→ Chciał ←

300 74 19
                                    

Ktoś krzątał się po kuchni. Gerard słysząc ten hałas, delikatnie uchylił powieki. Za oknem było ciemno. To musiała być noc.

Wstał, ruszył w stronę drzwi. Jego mały palec automatycznie uderzył w szafkę.

— Cholera — warknął, zaciskając szczękę. To musiało się stać.

Szybkim krokiem zszedł po schodach. Wszędzie pozapalane były światła. W mieszkaniu panował chaos, chociaż znajdowały się tam tylko trzy osoby, gdzie jedna z nich wciąż spała.

— Mikey? Która godzina? Dlaczego jeszcze nie śpisz? — zbombardował pytaniami, blondyna. Ten skrzywił się lekko na roztargnienie brata.

— Jest dziewiętnasta. Wieczór — starszy chwilę próbował przypomnieć sobie, jak to możliwe, że tyle przespał. Po chwili zrozumiał.

— Mama jest zła? — zapytał, siadając obok młodszego.

— Nie wiem, ma dzisiaj nadgodziny — wzruszył ramionami.

—  Jak coś, to byłem w szkole, Frank też — rzucił, na co drugi prychnął. — A spróbuj mnie nie kryć, to będziesz mieć przejebane — fuknął, ściszając wciąż oglądaną przez nastolatka kreskówkę. Mikey kolejny raz prychnął pod nosem. Zabrał leżący obok niego talerzyk i poszedł z nim do kuchni, zostawiając Gerarda samego.

Ten ułożył się wygodniej na starej wersalce. Wpatrywał się w mały ekran telewizora, zastanawiając się nad tym, w jak beznadziejną sytuację wprawił Franka.

Przyczepił się do niego, przez co Ryan poczuł się odrzucony. Odrzucenie to kolejny powód do śmierci nastolatków. Ryan miał wiele takich powodów, a jednym z nielicznych powodów do zostania była przyjaźń z Iero. Poczuł napływ wyrzutów sumienia. Na tyle silny, że...

—  Niedługo wrócę. Jak coś to zajmij się Frankiem — rzucił, wstając.

— Boże, traktujesz go jak dziecko. On jest w MOIM wieku. Nie ma pięciu lat — powiedział z wyrzutem, Mikey.

— Po prostu jest naszym gościem, a o gości powinno się dbać— mruknął, spoglądając na brata.

— Jasne. Z gośćmi powinno spędzać się swoją każdą wolną chwilę, spać w jednym łóżku i najlepiej traktować, jak Boga, co?

— Co w tym złego, że chcę mu pomóc? — naprawdę chciał...

— Nic. Idź już lepiej, to może wrócisz przed mamą — mruknął. Starszy go posłuchał. Otworzył drzwi wejściowe. Chłód od razu opanował jego ciało, lecz to mu nie przeszkadzało. Odgarnął włosy, które spadły mu na oczy, w wyniku powiewu wiatru i ruszył przed siebie.


***


Franka obudziło głośne trzaśnięcie drzwi od sąsiadującego pokoju. Otworzył gwałtownie oczy. Było ciemno, a jedyne światło, sprawiające, że w pomieszczeniu można było cokolwiek dostrzec, wychodziło zza zasłoniętego okna oraz zza uchylonych drzwi.

— Gerard? — szepnął, jednak nikt mu nie odpowiedział. Podniósł się powoli do siadu. Nie wiedział dlaczego, ale bał się. Jakby pod łóżkiem czyhał na niego potwór.

Zeskoczył z łóżka, potykając się o plecak właściciela pokoju. Niepewnym krokiem wyszedł na korytarz. Wciąż był w wiszącej koszulce Gerarda i jego zdecydowanie za dużych dresach. Właśnie dlatego, z każdym kolejnym krokiem miał wrażenie, że zaraz wybije sobie zęby.

Przeklinał w myślach swój niski wzrost i wysokich znajomych. Jego wewnętrzne narzekanie przerwało gwałtowne pociągnięcie za drzwi.

— Hej, co chcesz do jedzenia? — zagadnął blondyn, podchodząc do niego. Miał czerwone oczy i szeroki uśmiech. Zupełnie, jakby płakał, ale starał się to zamaskować.

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz