larwa

3.7K 166 80
                                    

„𝓼𝓱𝓮'𝓼 𝓷𝓸𝓽 𝓹𝓮𝓻𝓯𝓮𝓬𝓽,
𝓼𝓱𝓮 𝓲𝓼 𝓶𝓪𝓭𝓷𝓮𝓼𝓼.”


Krople deszczu spływały po szybie, gdy wpatrywałam się w nią niezwykle podirytowana. Stukałam w blat paznokciami, wzdychając pod nosem i oczekując aż w końcu ktoś zapyta o co mi chodzi. Długie minuty mijały, a w pomieszczeniu jedyne, co było słychać to głośny śmiech Amy, która oglądała tik toka. Uderzyłam otwartą dłonią w wyspę kuchenną, podrywając się z stołka.

– Co za paskudny dzień. – jęknęłam, odchylając głowę do tyłu. Wpatrywałam się chwilę w sufit, bez większego zamysłu moich działań. Wtedy poczułam, jak coś ciężkiego ociera się o moje nogi, aż straciłam poczucie równowagi. Na całe szczęście w porę złapałam się blatu, a następnie oskarżycielsko spojrzałam się na Małego. Jego duże, czekoladowe oczęta wpatrywały się we mnie z blaskiem, a na moje serce wylała się fala ciepła. Kucnęłam tuż przed moją małą bestią i zaczęłam go głaskać i cmokać ustami, a Mały zaczął niepewnie szczekać. – No tak, ty zawsze poprawisz humor mamusi. – uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zostałam polizana w czoło.

– Nie wiedziałem, że twoje dzieci będą włochate i takie... wyszczekane. Wiesz twoje włosy na nogach czasem mnie przerażają, ale... - głośny rechot wypełnił moją kuchnie, a ja wtedy wstałam na równe nogi z miną barbarzyńcy.

– Mój słodziak jest piękny, a włosy na nogach mam lepsze niż ty na tej za dużej głowie. – zaśmiałam się z Jacoba, pociągając go za końcówki jego blond włosów.

– Puszczaj mnie mendo! – krzyknął, zaczynając mnie gilgotać, a wtedy jeszcze mocniej zaniosłam się śmiechem, puszczając jego kosmyki. Zgięłam się w pół, próbując oddalić ręce przyjaciela od swojego brzucha, jednak słabo mi to szło. Mały zaczął szczekać na nas i machać żywo ogonem, a gdy poprosiłam go o ratunek, ten przyniósł mi swoją piłeczkę. Pomocny, jak nigdy.

– Mały. – przeciągnęłam samogłoski, jeszcze głośniej się śmiejąc, razem z Jacobem. Wtedy Amy, szybciej niż na przeceny do Sephory, podeszła do nas i pociągnęła za moje i Jacoba ucho. Obydwoje jęknęliśmy z bólu, krzywiąc się okropnie.

– Morgan, puszczaj, mała suko. – syknęłam, próbując dosięgnąć dziewczynę paznokciami. Marnie mi to wyszło.

– Uspokójcie się, szczyle i słuchajcie królowej matki. – puściła nasze biedne uszy, a wtedy oboje się za nie złapaliśmy, spoglądając to na zielonooką żmiję to na siebie. – Luke właśnie do mnie napisał, gdzie jesteśmy, skoro mieliśmy być u Louisy. Godzinę temu. – założyła ręce na pierś i spojrzała na mnie znacząco, unosząc brew. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze i zanim zdążyłam zabrać głos, Jacob dorzucił swoje dwa grosze.

– Aa, za chłopakiem ci się tęskni, że taka agresywna jesteś. – zachichotał, a morderczy wzrok dziewczyny skutecznie go spłoszył. Chowając się za mną szeptał niepewne przeprosiny.

Nigdy nie denerwuj Amy w trakcie miesiączki, naprawdę, NIGDY.

– Nie powiedziałam wam, bo, no, po co? – zadałam pytanie retoryczne, a potem westchnęłam przeciągle. – Dobra, przepraszam, że ci o tym nie powiedziałam. Zachowałam się egoistyczne. – uciekałam wzrokiem od jej oczu. – Naprawdę przepraszam. – dodałam, czując jak zaczynam się rumienić.

Cóż, powodów było więcej niż jeden, dlaczego zachowałam się jak ostatnia suka, lekko mówiąc. Po pierwsze: chciałam pogadać z Amy, zapytać, czy jest pewna tego wszystkiego, jak traktuje ją Luke, jak było wczoraj, na miłość boską, ja po prostu chciałam być pewna, że jest szczęśliwa. I chociaż widziałam to po niej wczoraj, dzisiaj wydawała się być równie lekka – jak na kolorowej chmurce z waty cukrowej – to jednak ja wciąż miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Coś o czym dziewczyna nie chce mówić, żyjąc w swojej idealnej bańce mydlanej. Przetarłam twarz, jakbym ją obmywała i pozbywała się natrętnych myśli. Przejdźmy do punktu drugiego, mianowicie – Nate. Niby ustaliłam wczoraj jasny warunek, ale... Sama nie wiedziałam, jak ma to teraz wyglądać. We Włoszech...

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz