5

370 28 9
                                    

Popołudniu byłam z Willem na lotnisku. Na parkingu ciężko było znaleźć wolne miejsce, ale kiedy się udało od razu udaliśmy się do budynku. Okazało się, że samolot z Włoszech wylądował dwadzieścia minut temu, czyli nasza mama musiała już odebrać bagaż i czekała na nas. Siedziała na krzesłach, a widząc nas wstała i uśmiechnęła się biorąc torbę na ramię.

- Hej Mamo...

- Cześć Marie - przytuliła mnie krótko, a potem też przywitała się z Willem, który zabrał jej torbę.

- Jak lot?

- A dość dobrze, było mało osób w samolocie więc spokojnie, żadnych wrzasków ani nic.

Droga do samochodu upłynęła nam w ciszy, zresztą nie ma co się dziwić. O czym mielibyśmy rozmawiać z kobietą, która wraca raz na jakiś czas do swoich dzieci? Już nasi dziadkowie się nami częściej interesują niż ona, a to ona jest rodzicielką.
Usiadłam z tyłu i kompletnie zatraciłam się w własnych myślach.
Kiedy byliśmy w domu, mama uznała, że pójdzie się zdrzemnąć, a później wstanie i zacznie robić kolację, gdyż przełożyła spotkanie na późniejszą godzinę. Will westchnął i spojrzał na mnie.

- Z każdym razem jest coraz bardziej obojętna...

- Wiem Rosie, mnie też to boli - przytulił mnie do siebie.

- Chciałabym, żeby była taka jak kiedyś. Teraz ma na nas wywalone i bądźmy szczerzy, przylatuje do nas bo musi coś załatwić.

- Nie myśl tak młoda.

- Ale mam rację. Jest fatalną matką, wiem, że moja miłość do taty, a jej miłość do niego były kompletnie różne, ale jesteśmy jej dziećmi do jasnej cholery, a ona ma nas w czterech literach.

- Maleńka...

- Wolałabym, żeby w ogóle nie przylatywała, robi mi nadzieję, że będzie normalnie.

- Dziadkowie chcą przeprowadzić się z Liverpoolu gdzieś bliżej nas, gdyby coś się działo.

- Bo oni są kochni, dbają o nas, martwią się i przede wszystkim kochają.

- Ona też nas kocha, tylko na swój sposób.

- Tia, pójdę się przejść - odsunęłam się od niego i nie zabierając ze sobą nic, wyszłam.

Po dwóch godzinach kiedy powoli zachodziło słońce, miałam zamiar wracać. Powoli zaczęłam kierować się w stronę domu, ale jedyną drogą była ulica, na której stacjonowali zaalkoholizowani faceci. Uznałam, że przejdę niezauważona i szybko udam się do domu, jednak tak nie było.

- O a taka ślicznotka gdzie sama
idzie? - zaczepił mnie jeden z nich.

- Nie twoja sprawa.

- Zadziorna lubię takie - oznajmił następny i się przybliżył, a jak chciałam sobie iść to inny zablokował mi drogę.

- Spieprzaj dobra? Nie mam wam nic do zaoferowania, pijcie sobie dalej.

- A ja myślę, że masz - przygniótł mnie do ściany i złapał mocno za biodro.

Mój oddech z strachu przyspieszył, a ja poczułam jak serce zaczyna walić. Przepływ krwi był tak szybki, że szumiało mi w uszach. Szarpnęłam się kiedy dotknął mojego policzka i przybliżył się do mojej twarzy. Całe szczęście, ktoś nagle go odepchnął.

- Spierdalaj od niej Viktor, ona jest moja - usłyszałam znajomy głos i dopiero teraz spojrzałam na mojego wybawcę.

- Ah tak? A gdzie to jest napisane? - znowu się do mnie przybliżył i przejechał po moich włosach, a ja poczułam odruch wymiotny.

- Nie musi być nigdzie napisane, spróbuj ją dotknąć jeszcze raz, a dostaniesz taki wpierdol jak za pierwszym razem. Chodź skarbie wrócimy do domu - podał do mnie dłoń, a ja nadal przestraszona splotłam nasze palce i stanęłam obok niego.

- Dobra Lenehan, nie denerwuj się, przecież nie wiedzieliśmy - Victor podniósł ręce do góry w wyrazie poddania i odszedł z resztą.

- Wszystko okej? Nic ci nie zrobili? - spojrzał na mnie, a ja nic nie mówiąc przytuliłam się do niego.

- Dziękuję.

- Nie ma za co Mary - oparł głowę na mojej i zaczął głaskać moje włosy, a ja nadal przerażona tym co mogło się stać czułam walące serce.

- Co tutaj robisz? - zapytałam po jakimś czasie.

- Chciałem iść do sklepu za rogiem - zaśmiał się.

- Okej - odsunęłam się od niego.

- Odprowadzić cię do domu?

- Będę wdzięczna.

- To chodź - zaczął iść, a ja słysząc coś za nami złapałam go za rękę i pociągnęłam szybciej do wyjścia z dziwnej uliczki.

- Mała, spokojnie. Przy mnie ci nic nie grozi tak? - splótł nasze palce, a ja tylko pokiwałam głową.- Wiem, że nasze relacje nie są dobre, ale nie pozwolę skrzywdzić siostry przyjaciela.

-Dziękuję, jeszcze raz.

- Nie ma sprawy Marie - westchnęłam słysząc to zdrobnienie i mimo, że gdy ktoś mnie tak nazwał odżywały wspomnienia, z jego ust brzmiało pięknie.

If Walls Could Talk C.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz