→ Ładna dziś pogoda, prawda? ←

298 61 14
                                    

Kolejny tydzień minął tak samo. Frank codziennie rozmawiał po trochu z Gerardem, był zamykany w szafce, potem zwyzywany, a po lekcjach szedł do Ryana. Lecz to właśnie dziś Ross miał wyjść, jak to stwierdził piwnooki, na wolność. Dokładniej na przepustkę.

Dla Iero była to idealna okazja do poznania ze sobą swoich dwóch przyjaciół, bo tak właśnie zaczął traktować Gerarda. Jak przyjaciela. Jednak ci trzymali między sobą dystans, którego Frank szczerze nienawidził. Czuł się cholernie niezręcznie, kiedy ci nie potrafili ze sobą rozmawiać...

— Ryan Ross — zawołał z uśmiechem niski nastolatek, kiedy tylko zobaczył swoją ulubioną osobę w tym mieście. — Tęskniłem za tobą.

— Ja za tobą też. Nawet, kiedy widzieliśmy się praktycznie codziennie — zaśmiał się, przytulając przyjaciela. — Pójdziemy gdzieś?

— Tak. Będziesz na mnie zły, ale po prostu muszę — oznajmił, a brunet spojrzał na niego pytającym wzrokiem. — Może ci się spodoba...

— O czym ty gadasz, Frankie? — parsknął, odgarniając włosy z twarzy.

— Chodź, to zobaczysz — mówiąc to złapał go za rękę i pociągnął przed siebie. Ruszyli w stronę parku.


***


— Jesteśmy — zawołał Iero, kiedy tylko znaleźli się przy umówionym wcześniej z Gerardem, miejscu, drewnianej ławce. Jedyne, co wyróżniało ją ze wszystkich to fakt, że tylko ona była zielona. Na całym placu,

— Po co tu przyszliśmy?

— Ugh, jeszcze go nie ma! Musimy poczekać — oświadczył, a brunet skrzywił się delikatnie.

— Na kogo? — zapytał.

— Zobaczysz — uśmiechnął się tajemniczo. Ryan postanowił zamilczeć, bo doskonale wiedział, że niczego z niego nie wydobędzie.

Siedzieli tak w ciszy, obserwując bawiące się na placu zabaw dzieci. Wydawały się być takie szczęśliwe, beztroskie... Zupełnie takie same, jak ta dwójka, kiedy się poznała.

— Hej — wtem pojawił się wysoki czarnowłosy. Ross skrzywił się, kiedy zobaczył chłopaka, co ten postanowił zignorować. — Miło cię widzieć, Ryan.

— Ta, ciebie też. Frank możemy pogadać? — miodowooki wiedział już, że to będzie ciężkie, aby ich ze sobą poznać...

— Jasne. Zaczekaj, Gee, ok? — kiedy ten kiwnął głową, odeszli kawałek dalej.

— Myślałem, że chcesz się spotkać TYLKO ze mną — fuknął. Zazdrość ogarniała jego całego. Nie chciał tracić przyjaciela, a Gerard po prostu sobie go kradł.

— Chciałem was poznać...

— Mogłeś mnie uprzedzić — mówiąc to, złapał się za sterczące włosy. Robił tak zawsze, kiedy się denerwował.

— On naprawdę nie jest taki zły... — szepnął.

— Powaliło cię? Nie pamiętasz, co mówiłeś jeszcze niedawno? Może ci zacytuję... "Życzę tej bandzie idiotów wszystkiego, co najgorsze." Albo "jeśli jeszcze raz zobaczę Brendona i tych jego lizodupów to mnie coś strzeli." — parsknął. — Co, może mi powiesz, że Gerardzik się zmienił?

— Nadal uważam Brendona za kretyna. Tak samo Josha i Kenny'ego, bo są od niego zależni. Ale Gerard... Gerard ma go coraz bardziej gdzieś i dopiero teraz widzę, jaki jest naprawdę. Mam wrażenie, że trzyma się z nimi tylko ze względu na Dallona, który nie wiem, czemu z nimi rozmawia, bo ma dużo większy potencjał niż oni, albo po prostu nie chce mieć problemów...

— Sam mówisz, że trzyma może tylko ze względu na reputację. Nie wiem, martwię się, że to tylko jakiś żart — powiedział smutno.

— Żart? Jaki żart? Nie rozumiem — zaśmiał się nerwowo.

— Trzyma się najpopularniejszym chłopakiem w szkole i jednym z tych "przegrywów". To się chyba trochę wyklucza, co?

— Nie wiem. Mam nadzieję, że nie... Naprawdę, on jest dobrym człowiekiem. Po prostu sam musisz to dostrzec — mruknął.

— Spróbuję... — wywrócił oczami.

— Jejku, dziękuję! Jesteś najlepszy. Kocham cię, Ryro — wtulił się w niego, szeroko się uśmiechając.

— Też cię kocham, Frankie — rzucił, odrywając od siebie niższego. Wrócili do starszego.

— Ładna dziś pogoda, prawda? — w myślach skarcił się. Miał tyle czasu, a zadał tak debilne pytanie. Brawo, Gerard.

— Ta... — odpowiedział niechętnie. Poczuł na sobie przeszywający wzrok Franka. Westchnął. — Więc... Co lubisz?

I tak więc chłopcy starali się nawiązać jakiś kontakt. Po parunastu, a może nawet parudziesięciu tak beznadziejnych, teoretycznie nic nie wnoszących pytaniach, w końcu udało im się nawiązać jakiś kontakt.

Jednak to Frank cieszył się najbardziej...

innocent game; frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz