→ Piękno ←

507 85 57
                                    

Frank poprawił się nerwowo na łóżku starszego. Przeszywający wzrok Gerarda onieśmielał go, jednak próbował tego nie okazywać. Tak bardzo bał się odezwać. Zielonooki dokładnie badał każdy milimetr jego twarzy. To krępowało go jeszcze bardziej niż fakt, że siedzi z praktycznie nieznajomym mu chłopakiem, w nieznanym mu domu, sam na sam.

—To... Dlaczego płakałeś? —powtórzył pytanie.

— Nie płakałem —odpowiedział po chwili wahania się. Stchórzył. Znowu.

— Frank... —westchnął chłopak. Drugi odwrócił wzrok. Bał się, że znowu wygada się komuś nieodpowiedniemu. Komuś, kto wszystko wykorzysta przeciwko niemu. Jak Adam, który niegdyś był przyjacielem Iero... — Wiem, że płakałeś.

—Wydawało ci się — uśmiechnął się sztucznie.

— Możesz mi zaufać... — niski mruknął coś pod nosem.

— W sumie to mam to gdzieś... — zaczął, popijając kawy. — Masz rację, płakałem.

— Dlaczego? — zapytał niepewnie.

— Bo mam tego wszystkiego dość — odpowiedział krótko, a jego oczy momentalnie się zaszkliły.

— Wszystkiego, czyli czego? — zmarszczył brwi. Frank był pewien, że nowy znajomy, o ile mógł go tak nazwać, nie wie, jak uroczo wygląda z taką miną. Nie mógł jednak podziwiać jego urokliwości zmarszczonych brwi, kiedy ten się niecierpliwił nad odpowiedzią...

— To wszystko mnie przerasta. Obawy, są wszędzie —zaczął. — Czegokolwiek nie zrobię. Boję się ruszyć, odezwać. Czasem nawet wtedy, kiedy jestem sam, bo mam wrażenie, że mama akurat wejdzie i zobaczy, jak jej syn nieudolnie funkcjonuje. Coraz ciszej mówię i coraz bardziej się jąkam. Nawet przy Ryanie. Boję się postawić tym, którzy mnie krzywdzą. Boję się nawet od nich uciec, bo ten lęk mnie paraliżuje. Wymyślam jakieś beznadziejne wymówki, żeby mnie puścili, nawet, kiedy wiem, że tego nie zrobią —poczuł, jak po policzku spływa mu łza. Nie wycierał jej. Nie miał siły... — Tęsknię za ojcem. Chociaż nie powinienem, bo odszedł. Zostawił mnie i mamę. W dodatku mam wrażenie, że ktoś mnie ciągle obserwuje — spojrzał prosto w oczy starszego. — Patrzy, na każdy mój ruch. Widzi wszystkie moje błędy i porażki. Poznaje mnie na tyle, żeby niedługo mnie zniszczyć. Boję się. Nawet już ograniczam to, co mówię Ryanowi. On też już przestaje zwracać uwagę na to, co mu mówię. Jego ojciec coraz więcej pije, o ile to możliwe, a on sam boi się bardziej o niego, niż siebie. Mam ochotę zniknąć. Nie powinienem ci tego mówić, ale... Coraz więcej płaczę i się tnę. Możesz uważać, że to wszystko dla atencji. Zrozumiem. Ale boję się, że pewnego dnia po prostu nie wytrzymam. Że ta cała fałszywość i zło świata mnie przerośnie. Że nawet Ryan nie będzie w stanie mnie zatrzymać. Że to zrobię. Że złamię serce mojej matce, bo zostawię ją samą z problemami. Mam wrażenie, że cokolwiek zdecyduję, będzie źle. Dlatego płakałem. To chore, wiem... Dlatego właśnie nie chciałem ci tego mówić... — zakrył dłońmi twarz.

Było mu tak wstyd. Był zły na siebie, że się przed nim otworzył. Nie znał go. Gerard mógł go teraz wyrzucić z domu, a na następny dzień ośmieszyć. Znowu cała szkoła wytykałaby go palcami. Ale tak się nie stanie...

— Nie zamierzam ci mówić, co powinieneś robić, bo nie wiem... — powiedział, po chwili namysłu. — Chcę po prostu, żebyś nie przestawał traktować Ryana, jak przyjaciela. Wiele dla niego znaczysz, jesteś jego najlepszym przyjacielem, nie twórz między wami bariery, bo to wszystko spieprzysz. Nie bój się też, że ktokolwiek cię skrzywdzi, bo dopóki jestem przy tobie, a zamierzam być, nie pozwolę, żeby ktoś ci coś zrobił. Zaufaj — mówił, nie odwracając wzroku z jego oczu.

— Naprawdę myślisz, że to tak łatwo zaufać? Że powiesz, ogarnij się, a naprawdę się ogarnę i będę mówił, jaki to świat jest piękny? — fuknął.

