→ Gwiazdy ←

384 81 47
                                    

Kiedy wdrapał się na samą górę, zobaczył niskiego chłopca, opierającego się o ścianę. Miał zamknięte oczy i lekko kołysał się w rytm jakiejś wolnej piosenki, dobiegającej z dołu. Przez chwilę wpatrywał się w niego, jednak po chwili zorientował się, że jeśli młodszy nagle otworzy oczy, zobaczy jak ten skanuje go wzrokiem. Nie chciał go peszyć, dlatego cofnął się parę stopni niżej i wszedł ponownie, nucąc coś.

—Długo cię nie było — skwitował Iero, spoglądając na wyższego.

— Wiem, ale już nie mam zamiaru nigdzie uciekać — uśmiechnął się, podchodząc bliżej do nastolatka. — Masz jakiś plan, co robić?

— Ty coś zaproponuj — podszedł do małego okienka i przyglądał się widokowi za nim, jakby uciekając. — Ładne dziś niebo.

Way chciał odpowiedzieć tekstem "nie tak piękne, jak ty", ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Tym razem rozegra to inaczej...

— Prawda. Chcesz zobaczyć je z bliska?

— Ale... —zaczął. — Wtedy znowu będzie trzeba iść do nich i... —mówił, a zielonooki zaśmiał się cicho. —Dlaczego się śmiejesz?

— Po prostu daj mi rękę i chodź —mruknął i pociągnął chłopaka za sobą.

Gerard prowadził go przez długi, ciemny korytarz. Choć paliły się tu małe lampki, ich moc była nikła. Doszli do dużej klapy, którą Gerard od razu otworzył. Oczom nastolatków ukazały się ciemne, drewniane schody.

— Wskakuj — popędził młodszego i już po chwili oboje znaleźli się na dachu domu państwa Urie.

Frank rozejrzał się dookoła. Niebo było czarne, pokryte miliardami jasnych gwiazd. Na ulicy nie było żadnej żywej duszy, a jedynym dźwiękiem była muzyka z dołu i wiatr. Księżyc oświetlał delikatnie twarze nastolatków. Jedynym sztucznym światłem były fioletowe i czerwone światła ledowe, które zlewały się na dole z mgłą.

— Pięknie — wydukał. To wystarczyło Gerardowi. Wiedział, że widok z tego miejsca wywarł na młodym Iero duże wrażenie. To samo czuł, kiedy był tu pierwszy raz. Był pod niesamowitym wrażeniem, kiedy od najpiękniejszej pełni, jaką kiedykolwiek widział, szczególnie w takich cudownych okolicznościach, dzieliła go tylko taka odległość...

Niebo było zachmurzone, jednak żadna z chmur nie odważyła się zakryć tego pięknego ciała niebieskiego. Padał deszcz, wokół panował mrok, a chłód, ogarniający go, powodował, że czuł się tu jeszcze lepiej.

— Opowiedz mi coś jeszcze o sobie. Chcę cię poznać — zaproponował Way, siadając na krawędzi dachu.

— Co więc chcesz wiedzieć? — odpowiedział, niepewnie podchodząc bliżej.

— Najlepiej wszystko. Ale najpierw usiądź. Iero chwilę zastanawiał się, od czego zacząć i co może mu powiedzieć, jednak po chwili z jego ust zaczęły wydobywać się pierwsze zdania.

Mówił mu o tym, co lubi. Czego nienawidzi. Często wspominał o Ryanie, co swoją drogą Gerarda ani trochę nie interesowało. Próbował dowiedzieć się też czegoś o starszym chłopaku, ale ten odpowiadał mu tylko krótkimi odpowiedziami...

Tak spędzili resztę tej cudownej nocy. Na wspólnych rozmowach, przy blasku księżyca i poznawaniu samych siebie. Gerard chociaż na moment zapomniał, że to tylko zadanie i cieszył się, że ma Franka blisko siebie.

— W sumie to dziękuję, że mnie tu zaprosiłeś — ponownie tego wieczoru na twarzy młodszego pojawił się uśmiech. Najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek Gerard ujrzał.

To nie był uśmiech Lindsey, kiedy opowiadała mu o postępach w nauce gry na basie. To nie był uśmiech Mikey'ego tulącego swojego jednorożca. To nie był uśmiech Dallona, kiedy widział Brezzy. To był dużo piękniejszy uśmiech niż ich wszystkich razem wziętych...

I może to ten alkohol wszystko zmieniał. Ale jeśli tak, to Gerard chciał być ciągle pijany.

— A ja dziękuję, że jednak zgodziłeś się przyjść...

Oboje patrzyli w swoje błyszczące oczy. Wszystko wydawało się im piękniejsze. Frank nigdy nie czuł się tak odważny. Alkohol zmienia ludzi. W tym przypadku na lepsze.

— Powiesz mi w końcu, dlaczego nagle chcesz mnie poznać? — upił łyka trunku i ponownie spojrzał mu w oczy. Zielonooki od razu przypomniał sobie, po co tu jest.

— A obiecujesz, że mi nie uciekniesz? — zaśmiał się.

— Obiecuję... — odpowiedział mniej pewnie.

— Bo wydawałeś mi się kimś cudownym, a ja chciałem się upewnić, że to prawda. I wiesz co? Miałem rację.

— Ale... — zaczął, ale coś mu przerwało. Było to coś ciepłego i niesamowicie miękkiego na jego ustach. Nigdy nie czuł czegoś podobnie przyjemnego. Odruchowo oddał pocałunek. Ta chwila była najlepszą w jego dotychczasowym życiu. Nie chciał jej kończyć, jednocześnie bojąc się go ją przedłużyć...

— Chyba już czas wrócić — szepnął, odrywając się od chłopaka. Jego policzki pokryły rumieńce, ale nie żałował tego, co właśnie się stało. — Ale jak chcesz, to możesz mnie odprowadzić — dodał, a na twarzy Gerarda pojawił się triumfalny uśmiech...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz