→ Jak Porcelana ←

301 69 31
                                    

***

OGÓLNIE TEN ROZDZIAŁ TO TAKI DODATEK, W SUMIE NIC NOWEGO NIE WNOSI, PO PROSTU NASZŁA MNIE OCHOTA NA POKAZANIE, JAK TO WYGLĄDAŁO Z PERSPEKTYWY MIKEY'EGO, BLAH ←

***

— Mikey? Która godzina? Dlaczego jeszcze nie śpisz? — usłyszał zza siebie. Jego ciało automatycznie się spięło. Poczuł się jak dziecko, nakryte na złym uczynku, chociaż jedyne, co robił to oglądanie Toma i Jerry'ego. Czy jest w tym coś złego?

— Jest dziewiętnasta. Wieczór — odpowiedział, nie odklejając wzroku od kreskówki.

— Mama jest zła? — Gerard usiadł obok niego. Młodszy Way miał ochotę przytulić brata, tak jak za dawnych czasów. Nie mógł.

— Nie wiem, ma dzisiaj nadgodziny — wzruszył ramionami. Bolało go, że jego rodzicielka coraz więcej pracuje. Chciał jej pomóc, zastąpić, właśnie dlatego to głównie on zajmował się mieszkaniem pod jej nieobecność.

— Jak coś, to byłem w szkole, Frank też — rzucił, na co chłopak prychnął. — A spróbuj mnie nie kryć, to będziesz mieć przejebane — fuknął, ściszając wciąż oglądaną przez nastolatka kreskówkę. Mikey kolejny raz prychnął pod nosem. Zabrał leżący obok siebie talerzyk i poszedł z nim do kuchni, zostawiając Gerarda samego.

Był zły na brata. Chciał jego uwagi. Spędzić z nim trochę czasu. Czuł się odrzucony. Naprawdę go kochał i zawsze brał z niego przykład. Tak było od zawsze. A teraz? Teraz zielonooki wydaje mu tylko rozkazy i prosi o krycie przed matką.

— Niedługo wrócę. Jak coś to zajmij się Frankiem — powiedział starszy.

— Boże, traktujesz go jak dziecko. On jest w MOIM wieku. Nie ma pięciu lat — nie wytrzymał. Starał się zachować spokój, ale w jego oczach automatycznie pojawiły się łzy. Specjalnie podkreślił słowo 'moim', aby Gerard zwrócił na niego uwagę. Nie poskutkowało.

— Po prostu jest naszym gościem, a o gości powinno się dbać — poczuł na sobie jego wzrok. Oczywiście, ale kiedy czas spędzą razem?

— Jasne. Z gośćmi powinno spędzać się swoją każdą wolną chwilę, spać w jednym łóżku i najlepiej traktować, jak Boga, co? — jego poker face został zastąpiony złośliwym uśmiechem. Pełnym wyrzutów spojrzeniem.

— Co w tym złego, że chcę mu pomóc? — zastanawiał się, jak to możliwe, że jego brat nie widzi tej zazdrości. Że nie widzi, jak bardzo Mikey chciałby, żeby było tak, jak kiedyś.

— Nic. Idź już lepiej, to może wrócisz przed mamą — mruknął. Starszy go posłuchał i zostawił samego.

Kiedy tylko usłyszał, że Gerard opuścił mieszkanie, poleciał do swojego pokoju. Łzy same zaczęły płynąć mu po policzkach.

— Idiota — rozniosło się po domu. Otworzył gwałtownie drzwi. Miał ochotę krzyczeć lub coś zepsuć, jednak jedyne, na co się zmógł, to trzaśnięcie drzwiami. Przynajmniej są zamknięte.

Rzucił się na łóżko, zatapiając twarz w miękkiej poduszce. Dlaczego nie mogło być tak, jak kiedyś? Tęsknił niemiłosiernie za zabawami, wspólnymi grami, oglądaniem bajek. Od czterech lat prawie wcale nie gadali.

Bardziej jak brata traktował Pete'a. On przynajmniej przy nim był, kiedy tego potrzebował. Ufał mu, jak nikomu innemu. Był najbliższą mu osobą. Tak jak Gerard kiedyś...

Mikey był jak porcelana. Tak krucha i delikatna. Wystarczało parę nieprzyjemnych słów, kłótnia lub nawet zignorowanie, przez osobę, której uwagi potrzebował, a kończyło się to nadmiarem łez.

I choć na codzień udawał silnego, bez emocji, to w rzeczywistości wszystko brał do siebie.

Bliscy często śmiali się z jego powagi. Braku reakcji na żarty, wyzwiska czy zaczepki, a tak naprawdę to chłopak ciągle żył w swoim świecie.

Lepszym świecie.

— Kurwa — powiedział sam co siebie, przygryzając wargę. Frank wstał, więc musiał się nim zająć.

Akurat teraz. Kiedy znajdował się w najgorszym stanie. Zaklinał w myślach wyczucie rówieśnika.

Przecierając mokre od łez policzki, podniósł się i otworzył gwałtownie drzwi.

— Hej, co chcesz do jedzenia? — zapytał uśmiechając się i szybko mrugając. Miał nadzieję, że chłopak jest równie ślepy, co Gerard.

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz