→ Mętlik ←

235 46 19
                                    

— Dall! — zawołał Gerard, dosłownie wskakując na plecy swojego przyjaciela. — Musimy pogadać.

— Jeśli znowu wymyśliłeś jakąś teorię na temat woźnego to wybacz, ale nie mam czasu — powiedział brunet, zrzucając z siebie drugiego.

— Nie tym razem — parsknął, kierując się do łazienki. Zaintrygowany Weekes ruszył za nim. Mógł wysłuchać wszystkiego, co nie jest związane z sześćdziesięcioletnim, dziwnie wyglądającym pracownikiem szkoły.

— Więc w czym problem? — zapytał nastolatek, przyglądając się niższemu. Gerard wziął parę głębokich wdechów. Czuł się, jak na odpowiedzi na matematyce. Przerażony, ale gotowy na upokorzenie się.

***

Frank leżał przykryty kołdrą od stóp, aż po głowę. To jeden z tych dni, kiedy to nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka. Dziękował wszystkim bóstwom za to, że jego rodzicielka zgodziła się, aby jej syn mógł zostać w domu.

Nie byłby w stanie pokazać się tym wszystkim znienawidzonym twarzom, ani tym bardziej dwóm ulubionym. Nie potrafiłby zrobić żadnego zadania, a co dopiero napisać sprawdzian z fizyki. Iero był dzisiaj nie do życia. Dosłownie.

Przetłuszczone włosy opadały na jego bladą twarz. Swoimi lodowatymi dłońmi próbował ochłodzić resztę ciała. Dlaczego one nigdy nie mogły być ciepłe?

Chciało mu się płakać. Nawet nie wiedział, dlaczego. Nie miał siły, aby wykonać najmniejszy ruch. Po prostu leżał samotnie w ciszy, myśląc o pewnym czarnowłosym chłopaku.

***

Gerard stał pod brązowymi drzwiami mieszkania rodziny Iero.

Niepokoił się nieobecnością swojego przyjaciela na lekcjach. Zdobył się nawet na zapytanie Ryana, czy coś wie na ten temat. Niestety, chłopak wiele mu nie pomógł.

Zapukał trzeci raz. Ostatni.

Kiedy miał już odejść, usłyszał przekręcanie się kluczyka w zamku. Odwrócił się w stronę wejścia.

Drzwi uchyliły się delikatnie. Pojawił się w nich Frank. Na widok marnego wyglądu nastolatka, Gerard przeraził się.

— Wejdź — mruknął Frank, dreptając w głąb mieszkania. Way niepewnie ruszył za nim.

***

Nastolatkowie zasiedli w salonie. Obserwowali się nawzajem, w dłoniach trzymając wielkie kubki ich ulubionej, czarnej kawy.

W pomieszczeniu panowała głucha cisza, którą po parunastu minutach przerwał Gerard.

— Więc jesteś chory?

— Można tak powiedzieć — odpowiedział krótko.

— Znowu się przeziębiłeś? Może się położysz? Mogę zrobić ci herbatę. Brałeś jakieś tabletki? — mówił Way, co Iero skomentował delikatnym śmiechem.

— To miłe, że się troszczysz. Ale nie musisz. Jutro będzie lepiej.

— Będzie, jeśli będziesz się odpowiednio leczyć. Jeśli masz gorączkę, lepiej, żebyś się położył — rzucił, zielonooki.

— Aż tak choro wyglądam? — zmarszczył brwi. Nawet w takim stanie był uroczy.

— Trochę... — stwierdził. — Właściwie to, co Ci jest?

Iero przygryzł policzek od środka. Obawiał się tego pytania.

— Nic szczególnego. Nie przejmuj się, naprawdę. — wydukał. — Tak w ogóle, to czemu zawdzięczam twoją wizytę?

— Martwiłem się, że dzisiaj cię nie było. Nie dawałeś żadnego znaku życia... — faktycznie. Frank wyłączył telefon. — Pytałem nawet Ryana, czy coś się stało, ale on nic nie wiedział. Dlatego wolałem się upewnić, czy nic złego Ci się nie stało... — o dziwo nie kłamał. Od jakiegoś czasu wszystko, co do niego mówił, było cholerną prawdą. Po jego głowie krążyło pytanie. Dlaczego?

— Nie wiedziałem, że się o mnie martwisz — wydobyło się z ust młodszego.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Chłopcy patrzyli sobie prosto w oczy. Oboje nie spodziewali się takiej odpowiedzi. Wydawać się mogło, że Gerard nie panował nad tym, co mówi.

Teraz albo wcale.

— Właściwie to... Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało — kolejna prawda, która chciałby, aby okazała się kłamstwem.

— Ale... — przerwał Iero.

— Istnieje pięć osób, które są dla mnie niesamowicie ważne. — kontynuował Gerard. — Moja mama, mój brat, Dallon, Lindsey — usłyszawszy imię dziewczyny, Frank poczuł lekkie uczucie na sercu, które po po chwili zamieniło się w dziwne, ale przyjemne uczucie — i Ty. Ale Ty jesteś dla mnie ważny w inny, dziwniejszy sposób. — Och, jak bardzo Gerard marzył, aby jego wszystkie dzisiejsze słowa były kłamstwem...

— O czym Ty mówisz?

— O tym, że jesteś dla mnie ważny, Frank i nie chcę, aby kiedykolwiek stała ci się krzywda.

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz