→ Rutyna I Uśmiechy ←

316 72 15
                                    

Znowu cisza. Znowu przerywa ją tylko i wyłącznie niekończąca się piosenka zegara.

Nauczyciel historii odpuścił sobie dzisiejsze lekcje i grał w pasjansa, kiedy to jego podopieczni rozwiązywali ćwiczenia.

Tylko Frank skupiony był na czymś innym. Jak zwykle gapił się w okno i myślał.

Była to ostatnia lekcja. Nikomu się już nie chciało, a Iero cieszył się jedynie, że nikt go nie pytał o to, dlaczego nie ma jego przyjaciela. Nie byłby w stanie odpowiedzieć.

Dzwonek. Wyczekiwany już przez czterdzieści minut. Jedyne wybawienie w to piątkowe popołudnie.

Ten tydzień zleciał młodemu Iero zaskakująco szybko. Dużo czasu spędzał z Gerardem, na przerwach rozmawiał z Mikey'm, a po szkole odwiedzał Ryana.

Ross czuł się lepiej fizycznie, jednak jeszcze gorzej psychicznie.

— Ja po prostu... Po prostu musiałem spróbować, Frankie — Frank rozumiał doskonale te słowa. Aż za bardzo... — Przepraszam — wciąż krążyło po jego głowie.

— Mimo wszystko... Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nadal tu jesteś.



***

 
— Wiesz co, Gerard? Podziwiam cię — rzucił nagle Harris. — Ja bym nie dał rady tak szybko okręcić wokół siebie tego pedała. — Way nie odpowiedział, więc chłopak postanowił kontynuować. — Ufa ci i w ogóle... Wyglądacie jak para. Zgadłem?

— Niby co? — zmarszczył brwi.

— Jesteście razem?

— Nie — odpowiedział mu krótko.

— Co? Oboje wyglądacie na zakochanych w sobie pedałów — parsknął śmiechem. Parszywy szczur. — Nawet nie zaprzeczasz.

— Bo jesteś takim idiotą, że wszelka taka dyskusja z tobą jest zbędna. I tak nic do ciebie nie dotrze.

— No tak. Towarzystwo jakiegoś zjebanego emo jest lepsze niż moje lub chociażby Josha i Brendona — fuknął z odrazą.

— Racja — powiedział ledwo słyszalnie, przez co drugi prawdopodobnie nie usłyszał. Wtem widząc niskie, czarne coś, odbił się od ściany i pognał w jego kierunku, zostawiając Kenny'ego w tyle. — Hej, Frankie — serce młodszego zabiło mocniej. Nie spodziewał się, że tego dnia, w szkole porozmawia z kimś innym niż z nauczycielami.

— Cześć, Gerard — jego głos przepełniony był spokojem, zupełnie nieadekwatnie do jego uczuć. Za każdym razem, kiedy tylko zaczynał jakąkolwiek rozmowę ze starszym, czuł lekkie przerażenie, które z czasem zamieniało się w coś, w rodzaju radości. Lubił to.

— Jak leci? — zapytał z szerokim uśmiechem. Dawno nie uśmiechał się tak szczerze...

— W porządku. Za trzy godziny idę odwiedzić Ryana — był taki radosny... — Chcesz iść ze mną?

— Wiesz, poszedłbym, ale Ryan chyba nie do końca lubi moje towarzystwo... — młodszy zmarszczył delikatnie brwi.

— Bo cię nie zna — odpowiedział nieśmiało. — Może jak dowie się, jaki jesteś naprawdę to zacznie traktować cię inaczej?

— A jaki jestem naprawdę? — skrzywił się.

— Inny — rzucił krótko. — Muszę lecieć na biologię. Cześć— od razu zniknął z pola widzenia chłopaka. W jakim sensie mógł być inny?

***

Iero postanowił unikać Gerarda do końca lekcji. Miał nadzieję, że ten nie będzie dobiegał, o co chodziło mu te parę godzin temu. Sam nie był tego pewien. Jedyne, czego był teraz pewien to to, że jeśli się nie pośpieszy, spóźni się na szpitalne odwiedziny. Nie mógł do tego dopuścić.

— Frankie! — usłyszał zza siebie. — To jak, idziemy? — a na jego twarz wpełznął jeden z najśliczniejszych uśmiechów na świecie...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz