dziękuję Ci za to, że się nie odwróciłeś

2.7K 122 63
                                    

„Pamiętasz stary perski aforyzm: "Naraża się na niebezpieczeństwo ten, co odbiera tygrysicy młode, i ten, co odziera kobietę ze złudzeń"?”

— Arthur Conan Doyle, Sherlock Holmes


Zaplatałam warkoczę mojej siostrze, która niesamowicie się dzisiaj wierciła. Klęłam pod nosem za każdym razem, kiedy poruszała głową albo stękała, że jej powyrywam za dużo włosów. Próbowałam dalej się skupiać na danej czynności, ale jak na złość dziewczyna naprawdę mi tego nie ułatwiała.

Wtedy do drzwi ktoś zaczął się dobijać, a ja wywróciłam oczami, już totalnie zirytowana. Mały zerwał się na równe nogi i kiedy Vivian chciała zrobić to samo, pociągnęłam ją za pasemko włosów.

– Rosalie! – krzyknęła, robiąc się czerwona.

– Chcesz być piękna? To cierp. – uśmiechnęłam się sama do siebie nieco złośliwie. – Otwarte! – krzyknęłam, nie przerywając czynności. Zdawałam sobie sprawę, kto stał za drzwiami.

– Vi, wyglądasz jakbyś przeżywała najgorsze katusze. – Jacob uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, niosąc o wiele za dużo toreb z zakupami. Zaraz za nim wędrowała rozanielona Amy. Miała zarzucone na ramionach coś, na kształt szalu, jednak miało za dużo piór, więc w sumie nawet nie wiedziałam czy to nie jakiś komin.

– Nie przeszkadzamy? – wtedy zza pióropuszu mojej przyjaciółki wyłoniła się rudowłosa piękność, mając pudełka z jedzeniem w rękach. Uśmiechnęłam się promiennie.

– Ależ skąd, już kończę. – po paru jękach Vivian mogłam ze spokojem od niej odejść. – Gdzie ci się tak spieszy? – zapytałam, idąc do łazienki umyć dłonie.

– Mam dzisiaj randkę. – uśmiechnęła się. – Ale żaden z was nic nie wie. – dodała poważnie. Wytarłam dłonie w ściereczkę i wróciłam do salonu. Zauważyłam, że kątem oka Vi przygląda się Louisie. Wewnątrz się zaśmiałam.

– To Louisa, najlepsza przyjaciółka Nate'a. – przedstawiłam ją.

– Jestem Vivian, młodsza i ta lepsza siostra. – pomachała dłonią w stronę rudowłosej, uśmiechając się słodko. Potem, nie czekając na jej odpowiedź, krzyknęła, że musi lecieć, wzięła torbę i wybiegła z domu, najpewniej na autobus. Pokręciłam na nią głową.

– Przepraszam za nią. – powiedziałam, na co Lou machnęła ręką.

– Mam dla ciebie zupę. Słyszę, że nie mówisz wcale lepiej niż rano. – podała mi pudełko, a ja kiwnęłam głową. Dzisiejszego rana obudziłam się z niewyobrażalną chrypą i pomimo dawki leków na gardło i litra herbaty z miodem to nadal się utrzymywało. Jednak byłam normalnie w szkole, bo nie czułam się chora. Pojęcia nie miałam skąd ona się wzięła.

Podziękowałam jej za zupę, po czym rozpakowałam posiłek dla nas wszystkich. Matki od rana nie było, Bóg jeden wie, gdzie się podziewała. Pewnie Vivian wie, lecz zdaje sobie sprawę, że po ostatnich wydarzeniach nie rozmawiamy i być może nie chciała między nami się mieszać.

Jacob i Amy odstawili zakupy i wszyscy razem usiedliśmy na kanapie, jedząc. Siedziałam po turecku zaraz obok Louisy, a na fotelach rozsiedli się Jacob i Amy. Dyskutowali oni o jakiś spodniach, których Lou nie wzięła, bo Amy jej powiedziała, że nie pasuje jej ten krój, za to JJ upierał się, że wyglądały znakomicie. Nie poszłam dzisiaj z nimi na zakupy, gdyż miałam dodatkowe zajęcia z matematyki. Oczywiście, chciałam też by gardło nieco mi odpoczęło.

– Jak się czujesz, Lou? – zapytałam dziewczyny, kiedy tamci nie przerywali swojej zażartej argumentacji. Wzruszyła ramionami, a potem westchnęła.

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz