→ Niepokój, Kłamstwa i Wyrzuty ←

346 64 17
                                    

Od razu po powrocie do domu, Gerard postanowił położyć się spać. Ten dzień był dosyć męczący, jak każdy inny w ostatnim czasie. Ciągle coś się działo. To zdecydowanie za dużo. Way wolał spokój, monotonię. Zamiast tego codziennie przytrafiały się mu coraz to ciekawsze przygody. Czuł się przez nie, jak bohater jakieś książki lub filmu. To było dziwne uczucie...

Kiedy zasypiał, zawsze myślał o tym, co spotkało go w ostatnim czasie. Tym razem było inaczej. Przymknął swoje ślepia i nawet nie wiedząc kiedy, zapadł w dość głęboki, jak na niego, sen.


***


Nad ranem obudził go znienawidzony dźwięk budzika. Była szósta trzydzieści, teoretycznie to dla niego idealna godzina na wstanie. Mógł w spokoju się wyszykować, ba! Nawet zjeść śniadanie! Jednak zamiast tego, wolał przez kolejne trzydzieści minut zastanawiać się nad tym, jak to możliwe, że nie obudził się przed budzikiem, skoro wczoraj położył się tak wcześnie.

Gerard nie był matematykiem...

Wstał dopiero, kiedy to jego rodzicielka krzyczała na Mikey'ego, aby ten 'ruszył swoje cztery litery, bo zaraz będzie ósma'. Czyli o siódmej piętnaście, jak za każdym razem. Szybko zeskoczył z wygodnego materaca, zrzucając z siebie aktualną koszulkę, jednocześnie rozglądając się za świeżą. Kiedy nałożył na siebie czarną bluzkę i tego samego koloru bluzę usłyszał mocne gwałtowne szarpnięcie drzwi.

— Chyba nie zamierzasz iść do szkoły w tym? — zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć pogardę. — Wyglądasz, jak menel — dodała. Nie ma nic lepszego, niż ciepłe słowa bliskiego z rana.

— Zawsze tak wyglądam — odpowiedział bez emocji.— A jeśli chcesz serio wiedzieć, to przebiorę spodnie. Bo przecież tak bardzo kochasz, kiedy zakładam rurki...

— Szczególnie w zestawie do skórzanej kurtki. Wtedy wyglądasz tak męsko — wtrącił zaspany Mikey, z głosem przepełnionym sarkazmem.

— Skoro tak nalegasz... Założę i skórę — parsknął. Matka chłopców westchnęła głęboko, bez słowa opuszczając pokój starszego z synów. Powoli traciła wszelkie siły na ciągle kłócące o ich dziwne sposoby bycia. Wprawdzie obiecała sobie, że pozwoli swoim synom być tym, kim są, ale czasem miała wrażenie, że są tylko idiotami, z równie idiotycznymi upodobaniami.

— Gerard, ty debilu, widzisz, do czego matkę doprowadzasz? — rzucił, marszcząc brwi. Zielonooki nie był pewien, czy jego brat był w tym momencie poważny czy nie, ale postanowił to zignorować. Zamknął drzwi od sypialni i postanowił dokończył przebieranie.

Po dwudziestu minutach był już całkowicie gotowy. Postanowił jeszcze chwilę poleżeć. O tak, to nie był jego dzień... Sięgnął po telefon i...

— O cholera, zapomniałem — uderzył się otwartą dłonią w czoło. Znowu zapomniał o Lindsey. A ona, patrząc na dwadzieścia wiadomości i trzydzieści siedem nieodebranych połączeń, martwiła się.

do: Lyn-z
JEZUS MARIA PRZEPRASZAM

do: Lyn-z
JESTEM IDIOTĄ, ZAPOMINALSKIM KRETYNEM, WIEM, ALE CIĘ PRZEPRASZAM

do: Lyn-z
zapomniałem, bo mama ciągnęła mnie po różnych sklepach do wieczora. wróciliśmy koło dziesiątej i po prostu nie miałem siły

do: Lyn-z
jeszcze mi postanowiła zabrać telefon na noc, bo 'nie wysypiam się, bo siedzę do trzeciej i robię Bóg wie, co'

Miał świadomość, jak bardzo zakłamany jest. Niby nie chciał jej stracić, a jednak wciąż ją okłamywał. Dawno nie rozmawiał z dziewczyną tak, jak na początku ich znajomości. Czuł się tak fałszywie, bo ona naprawdę miała go za przyjaciela, a on czasem czuł, że jakby nie rozmawiali, nic złego by się nie stało. Nienawidził tej myśli...


***


Co godzinę sprawdzał swój telefon. Zero oznak życia od Ballato. Było po trzynastej, czy nastolatka mogła jeszcze spać?

— Co ty taki przerażony? — zapytał Josh, podchodząc do siedzącego na ławce nastolatka, wpatrującego się w stary telefon, trzymany w swoich dłoniach.

— Co cię to obchodzi? — fuknął.

— Jezu, tylko pytam, nie musisz się od razu żreć.

— No przepraszam, ale ktoś już dał mi do zrozumienia, że jeśli pyta mnie o cokolwiek, związane z moim samopoczuciem, nie jest to z dobrych intencji — uśmiechnął się krzywo.

— Ta osoba musi być bardzo przebiegła — Dun udał zamyślonego.

— Raczej głupia — odpowiedział, Gerard, odgarniając swoje rozczochrane włosy z twarzy.

— Pierdol się, Way — warknął, odwracając się na pięcie.

— Vice versa, Joshie — zawołał za odchodzącym od niego nastolatkiem. W odpowiedzi otrzymał środkowy palec, co sam skomentował prychnięciem pod nosem. Kiedy chciał coś dodać, zanim rówieśnik nie odejdzie za daleko, poczuł dźwięk powiadomienia.

od: Lyn-z
przecież nic się nie stało. mam nadzieję, że mimo to uda nam się porozmawiać, jak najszybciej :<

Niby to tylko jedna, krótka wiadomość, a Gerard poczuł się po niej jeszcze gorzej. Współczuł dziewczynie kontaktu z tak okropną osobą, jaką jest on.

W oczach poczuł łzy. Przetarł je, prawą ręką. Musiał odreagować. Spojrzał na godzinę. Za dwie minuty miała rozpocząć się kolejna lekcja. On jednak nie był pewien, czy pójdzie na nią punktualnie. Szybkim krokiem ruszył za szkołę. Pokonał ten odcinek w krótszym czasie, niż się spodziewał. Odpalił papierosa w momencie, kiedy po budynku rozprzestrzeniały się zsynchronizowane dzwonki lekcyjne.

Choć inni uczniowie, również wybierający się na papierosa wracali kolejno do klas, Gerard nie przejął się samotnym staniem w chłodzie. To było całkiem uspokajające. Niestety. Po pięciu minutach musiał wracać na matematykę. Choć zdecydowanie wolałby zostać tu jeszcze trochę...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz