swój sposób.
- Tia, pójdę się przejść - odsunęłam się od niego i nie zabierając ze sobą nic, wyszłam.
Po dwóch godzinach kiedy powoli zachodziło słońce, miałam zamiar wracać. Powoli zaczęłam kierować się w stronę domu, ale jedyną drogą była ulica, na której stacjonowali zaalkoholizowani faceci. Uznałam, że przejdę niezauważona i szybko udam się do domu, jednak tak nie było.
- O a taka ślicznotka gdzie sama
idzie? - zaczepił mnie jeden z nich.- Nie twoja sprawa.
- Zadziorna lubię takie - oznajmił następny i się przybliżył, a jak chciałam sobie iść to inny zablokował mi drogę.
- Spieprzaj dobra? Nie mam wam nic do zaoferowania, pijcie sobie dalej.
- A ja myślę, że masz - przygniótł mnie do ściany i złapał mocno za biodro.
Mój oddech z strachu przyspieszył, a ja poczułam jak serce zaczyna walić. Przepływ krwi był tak szybki, że szumiało mi w uszach. Szarpnęłam się kiedy dotknął mojego policzka i przybliżył się do mojej twarzy. Całe szczęście, ktoś nagle go odepchnął.
- Spierdalaj od niej Viktor, ona jest moja - usłyszałam znajomy głos i dopiero teraz spojrzałam na mojego wybawcę.
- Ah tak? A gdzie to jest napisane? - znowu się do mnie przybliżył i przejechał po moich włosach, a ja poczułam odruch wymiotny.
- Nie musi być nigdzie napisane, spróbuj ją dotknąć jeszcze raz, a dostaniesz taki wpierdol jak za pierwszym razem. Chodź skarbie wrócimy do domu - podał do mnie dłoń, a ja nadal przestraszona splotłam nasze palce i stanęłam obok niego.
- Dobra Lenehan, nie denerwuj się, przecież nie wiedzieliśmy - Victor podniósł ręce do góry w wyrazie poddania i odszedł z resztą.
- Wszystko okej? Nic ci nie zrobili? - spojrzał na mnie, a ja nic nie mówiąc przytuliłam się do niego.
- Dziękuję.
- Nie ma za co Mary - oparł głowę na mojej i zaczął głaskać moje włosy, a ja nadal przerażona tym co mogło się stać czułam walące serce.
- Co tutaj robisz? - zapytałam po jakimś czasie.
- Chciałem iść do sklepu za rogiem - zaśmiał się.
- Okej - odsunęłam się od niego.
- Odprowadzić cię do domu?
- Będę wdzięczna.
- To chodź - zaczął iść, a ja słysząc coś za nami złapałam go za rękę i pociągnęłam szybciej do wyjścia z dziwnej uliczki.
- Mała, spokojnie. Przy mnie ci nic nie grozi tak? - splótł nasze palce, a ja tylko pokiwałam głową.- Wiem, że nasze relacje nie są dobre, ale nie pozwolę skrzywdzić siostry przyjaciela.
-Dziękuję, jeszcze raz.
- Nie ma sprawy Marie - westchnęłam słysząc to zdrobnienie i mimo, że gdy ktoś mnie tak nazwał odżywały wspomnienia, z jego ust brzmiało pięknie.
CZYTASZ
If Walls Could Talk C.L
Fanfiction#1 w zakochanie #1 w bam #1 w rodzeństwo #1 w charlielenehan #1 w lenehan #1 w melody #1 w Anglia Rosemary była wesołą i kochaną dziewczyną dopóki śmierć nie odebrała jej taty. Po tamtym dniu, kiedy wspierał ją tylko brat, serce Rose stało się kami...