Kretyn.

6.9K 196 239
                                    

Przymierzyłam czarne adidasy. Tak jak myślałam – były za małe. Westchnęłam zdenerwowana, bo to kolejne buty, które mi wpadły w oko i oczywiście nie było mojego rozmiaru.

– Może tamte? – Amy wskazała na parę, która nie należała do zbyt ładnych. Spojrzałam na nią z wysoko uniesionymi brwiami. – Dobra nie, żartowałam tylko. – westchnęła. Dziewczyna zna się na modzie cztery razy lepiej ode mnie, więc jestem zaskoczona jej marnym wyborem. Po za tym Amy spędza na zakupach połowę swojego życia, gdyż po prostu to wielbiła. Za to ja, cóż... Nie powiem, lubię sobie coś kupić, ale to takie męczące chodzić w kółko po sklepach i wciskać swoje duże dupsko w nowinki modowe. Wolę leżeć w domu i się opychać.

– To gdzie teraz? – zapytałam i odłożyłam pudełko.

– Chodź jeszcze do jednego sklepu, ale może buty to sobie dzisiaj odpuść. – uśmiechnęła się lekko, a ja się zaśmiałam i pokiwałam głową. Znając ją gdyby tylko jej się chciało znalazła by jakieś, bo dziewczyna jest strasznie uparta.

– Amy stało się coś? – zapytałam, uważnie jej się przyglądając, kiedy była w swoim świecie. Zauważyłam popękane naczynka w jej dużych oczach i już spodziewałam się tego, co usłyszę.

– Nie, nic. Jakoś tak zmęczona strasznie już jestem. – otworzyłam szeroko oczy z zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Na pewno nie oczekiwałam takiej odpowiedzi. Szatynka się zaśmiała. – Wiem, że to nie zbyt normalne, ale znowu nie mogłam spać w nocy. – wytłumaczyła, a ja westchnęłam.

Dziewczyna cierpiała na bezsenność od dłuższego czasu. Prosiłam by poszła do lekarza ale nie, po co? Lepiej się męczyć.
Uważa, że samo z czasem przejdzie.

To zabawne jak bardzo się od siebie różniłyśmy. Amy była upartą, nieprzewidywalną i niebywale dociekliwą osobą. Wyróżniała się spośród naszych rówieśniczek. Miała swój oryginalny styl i sposób bycia, którym denerwowała pozostałych. Wyobraźcie sobie dziewczynę w czarnych rurkach i różowym, puchatym swetrze w samochodzie, wymachującą głową na wszystkie strony do heavy metalu. Była swoim własnym paradoksem i pomimo tego, że wielu ludzi nie lubiła, tak jak oni jej, to moja osoba należała do tej garstki, których tolerowała.
Znana głównie ze swojej szczerości i przebiegłości, dla osób, na których jej zależy stawała się swoją inną, lepszą wersją siebie – zawsze chętna do pomocy, wspierająca i kochana. Jej różne osobowości łączyły się w jedną, spójną całości, którą tak kocham.

Ja byłam jej przysłowiowym przeciwieństwem. Tylko przysłowiowym, bo tak naprawdę można było dostrzec między nami sporo podobieństw.

Jednakże starałam się nie klnąć tak często, jak ona i na ogół jestem postrzegana, jako ta milsza. Nie lubię, tak bardzo jak ona, imprez za to wolę serial, książkę czy spokojne wyjście z przyjaciółmi. Co, niestety, czyni mnie nudziarą. Musiałam to przyznać, sama to przecież widziałam. Nie jestem też tak bardzo zabawna i piękna, jak moja przyjaciółka. Och tak, zawsze jej tego zazdrościłam. Za to ona uważała, że jestem inteligentniejsza. Szczęście w nieszczęściu, a mówiła tak o mnie – blondynce. Ironia.

Chociaż nie było zupełnie tak, że kompletnie nie chodziłam na imprezy albo, że z moich ust nigdy nie wydobyła się wiązanka przekleństw. Każdy człowiek ma kilka stanów, które często ulegają zmianie w zależności od sytuacji i tego, co osoba odczuwa. Ja również miałam ich sporo. Raz jestem miła, pomocna; zdarza się, że mam ochotę na krwawą rzeź.

Najbardziej widoczne podobieństwo między nami to szorstka szczerość, która wylewała się z nas codziennie litrami. Mając kogoś takiego za przyjaciółkę to nie lada sztuka, zresztą ja również nie jestem łatwym orzechem do zgryzienia. Jednak byłyśmy siostrami, odkąd spotkałam ją na swojej drodze, jako dużo młodsza dziewczynka. Owszem wiele nas różni, ale jak to mówią przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz