→ Lęki ←

380 76 14
                                    

Gerard w ostatnim czasie dużo myślał o Franku. Myślał o rozmowach, o charakterze, pocałunku, wyglądzie...

Odczuwał małą tęsknotę za rozmawianiem z nim. Wiedział, że musi sobie na jakiś czas odpuścić, bo Ryan nie odstąpywał przyjaciela o krok.

Niestety...

Ryan bał się, że Gerard odbierze mu Franka. Nie chciał zostać sam, ani nie chciał stracić przyjaciela.

Gerard bał się, że przez Rossa nie uda mu się wykonać zadania. Tak bardzo nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że przez bruneta może to wszystko zaprzepaścić...

Frank obawiał się, że zakocha się w Gerardzie. Że straci dla niego głowę i przez to zostawi Ryana. Bał się, że jeśli to stałoby się, Way zostawiłby go, ale Ross już nie chciałby być jego bliskim. Przecież zraniłby go...

Każdy ma jakieś lęki. Żaden z tej trójki nie wiedział, jak im zaradzić... Bali się. Tak cholernie się bali...

— Wszystko w porządku? — zapytała Linda, podchodząc do swojego jedynego syna.

— T-tak — on też dużo myślał o Gerardzie. O liście, pocałunku, dziwnym zachowaniu...

Pragnął, aby to wszystko nigdy się nie kończyło, jednocześnie, nie chciał żyć z tym uczuciem.

Z tym uczuciem, że to tylko sen albo że Gerard udaje. Tak bardzo tego nie chciał...

— Ostatnio zachowujesz się jakoś dziwnie... Na pewno nic się nie dzieje? — kontynuowała, czego miał już dość.

— Tak. Wszystko jest pięknie — uniósł się. Musi jeszcze poćwiczyć nad panowaniem nad uczuciami.

— A u Ryana? — kurwa. Nie mógł jej tego powiedzieć. Nie mógł powiedzieć, jak wielkie problemy miał teraz jego przyjaciel.

— Też całkiem w porządku — wymusił uśmiech. — Raczej... — dodał dużo ciszej.

Co jeśli znowu jego ojciec się upił, a chłopak przyjdzie jutro do szkoły z podbitym okiem? Co wtedy?

Albo w nocy obudzi go stukanie do okna lub telefon, że nie daje już sobie rady?

Każdego dnia miał takie obawy. Że coś się stanie, ale jego nie będzie przy przyjacielu.

Obawy podwoiły się z dziwnym zachowaniem Gerarda. Przecież... Kto normalny bezinteresownie chciałby poznać tego niskiego emo dziecka z nadwagą?

— Mamo, mogę skorzystać z telefonu?

— Kochanie, wiesz, że już późno... — odpowiedziała kobieta. Chłopiec spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.

— Proszę... Tylko chwilkę — powiedział z przejęciem. Linda westchnęła głęboko.

— Dobrze, ale dosłownie chwilkę — rzuciła i poszła do innego pokoju. Wybrał numer do domu Ross'ów i czekał na dalszy obrót spraw.

Nikt nie odebrał.

W sumie czego miał się spodziewać? Na pewno George teraz leży półprzytomny, a Ryan siedzi sam, zapłakany w pokoju.

Próbował jeszcze parę razy, ale wciąż odpowiadał mu sygnał nagrywania wiadomości głosowej... Zrezygnowany spróbował jeszcze raz, ostatni.

Nie liczył, że ktoś tym razem odbierze, ale nie chciał się poddawać. Nie tym razem.

— Halo? — usłyszał.

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz