Obudziłam się rano na kanapie w salonie. Mimo, że nasza kanapa była wygodna, nie było to to samo co moje łóżko. Nie wyspałam się, przez co odczuwałam lekki ból pleców.
Westchnęłam i wstałam, a w kuchni był William ubrany w koszule.- Bez jaj...
- Cześć siostra, jedziemy dzisiaj do dziadków. Sophie jest w łazience, bierze prysznic. Masz jakieś czterdzieści minut na ogarnięcie się.
- Musi z nami jechać?
- Tak. Charlie też jedzie.
- A ten po co niby?
-Dziadkowie go lubią, chciał i myślałem, że nie masz z tym problemu.
- Najwidoczniej mam - przewróciłam oczami.
- Idź się ubrać.
- W co?
- W spódniczkę najlepiej.
- Świetnie - udałam się do swojego pokoju.
Podeszłam do lustra i westchnęłam widząc moje włosy. Wyglądały okropnie, więc będę musiała je wyprostować, ewentualnie trochę zakręcić na końcach. Zajęłam się moimi włosami, a później pomalowałam. Zrobiłam to co zwykle, a potem namalowałam jeszcze kreskę na oku. Uśmiechnęłam się na efekt końcowy i przebrałam. Słyszałam już głos Charliego na dole, ale byłam na niego zła, więc nie zrobiło to na mnie wrażania. Ubrałam czarną, rozkloszowaną spódniczkę i do tego czerwoną koszulę w kratę. Westchnęłam zakładając cienkie rajstopy, jak zwykle miałam problem z moimi długimi paznokciami. Zabrałam jeszcze tylko płaszcz i zeszłam na dół. Blondyn nerwowo zaczął pić wodę, kiedy mnie zobaczył. Nie mógł oderwać ode mnie wzroku, a William widząc to uderzył go w tył głowy.
- Możemy jechać?
- Jeszcze Sophie.
- Nie musi z nami jechać - założyłam płaszczyk i poszłam ubrać buty.
Pół godziny później byliśmy na stacji. Will poszedł zapłacić za paliwo, a Sophie coś sobie kupić. Charls odwrócił się do mnie i przyglądał się mi zadowolony. Poczułam się niezręcznie, więc wyciągnęłam telefon i udawałam, że coś sprawdzam.
- Jesteś piękna.
- Przestań.
- Jesteś cholernie piękna - przejechał mi dłonią po policzku.
- Ugh daj spokój, dwa dni temu mówiłeś, że...- przerwał mi.
- Nie poruszaj tego tematu, zapomnij o nim.
- Nie - przewróciłam oczami.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- Bo mam niecałe siedemnaście lat?
- Masz siedemnastkę za dwa tygodnie.
- Dobra, odczep się okej? Sam jesteś dziecinny. Nie umiesz się zdecydować, pierw na mnie najeżdżasz, a potem mówisz, że jestem piękna. Chodzisz do dziewczyn, których masz na pęczki, a potem udajesz, że tylko mną się interesujesz. To nie okej.
- Super - usiadł normalnie na swoim miejscu.
Resztę drogi słuchałam muzyki na słuchawkach. Kiedy byliśmy u dziadków byłam bardzo zadowolona. Nadal nie rozumiałam co blondyn robił z nami. Zadzwoniłam dzwonkiem, a chwilę później otworzyła moja babcia. Przytuliłam ją mocno, a ona zaśmiała się wesoło.
- Marie, dobrze cię widzieć. Już się bałam, że nie dojedziecie.
- Fakt, William nie umie prowadzić.
- Ej! - przytulił się do nas.
Później po przywitaniach, usiedliśmy przy stole. Moja babcia pytała o różne rzeczy Sophie, a ja czułam wzrok Charliego na sobie. Nie spojrzałam na niego ani raz, żeby się upewnić czy faktycznie na mnie patrzy. Jadłam krem z dyni zatracając się w swoich myślach. Nie ciekawiło mnie gadanie Sophie o jej osiągnięciach po zakończeniu szkoły. Skupiłam się na tym z kim spędzę moje siedemnaste urodziny oraz jak. Chciałam gdzieś wyjść z domu, najlepiej z Alex, ale nie byłam pewna. Dziewczyna prawdopodobnie nawet nie pamięta o moich urodzinach. Przynajmniej teraz, kiedy jest pochłonięta Zackiem.
W pewnym momencie jednak, pytanie mojej babci, wyrwało mnie z zamyśleń.- Charlie, a jak twoi rodzice? - zapytał dziadek.
- Właściwie to po to tutaj jestem.
- Wyjaśnij.
- Ojciec robi wojnę, mama chciała, żebyście ją poparli w sądzie.
- Oh czyli sprawa trafiła do sądu?
- Tak, John uznał, że skoro ona nie odda mu Brooke normalnie, to będzie się sądził.
- Nienormalny. Krzywdzi swoje dzieci i byłą żonę.
- Obudził się.
- Będziemy po waszej stronie - oznajmiła moja babcia, po czym wstała i zebrała talerze.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na blondyna. Jednak on odwrócił wzrok i powiedział, że pójdzie się przewietrzyć. Coś było nie tak, a ja doskonale o tym wiedziałam. Przeprosiłam i poszłam za chłopakiem. Palił papierosa, a ja czując delikatny wiatr, poprawiłam płaszcz.
- Potrzebujesz czegoś maluszku?
- Wszystko okej?
- Przejmujesz się?
- Nie, ale komuś musisz się wygadać.
- Uważasz, że jesteś do tego dobra? - zaciągnął się dymem.
- Nie wiem, po prostu chciałam być miła.
- Dobra, wybacz. To nie jest łatwy temat, nie lubię o tym gadać. Po za tym, czy my nie jesteśmy skłóceni?
- Może jesteśmy, ale...Czasami możemy zrobić sobie przerwę w kłótni.
- Nie kłóćmy się wcale.
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe - westchnęłam, a on wyrzucił peta i założył kaptur.
- Lubisz mnie?
- Co?
- Pytam, czy mnie lubisz.
- Co to ma do rzeczy?
- Tak czy nie?
- Chyba tak, nie wiem, to nie jest pytanie na teraz - chciałam sobie iść, ale przyciągnął mnie do siebie.
- Gdzie uciekasz? - oparł czoło o moje.
- Nie uciekam, wracam do środka... - czułam jak mój oddech przyspieszył, kiedy jego usta zbliżyły się do moich.
- Tak?
- Tak.
- A to nie dlatego, że zakłopotałaś się?
- Wcale się nie zakłopotałam.
- Wcale?
- Wcale - spojrzał w moje oczy, a ja poczułam jak pieką mnie policzki.
- Oh Marie - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. - Też cię lubię.
Uśmiechnęłam się szeroko, ale mój uśmiech zniknął gdy usłyszałam zły głos Williama.
CZYTASZ
If Walls Could Talk C.L
Fanfiction#1 w zakochanie #1 w bam #1 w rodzeństwo #1 w charlielenehan #1 w lenehan #1 w melody #1 w Anglia Rosemary była wesołą i kochaną dziewczyną dopóki śmierć nie odebrała jej taty. Po tamtym dniu, kiedy wspierał ją tylko brat, serce Rose stało się kami...