— Oczywiście, że nie. Wiem, że to tak nie działa, a świat nie jest piękny. Po prostu czasem, żeby poczuć się lepiej, musisz szukać pozytywnych rzeczy, w twoim życiu...

— Och, mój ojciec mnie zostawił, a matka ciągle pracuje. Jak świetnie, że żadne z nich nie widzi, co robię, kiedy jestem sam! Jak dobrze, że Ryan ma chorego ojca i się go boi, częściej może u mnie nocować! Lambert się nade mną znęca, przynajmniej mam jakiś kontakt z rówieśnikami! To tak nie działa, Gerard — mówił, a z jego oczu wypływało coraz więcej łez.

— Masz mamę, która cię kocha. Może jest z tobą rzadko, ale stara się o ciebie dbać i okazywać ci jak najwięcej miłości rodzicielskiej. Masz Ryana, który nie oszukujmy się, jest dla ciebie jak brat. Lambert jest złym przykładem, ale obiecuję ci, że wkrótce się od ciebie odwali — wydukał.

— Może masz rację, może nie... Adam tak szybko sobie nie odpuści, ale dzięki, że próbujesz mnie uspokoić. I... Dziękuję, że wysłuchałeś i próbujesz jakoś pomóc — mruknął. — O Boże, już czwarta — spojrzał na zegar. — Chyba już będę się zbierał...

— No przecież cię tu przenocuję— zaśmiał się. Frank spojrzał na niego niepewnie. Wprawdzie... Był już zmęczony, ale nie chciał tu spać. Przecież... Tak naprawdę nie znał Gerarda.

— Nie wiem... Nie chcę przeszkadzać, ani... — zaczął.

— Udostępnię ci łóżko, ja zdrzemnę się na dywanie, żebyś nie czuł się zagrożony, czy coś  — przerwał. — Ogólnie chyba mam jakąś mniejszą koszulkę, więc będziesz mógł w niej spać. Chcesz jeszcze kawy, czy coś innego do picia?

— Naprawdę, dziękuję — szepnął, ale starszy już szykował legowiska dla tej dwójki. Po chwili podszedł do szafy i podał mu zwykły czarny t-shirt.

— Chodź, pokażę ci, gdzie łazienka — rzucił, otwierając drzwi. Iero podreptał za nim, przecież nie chciał zgubić się na tyle, żeby wejść do pokoju Mikey'ego lub rodziców chłopców...

***

Za oknem robiło się coraz jaśniej, a Frank wciąż nie spał. Jedyne, co teraz robił, to przewracał się z boku na bok i rozważał wcześniejsze słowa Gerarda. W pewnym momencie zbliżył się na tyle do krawędzi łóżka, że zaczął powoli zjeżdżać na dół.

— Cholera — pisnął, opadając na nogi starszego.

— Wszystko w porządku? — zapytał, ledwo przytomny właściciel pokoju.

— T-tak... Tylko trochę mi się spadło — zaśmiał się nerwowo, ponownie wdrapując się na mebel. — Przepraszam, że cię obudziłem.

— Zdarza się — odgarnął włosy z twarzy. Jeszcze przed wyjściem do szkoły, będzie musiał je umyć... — Dobrze się śpi? — zapytał, na siłę próbując znaleźć dobry temat do rozmowy.

— Nie wiem, nie mogę zasnąć — poprawił się na tyle, że teraz siedział, oparty o ścianę. Obserwował Way'a, który bezskutecznie próbował poprawić kołdrę, którą był przykryty tylko w połowie.

— Opowiedzieć ci bajkę? — zażartował.

— Wolałbym kołysankę — powiedział nieśmiało.

— Um... Okej... — zaczął niepewnie. — I-if I could be with you tonight, I w-would sing you t-to sleep... Never let th-hem take the light beh-hind your eyes. I'll fail and-d lose this fight, never fade in the dark... Just rem-m-member you will always burn-n as bright... — wydukał. O dziwo zadziałało.

Chłopak spał jak zabity. Way podniósł się delikatnie, aby go okryć. Spojrzał na jego twarz, którą oświetlały pierwsze promienie słoneczne. Wyglądał tak niewinnie...

Świat jest brzydki, ale dla mnie ty jesteś piękny — szepnął i również się położył. Kiedy zamknął oczy widział tylko i wyłącznie twarz młodszego. Jego smutek i niewinność. Urok i strach. Nawet podczas snu, jego twarz wyrażała tyle emocji...

Był tak cudowny, ale Gerard wiedział, że nie dla niego.

On próbował tylko zakończyć zadanie. Nic więcej. Choć do głowy przyszła ku myśl, że posiadanie kogoś tak cudownego przy sobie, mogłoby być czymś jeszcze bardziej cudownym...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz