→ Relacje Ufnością ←

353 62 46
                                    

Way długo zastanawiał się nad tym, co może powiedzieć Frankowi, kiedy już to wszystko się skończy. Tak bardzo chciał, aby to trwało wiecznie. Tylko, że bez tych okropnych wyrzutów sumienia i tym razem, naprawdę.

Kolejne dni mijały. Wspólne rozmowy, śmiechy... To wszystko wydawało się takie... Lepsze? Mimo to, Gerard ciągle był nieobecny. Nie chciał się przywiązywać, ani nie chciał przywiązania Franka. Przeciwko. Wolał, aby oboje po tym wszystkim  byli dla siebie obojętni, jak przedtem, jak się poznali.

— Gee — zawołał Iero, podbiegając do starszego. Z szerokim uśmiechem, oparł się o stojące obok chłopaka, drzewo. — Chcesz wpaść do mnie wieczorem? Mama ma nockę.

Way zawahał się chwilę. Może to dobry pomysł? Może poczuje się dzięki temu lepiej?

— No proszę... Nie chcę siedzieć sam, bo... Będzie mi się nudziło. Ryan nie może przyjść, a tylko waszą dwójkę mógłbym u siebie ugościć — wymruczał. Wyższy westchnął głośno.

— Jasne, że chcę. O której około mam być? — powiedział, również się uśmiechając.

— Mama zaczyna pracę o dziesiątej. Pewnie jak zwykle wyjdzie godzinę szybciej, więc między dziewiątą, a dziesiątą... Co ty na to?

— Jesteśmy umówieni — rzucił, a wyraz jego twarzy poszerzył się.

— To super. To ja w takim razie lecę na lekcje. Do zobaczenia — lecz zielonooki nie zdążył mu odpowiedzieć. Kiedy tylko stracił młodszego z zasięgu wzroku, spoważniał. Choć w oczach wciąż płonęły mu iskierki szczęścia. Ostatnimi czasy, tak często spotykane...


***


Teoretycznie było idealnie. W mieszkaniu został tylko Frank. Łóżko zaścielił, a w tle puścił cicho grającą płytę Presley'a. Przygotował wszystko. Począwszy od przekąsek, napojów i filmów, aż po dodatkową poduszkę, koc i za dużą koszulkę po jego ojcu, gdyby jakimś cudem Gerard został na noc.

Dziesiąty już raz oderwał się od poprawiania poduszek i powędrował do lustra, aby zobaczyć, czy na pewno nie odstraszy starszego swoim wyglądem. Denerwował się i to niesamowicie, ale nic nie mogło popsuć mu humoru. Nawet stres.

Wtem rozległ się drażniący dźwięk dzwonka. Chłopak był pewien, że to Way, jednak mimo tej 'pewności', wolał spojrzeć poprzez wizjer. Miał rację. Otworzył drzwi z uśmiechem, który drugi odwzajemnił.

— Więc oto zamek Franka Iero — rzucił, rozglądając się po korytarzu. Był niewielki, ale jasne ściany choć trochę zmieniały pogląd, na to pomieszczenie. Dzięki nim wydawał się on troszkę większy, niż był.

Gerard miał wrażenie, że robi źle, mierząc domostwo towarzysza. Już i tak wyglądał na zestresowanego. Szczerze to wolał podziwiać złoto jego tęczówek, niż cokolwiek innego. Chyba, że chodzi o resztę jego ciała. Czy to wciąż normalne?

— Zamkiem bym tego nie nazwał. Raczej norą — odpowiedział mu smutno. Tamten nie wiedział, co odpowiedzieć. To miejsce nie zasługiwało, na miano 'norą'. — Co chcesz do picia?

— Masz kawę?

— Mam — ruszył do kuchni, aby wstawić wodę. — Nie byłbym sobą, gdybym nie miał. — dopowiedział.

— Skądś to znam — zaśmiał się. — Co będziemy dziś robić?

— Nie mam pojęcia. Nie zaplanowałem tego — miał tysiące planów, ale żaden z nich nie okazał się być tym idealnym. — Mam jakieś filmy, gry...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz