→ Nadzieja Matką Głupich ←

643 104 23
                                    

Martwe jego wszystkie nadzieje. Gerard obudził się z niesamowitym bólem głowy. Głośny jęk wydobył się z ust nastolatka. Przygryzł mocno wargę i zwlókł się z łóżka. Ruszył do drzwi, odgarniając swoje czarne, poczochrane włosy z twarzy. Schodząc po schodach prawie spadł, gdyż jego kochany brat nie wie, gdzie kłaść swojego pluszowego jednorożca. Zdziwiło go, że nie zabrał go ze sobą, bo odkąd starszy Way pamiętał, tamten wszędzie chodził z tym różowym pluszakiem.

— Prawie go zabiłeś! — pisnął blondyn, kiedy dotarło do niego, że Gerard właśnie rzucił jego przyjacielem o ścianę. Wyglądało to jak prawdziwe wejście smoka.

— Zamknij się — warknął. — Nie mogę zabić czegoś, co jest martwe. Poza tym, to on mnie prawie zabił — oświadczył, patrząc z pogardą na zabawkę. — Lepiej mi powiedz, czy mamy jakieś tabletki na ból głowy...

— Są zupełnie u góry — wtrąciła mama chłopców, wchodząc do salonu. — A my, Gerard, chyba powinniśmy poważnie pogadać o twoim ostatnim zachowaniu...

— Możemy pogadać o tym kiedy indziej? Czuję się, jakbym zaraz miał umrzeć — mruknął. — Mikes, podasz mi? — młodszy jęknął cicho, ale wykonał polecenie brata. — Naprawdę, mamo... Wszystko jest okej — zwrócił się do rodzicielki.

— Obawiam się, że nie na długo — szepnęła kobieta. Czarnowłosy przez kolejne parę minut rozważał słowa matki. 'Obawiam się, że nie na długo'? Co ona sugeruje? Przecież jego oceny nie były wcale takie fatalne, a sam całkiem radził sobie z tym wszystkim...

Jednak, kiedy Mikey wspomniał, że do rozpoczęcia lekcji zostało Gerardowi pół godziny, jego głowa zajęta była jednym - jak bardzo musi się pośpieszyć, żeby zdążyć?

* * *

Gerard stał teraz pod murem sklepu, na przeciwko szkoły. Paląc papierosa, czekał na Dallona. Do pierwszej lekcji zostało tylko pięć minut, a bruneta nadal nie ma. Szczerze mówiąc, zielonookiego zaczęło to niepokoić. Jego przyjaciel zazwyczaj był punktualny.

Ta dwójka to zupełne przeciwieństwa. Weekes zawsze był poukładany, a Way roztrzepany. Wyższy przykładał się do nauki. Niższy zaś trzymał się zasady 'byle zaliczyli'. Nikt do końca nie wiedział, dlaczego się zaprzyjaźnili. Może powiedzenie 'przeciwieństwa się przyciągają' rzeczywiście jest prawdą?

— Dallon! — zawołał czarnowłosy, rzucając niedopałek papierosa na chodnik. Podbiegł do przyjaciela, który kierował się prosto do szkoły. Dopiero teraz poczuł nasilający się ból głowy. Mimo że wziął pół opakowania tabletek, ta nadal okropnie go bolała.

— Hej, Gee! — rzucił pośpiesznie z uśmiechem. — Jak tam?

— Nie najgorzej, a u Ciebie?

— Brezzy chce się ze mną spotkać wieczorem. Ma mi coś ważnego do powiedzenia... — żyrafa pędziła tak szybko, że Gerard musiał biec, aby ją dogonić.

— Myślisz, że ciąża? — zapytał, a wyższy gwałtownie się zatrzymał, przez co czarnowłosy prawie się przewrócił.

— Chyba nie. Mam nadzieję — powiedział i ponownie ruszył przed siebie. Zielonooki jęknął coś pod nosem i wrócił do doganiania bruneta.

— Nie chcesz dzieciaczka?

— Wystarczy, że ciebie muszę niańczyć — mruknął, a Way złapał się teatralnie za serce. 

— Dlaczego niby miałbyś mnie niańczyć — oburzył się, potykając o płytkę chodnikową.

— Sam odpowiedz sobie na to pytanie — parsknął, co czarnowłosy skomentował głośnym westchnięciem.

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz