→ Sen ←

407 77 28
                                    

Jeden. Dwa. Trzy. Dzwonek. Wziął swój plecak i szybkim krokiem wyszedł z sali.

Minął dużo wyższego chłopaka, który uśmiechał się do niego przyjemnie. Dallon Weekes rzadko zwracał na niego uwagę, a co dopiero uśmiechał się do niego.

Coś dziwnego działo się z jedną z najbardziej znanych paczek w szkole.

— Franek — zawołał z uśmiechem, Ryan. — Co nowego?

— Jestem głodny — odpowiedział, marszcząc brwi. — A u Ciebie?

— Chodziło mi o 'coś nowego', ale niech ci będzie — zaśmiał się delikatnie. — Pete zapytał czy idziemy na jakąś imprezę. Zapytałem na jaką, a on, że ty wiesz więcej. Co wiesz?

Jebany Wentz.

— Jacyś chłopcy organizują imprezę. Im więcej osób tym lepiej, dlatego zapraszają wszystkich. My podobno też mamy przyjść... —wytłumaczył, a pijący teraz wodę Ross, opluł siebie, podłogę i przy okazji Franka.

— My? — zapytał z niedowierzaniem. W końcu... Nigdy nie byli zapraszani na jakąkolwiek imprezę.

— No tak. Skoro zostaliśmy zaproszeni...

— Kto to organizuje? — zmarszczył brwi. Iero westchnął głęboko.

—Nie wiem — skłamał.

— Ojciec mi nie pozwoli — odparł. 

— Ryan... — zaczął niższy.

— Przecież wiesz, jak sprawy się mają — powiedział spokojnie. — Chciałbym, ale nie mogę. Jeśli chcesz, możesz tam iść, ale mnie w to nie mieszaj.

— Proszę... — jęknął cicho. Nie chciał iść sam. Bał się. Co jeśli Gerard ma co do niego złe zamiary? Albo zrobi coś głupiego na tyle, że się upokorzy?

— Skończmy ten temat. Nigdzie nie idę i koniec — mruknął. Chciał coś odpowiedzieć, jednak powstrzymał go głośny dzwonek, mówiący, że teraz chemia.

***

Gerard długo myślał, co ubrać na jutrzejszą imprezę. Pierwszy raz zabrał się za szykowanie dzień wcześniej. Była druga w nocy, jednak on i tak nie mógł zasnąć. To chyba przez te nerwy, które męczyły go, odkąd na poważnie zaczął robić coś w kierunku ukończenia zadania.

Iero był naprawdę uroczym chłopcem. Gerard nie chciał go krzywdzić, jednak czuł, że jest już za późno by się wycofać. Był świadomy, że robi źle, ale nie potrafił przestać.

Jestem taki okropnystanął przed lustrem, patrząc na łzy, wypływające z jego oczu. Przymknął na chwilę oczy i rzucił się na łóżko. Przed oczami miał czarnowłosego, niskiego chłopca, który płakał przez niego.

***

—  Pan Gerard chyba nie jest zbytnio zainteresowany moimi lekcjami — rzucił nauczyciel matematyki. — Przyłapuję pana na przysypianiu, na mojej lekcji już trzeci raz w tym miesiącu. Czy wie pan, o czym to świadczy?

Że ma pan nudne lekcje, a ja jestem najzwyczajniej w świecie zmęczony? — pomyślał.

— Nie — odpowiedział, spuszczając głowę. — Przepraszam, już będę uważał.

Jednak zamiast słuchać, myślał o śnie. Dlaczego śnił mu się Frank i dlaczego płakał przez niego? Dlaczego czuł wyrzuty sumienia?

— Wszystko w porządku, Gee?— zapytał cicho Dallon.— Jesteś strasznie blady. Bledszy, niż zwykle...

— Tak, raczej tak...— odpowiedział. Dzwonek zakończył tą nudną lekcję, a chłopcy powędrowali pod salę od biologii. Weekes proponował jeszcze parę razy pielęgniarkę, jednak Way za każdym razem odpowiadał, że nie trzeba. O dziwo wyższy po chwili odpuścił.

To będzie ciężki dzień...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz