→ Brendon Zraniony? ←

265 46 12
                                    

— Od kiedy Gerard Way przejmuje się pierwszakami? — parsknął Urie, odgarniając swoją brązową czuprynę z dużego czoła. Gerard próbował wszystkiego, aby ten cofnął wyzwanie. Na marne.

— Nie pierwszakami, a Frankiem — fuknął, mierząc go zawistnym głosem.

— Jedno i to samo. — stwierdził, a następnie złapał zielonookiego za rękę. — Oboje dobrze wiemy, że prędzej czy później byś to zrobił. Masz wyjebane na ludzi.

— Frank jest inny.

— Wątpię, żeby ktoś, kto przyjaźni się z Rossem, był idealnym kandydatem dla ciebie.

— O czym ty gadasz, Bren? — wykrzywił się.

— Ross to idiota. Idioci trzymają się z idiotami — wzruszył ramionami. Way miał ochotę mu przywalić.

— To wyjaśnia, dlaczego mój brat odkąd poszedłem do liceum, ciągle nazywa mnie idiotą — Urie wywrócił oczami.

— Będziesz żałować tego, że teraz ci na nim zależy. Pobędziecie chwilę razem szczęśliwi, a potem o sobie zapomnicie. — Gerard ledwo się pohamował. Naprawdę miał go dość.

— To, że tobie i Ryanowi nie wyszło, nie znaczy, że mi i Frankowi też — powiedział, na co Brendon się roześmiał.

— Ty głupi jesteś. Naprawdę myślisz, że kiedykolwiek mi zależało na tym emo czymś?

— Jeśli ci nie zależało, to czemu zamknąłeś się z nim ostatnio w pokoju?

— O czym ty... — wyjąkał.

— Och, błagam! — przerwał mu, Gee. — Katie was widziała. Potem ryczała przez pół imprezy, że już jej nie kochasz.

— Katie jest nienormalna. Kto w ogóle jej jeszcze wierzy?

— Ja. Bo wiem, że byłbyś do tego zdolny. Po prostu przyznaj, że Ci nie przeszło, a całe to głupie zadanie to jakaś beznadziejna próba zemszczenia się na nim.

Brendon zacisnął wargi w wąską linię. Czuł się, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Właściwie to... Był nim. Nie sądził, że ktokolwiek zauważy, że wciąż mu zależy. Tym bardziej Gerard.

— Cokolwiek zrobisz, obiecuję, że Frank dowie się o wszystkim — to było jedyne, co przyszło mu do głowy. Gdyby ktoś dowiedział się o jego uczuciach, byłby skończony. Brendon Urie nie kochał, on tylko dobrze się bawił. Bez zobowiązań i uczuć.

— Zastanów się, co mówisz — parsknął, Way, zakrywając swoje oczy lodowatymi dłońmi. — Jeśli Iero naprawdę coś poczuł, a ja rzeczywiście zrobiłbym to, czego chcesz, nie zraniłbyś Ryana, tylko Franka i mnie.

— Od kiedy przejmujesz się, że mógłbym kogoś zranić? Albo inaczej, jak ktoś, kto rani swojego młodszego brata, może mówić mi, że robię źle?

— Ranię młodszego brata? — chłopak coraz bardziej chciał rzucić się na bruneta.

— Więc uważasz, że ciągłe olewanie go jest w porządku? Nawet w szkole udajesz, że go nie znasz. Jak miał przyjść pić do Dallona, ty się wydarłeś przy wszystkich, że jeśli przyjdzie, matka o wszystkim się dowie. Bardziej zależy ci na kimś, kogo nie znasz niż na własnej rodzinie. — teraz Gerard nie zamierzał się powstrzymywać. To taka jakby bolesna prawda, którą na siłę próbujesz zakryć. Way postanowił zakryć ją ręką na policzku wysokoczołego.

Brunet nie oddał mu. Cofnął się o krok i wybuchnął śmiechem.

— Aż tak boli cię prawda, co? — zagryzł wargę. — Zrezygnuj, ale ja ci nie odpuszczę. Zbyt zjebałeś.

— Lecz się, Brendon.

— A ty zacznij doceniać to, co masz, bo zaraz jesteś o tyle, — wskazał palcami niewielką odległość — żeby stracić wszystko. Z fartem, Way.

Gerard wpatrywał się w oddalającą się sylwetkę chłopaka. To nie tak miało wyglądać...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz