⟶ Zwariowałeś ⟵

165 30 10
                                    

Gerardowi całkowicie odebrało mowę, gdy zobaczył swojego przyjaciela, a zarazem, teraz już na pewno, obiekt westchnień. Wilgotne włosy Franka opadały na delikatne kości policzkowe. Nastolatek delikatnie przygryzał swój kolczyk w wardze, co dodawało mu uroku. Way nie mógł oderwać wzroku od złotych oczu chłopaka. Błyszczały prawie tak pięknie, jak wtedy w świetle księżyca lub gwiazd. Iero podkreślił je czarnym eyelinerem, który prawdopodobnie podkradł swojej matce. Gerard wiedział, że gdyby teraz stał, jego nogi ugięłyby się pod nim. Frank Iero był po prostu niemożliwie pięknym, zupełnie jakby nie był prawdziwy.

Co się ze mną dzieje? ― powiedział w myślach Gerard. Miał teraz to wszystko skończyć. Raz na zawsze. Przeprosić i wyjść. I już nigdy nie wracać, nie musieć spojrzeć w te cholernie piękne tęczówki.

― Wszystko w porządku, Gee? ― przerwał mu delikatny, lekko zmartwiony głos Franka. Ryan parsknął śmiechem, przez co został skarcony spojrzeniami pozostałych.

― Tak, ja tylko... Tylko... Frank, jesteś taki piękny... ― wydusił. Iero spojrzał na niego, nie wiedząc, jak powinien zareagować. Jego serce kołatało tak samo, jak podczas ich pocałunku. Przez chwilę na myśl przyszło mu, że ten jest nietrzeźwy. W końcu dotychczas mówił mu to tylko na imprezach. Ale Gerard Way był teraz całkowicie trzeźwy i szczery. W żołądku młodszego chłopaka walczyły ze sobą setki motyli, a policzki oblały się czerwienią. Jeszcze nigdy nie czuł się przy kimś w ten sposób. Jakby był niewolnikiem swojego serca.

Ross obserwował tę dwójkę uważnie. Ten moment przypominał mu pierwszą prawdziwą rozmowę z Brendonem, kiedy to chłopak wyznał mu na osobności, że mu się podoba. Coś ukuło go w serce. Cholerna tęsknota. Dlaczego tak łatwo przywiązać nam się do osoby, która na to nie zasługuje?

― Gee... ― Frank niepewnie podszedł do niego. Oboje uśmiechali się do siebie. Gerard chciał go pocałować. A przecież to miało być ich pożegnanie, ostatnia rozmowa. ― Dziękuję... ― tylko tyle był w stanie powiedzieć. Wydawało mu się, że cokolwiek teraz powie, zniszczy wszystko. Nie chciał, by to się zniszczyło. ― Co cię tu sprowadza? ― postanowił szybko zmienić temat, mając nadzieję, że jego serce zaraz nie eksploduje.

Cholera ― wzdrygnął się Gerard. Przecież teraz nie mógł powiedzieć mu prawdy. Jedyne, czego pragnął, to krzyczeć, jak bardzo go kocha. ― Chciałem zaprosić cię... A właściwie to was. Chociaż nie wiem, czy będziesz chciał, Ryan... Dallon organizuje małe spotkanie. Będzie kilka osób, nic wielkiego. Pomyślałem, że byłoby miło, gdybyście wpadli ― skłamał. W rzeczywistości nie było żadnego spotkania. Weekesowi na pewno nie spodoba się ten pomysł. Czy Way musiał pomyśleć akurat o najpoważniejszej osobie, jaką znał?

― Będzie tam Urie? ― wtrącił od razu Ryan.

― Obawiam się, że tak. Dlatego zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał przyjść...

― Przyjdę ― odpowiedział, ku zdziwieniu nie tylko pozostałych, ale tym bardziej siebie.

― Na pewno? ― zapytał Frank. Brunet kiwnął głową twierdząco. Mimo że jakaś cząstka nienawidziła tego durnego chłopaka, reszta Rossa kochała go i jednocześnie pragnęła jak nic innego.

― W takim razie do zobaczenia w piątek wieczorem. Napiszę ci dokładny adres później ― uśmiechnął się, choć w głębi skarcił się za swoje tchórzostwo. ― Właściwie to... Macie jakieś plany na dzisiaj? W okolicy otworzyli nową kawiarnię i chętnie bym ją z kimś odwiedził. ― i tak trójka nastolatków jeszcze tego samego wieczora wybrała się do pobliskiej kawiarni. Gerarda wciąż męczyły wyrzuty sumienia, które ukrywał za rozmowami z dwójką przyjaciół. Błyszczące oczy jednego z nich sprawiały, że wszystko było piękniejsze, oprócz złości na samego siebie.

***

― Zwariowałeś! ― skwitował Dallon, po usłyszeniu, co wymyślił jego przyjaciel. ― Dlaczego zawsze ja? Dlaczego nie możesz wkopać kogoś innego? Wiesz dobrze, że moi rodzice by mnie zabili, gdybym zrobił jakąś imprezę u nas w domu.

― Po pierwsze, nie imprezę, tylko małe spotkanie. Po drugie, rodzice Breezy mają ten domek nad jeziorem... Mówiłeś, że i tak chcecie tam pojechać ― rzucił.

― Tak, na spokojny, cichy weekend. Tylko we dwoje, nie z bandą dzikich małp.

― Proszę, Dallon. Wiesz, ile to dla mnie znaczy ― spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, na co wyższy wywrócił oczami.

― Spróbuję pogadać z Breezy, ale niczego nie obiecuję ― oświadczył, co wywołało na twarzy Gerarda szeroki uśmiech.

― Dzięki, Dall. Jesteś najlepszy ― wyszczerzył się jeszcze szerzej. Weekes kolejny raz ratował swojego przyjaciela. Way doskonale o tym wiedział. ― Poważnie, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.

― Jeszcze mi nie dziękuj. To wszystko zależy od Douglas ― powiedział zgodnie z prawdą, choć domyślał się, że jego dziewczyna zgodzi się na spotkanie. ― Właściwie to... Co zamierzasz zrobić z Frankiem? Kończy ci się czas.

― Czuję, że w ten piątek wszystko się wyjaśni. Dlatego tak bardzo mi zależy na tym domku... ― mruknął, Gee. Dallon kiwnął głową, jakby wszystko rozumiał.

― Tylko proszę, podejmij słuszną decyzję.

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz