38

251 24 2
                                    

Leżałam z Charliem u mnie w pokoju. Byliśmy w domu sami, ponieważ Will wyjechał na parę dni do cioci Amelie która potrzebowała pomocy. Westchnęłam czując jak jego dłoń zaczęła gładzić moje włosy. Oboje milczeliśmy od jakiegoś czasu pogrążeni własnymi myślami. W pokoju panował półmrok, ponieważ światło dawała tylko mała choinka na biurku.

- Marie? - zaczął i poprawił sobie poduszkę.

- Hm? - szepnęłam czując jak sen przejmuję nade mną kontrolę.

- Możemy położyć się inaczej?

- Co? A tak..- odsunęłam się delikatnie.

Położył się na boku i przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w niego. Poczułam jego usta na swoim czole, a po chwili jego policzek zetknął się z moją skórą. Uśmiechnęłam się delikatnie i powoli znowu zaczęłam usypiać.

Rano obudziłam się wyspana i dziękowałam Bogu w myślach, że dzięki mrozowi panującemu na dworze szkoły zostały zamknięte.

- Charlie?- ziewnęłam, a on wtulił się w moje plecy.

Blondyn nadal spał, a przynajmniej nic nie wskazywało na to, że się obudził. Westchnęłam czując jak robi mi się coraz cieplej. Odkryłam się tyle ile mogłam i starałam się zabrać rękę blondyna z siebie, ale nie dałam radę bo zacisnął ją jeszcze bardziej.
Mimo to, leżenie przy ścianie miało swoje plusy. Powoli moje ciało zaczęło się studzić, a po chwili znowu było mi zimno. Jakieś dwadzieścia minut później uścisk chłopaka poluźnił się, a ja wyszłam z łóżka. Poszłam do łazienki załatwić swoje potrzeby i ogarnęłam w miarę swój wygląd. Później znowu wróciłam do pokoju. Podeszłam do szafy, po czym zaczęłam przeglądać moje ubrania. Postanowiłam ubrać czarne dżinsy z wysokim stanem i szmaragdowy golf.
Ściągnęłam koszulkę, a chwilę później zauważyłam uśmiechniętego Charliego w lustrze i przypomniałam sobie, że tutaj śpi.

- Musisz podglądać zboczeńcu? - założyłam czarny podkoszulek i odwróciłam się w jego stronę.

- Podziwiam to co moje i swoją drogą cholernie podoba mi się to co widzę.

- Zdziwiłabym sie gdyby tak nie było.

- Ubierzesz jeszcze te czarne dżinsy i zostaniesz na razie w tak seksownym wydaniu?

- Jesteś niemożliwy.

- Możliwy - położył ręce pod głowę.

- A może chcesz mi pomóc?- usiadłam na nim okrakiem.

- Oh, bardzo chętnie.

Zaśmiałam się delikatnie i złączyłam nasze usta. Na początku był to delikatny pocałunek, ale zmieniał się z każdą chwilą w bardziej zmysłowy. 
Nasze usta ocierały się o siebie w międzyczasie łapiąc oddech. Westchnęłam cicho kiedy przejechał językiem po mojej dolnej wardze.
Od razu dostał dostęp, a chwilę później leżałam pod nim. Jedna z jego dłoni znalazła się na moim policzku, a druga gładziła moje udo. Uśmiechnęłam się delikatnie czując jak powoli zsuwa ze mnie spodenki do spania. Kiedy się ich pozbył nasze języki nadal były połączone w nieziemskim tańcu, do momentu, aż zabrakło nam powietrza.

- Proszę bardzo - powiedział niskim i zachrypniętym głosem, a potem odchrząknął.

- Chodźmy gdzieś dzisiaj. Na miasto.

- Iść? Jest minus cztery kocie i wieje wiatr.

- Dobra, jechać twoim autem.

- Okej, ale musimy podjechać do mnie.

- Nie ma problemu.

Półtorej godziny później byliśmy w centrum. Wszystko wyglądało niesamowicie. Ozdoby na lampach, białe chodniki i trawa pokryta również tym samym puchem. Uśmiechnęłam się szeroko, a blondyn zaczął się śmiać. Kiedy byliśmy na miejscu nie mogłam się nacieszyć. Na starym mieście był nawet Mikołaj z skrzatami, a dzieci w kolejkach z rodzicami czekały na swoje zdjęcie.
Odwróciłam się do blondyna i pocałowałam go, a on chyba się tego nie spodziewał bo przez chwilę był oszołomiony.

- Możesz tak robić częściej - oznajmił, a ja się zaśmiałam.

- Przemyślę to.

Później siedzieliśmy w jednej z kawiarni, ale dla odmiany piliśmy gorącą czekoladę rozmawiając na dziwne tematy. Potem zeszło na nowo na święta.

- Twoja mama przylatuje? - zapytał i złapał moją rękę, która leżała na stoliku.

- Bilety są zbyt drogie - patrzyłam na ciepły napój, aż nie podniósł mi podbródka.

- Przyjdźcie do nas na święta. Mojej mamie na pewno nie będzie to przeszkadzać.

- Chcieliśmy jechać do dziadków.

- Tych tutaj?

- Tych w Londynie.

- Tak daleko?

- Nie widziałam ich od dwóch lat.

- Yhm. Czyli nie będzie cię całe święta? - ewidentnie nie był zadowolony.

- To tylko parę dni, na sylwestra wracam.

- Yhm.

- No weź...O co chodzi?

- Czy to ważne?

- Tak?

- Chciałbym, żebyś była ze mną w święta. Tak często spędzaliśmy je razem, że teraz nie wyobrażam sobie ich bez ciebie i Williama podjadającego krem do ciasta.

- Przepraszam, ale też chciałabym mieć coś z tych świąt..

- Nie zabronię ci jechać, ale czy nie moglibyście być w wigilię u nas, a pierwszego dnia świąt jechać tam?

- Charlie...

- Nie ważne, nie było pytania.

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale za każdym razem gdy miałam rozwinąć temat, zbywał mnie.

If Walls Could Talk C.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz