⟶ Naprawdę ⟵

137 25 5
                                    

Ryan nie wstał z łóżka odkąd wrócił do domu. Wczorajszy wieczór i noc były tak pokręcone, że nastolatek nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Ciągle zastanawiał się, dlaczego poszedł na tę głupią imprezę i dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć.

Po jego bladych policzkach spływały łzy. Tak bardzo się bał. Bał się, że Kenny wszystkim powie o tym, co zobaczył. Jeszcze bardziej przerażało go to, że w ogóle do tego doszło. Urie miał w sobie coś, czemu Ryan nie potrafił się oprzeć. Oh, gdyby tylko Frank tam był. Może uderzyłby swojego przyjaciela w twarz, przypominając mu, że ten już nigdy nie chciał wrócić do przeszłości. Bo przecież Ross obiecał sobie, że więcej nie zaufa Brendonowi. Dlaczego więc każdego dnia czekał, aż ten zwróci na niego uwagę, powie coś... Cokolwiek. Ryan po prostu kochał Brendona mocniej, niż nienawidził jego błędów. 

Wtem usłyszał dzwonek do drzwi. Jego serce zabiło szybciej. Co jeśli to Urie? Odkąd starszy chłopak odwiózł go wczoraj do domu, żaden z nich się nie odezwał. Z jednej strony Ross bardzo chciał, żeby to był właśnie on, lecz z drugiej strony przerażała go wizja rozmowy o uczuciach.

— Hej, Ryro — przed brunetem stanął Frank. W pierwszej chwili, starszego ogarnęła złość, za to, że chłopak zostawił go wczoraj samego, jednak zaraz po tym ochłonął. Potrzebował, by ktoś go wysłuchał. 

— Wchodź — rzucił, wpuszczając go do środka. Nastolatkowie od razu powędrowali do pokoju Ryana. Bez słowa zajęli swoje stałe miejsca do takich rozmów - biurko i parapet. 

— Tak bardzo cię przepraszam... — zaczął złotooki. Ryan wywrócił oczami.

— Dlaczego nie napisałeś? Gdybym wiedział, że cię tam nie będzie, to bym w ogóle nie przychodził.

— Tylko że... Ja tam byłem. Na początku. — Teraz Ross zmierzył go zarówno wkurzonym, jak i zdziwionym wzrokiem. — Ale potem Gerard... Poszliśmy nad jezioro. Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy rozmawiać, potem... Nawet nie wiem, jak do tego doszło. Gerard wyznał mi, że mnie kocha i mnie pocałował. Tak bardzo cię przepraszam, Ryro. Ale byłem w szoku. Całkowicie zapomniałem o wszystkim. Nie chciałem cię wystawić. — Wtedy cała złość do przyjaciela minęła. Brunet z otwartą szczęką słuchał wypowiedzi nastolatka.

— Jesteście razem? — wydusił, na co ten szybko skinął głową. — Cholera, tak bardzo się cieszę, Frankie. Czekałem na ten moment!

— Szczerze? Ja też — zachichotał. — Ale wiem, że tamtej nocy stało się też coś, co jest związane z Brendonem i przede wszystkim — serce Ryana zaczęło bić szybciej — z tobą. 

— My... Brendon... On mnie pocałował, Frank. A ja znowu się temu poddałem. 

— Jak to cię pocałował? — Iero nie wiedział, co powiedzieć. Urie skrzywdził jego przyjaciela już tyle razy... Nie chciał, by wydarzyło się to ponownie. 

— Gdy tam poszedłem, nie mogłem cię znaleźć. Za to Adam bez problemu znalazł mnie. Dostałem od nich trochę... mocno. I pewnie dostałbym mocniej, gdyby nie Brendon. Zaprowadził mnie do samochodu. Zaczęliśmy rozmawiać... On naprawdę brzmiał, jakby się zmienił, Frankie — w ciemnych oczach Rossa stanęły łzy. — Rozmawialiśmy tak dosłownie chwilę... Nie wiem co się stało. On nagle mnie pocałował. Próbowałem tego nie robić, ale to silniejsze ode mnie. Ja go chyba kocham, wiesz?

— Ryan, naprawdę wierzysz, że on się zmienił? — zapytał, siadając bliżej niego. Frank objął ramieniem swojego przyjaciela. 

— Nie wiem... Chyba tak bardzo tego chcę, że naprawdę jestem w stanie w to uwierzyć. Ale... Kiedy byliśmy tak blisko, zobaczył nas Kenny. Oni się pokłócili. O mnie. Na tyle, że Harris dostał w twarz. Gdyby nie Dallon, który zabrał tego debila, to on by to wszystkim powiedział. A wtedy nic nie byłoby już dobrze — mówił roztrzęsiony Ross. Naprawdę potrzebował z kimś pogadać.

— Tak bardzo cię przepraszam, że nie byłem przy tobie tej nocy — wyszeptał.

— Uh, teraz to rozumiem. Nawet nie jestem już zły. Cieszę się, że w końcu znalazłeś kogoś, kto na ciebie zasługuje — uśmiechnął się. Drugi nastolatek niepewnie odwzajemnił gest.

— Bezpiecznie wróciłeś wtedy do domu?

— Cóż... Brendon mnie odwiózł. Przez całą drogę starał się mnie zapewnić, że nie kłamał, a Harris dostanie za swoje. Szczerze? Myślałem, że to będzie bardziej niezręczna podróż, ale w połowie drogi poczułem się jak kiedyś. Tak bezpiecznie... Nie wierzę, że po tym wszystkim, cały czas mu ufam — parsknął.

— Naprawdę go kochasz, prawda? — delikatnie zagadnął Frank. Na policzki bruneta delikatnie wkradł się rumienieć.

— Naprawdę. 

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz