cholera

3.5K 149 49
                                    

cóż mogę powiedzieć? pięknie dziękuję za 70 tysięcy. lepszego prezentu nie mogłam dostać.
*dziękuję bardzo uzaIeznienie za cudowne kolaże!

„𝓵𝓮𝓪𝓿𝓮 𝓽𝓱𝓮 𝓹𝓪𝓼𝓽 𝔀𝓱𝓮𝓻𝓮 𝓲𝓽 𝓫𝓮𝓵𝓸𝓷𝓰𝓼”

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

„𝓵𝓮𝓪𝓿𝓮 𝓽𝓱𝓮 𝓹𝓪𝓼𝓽 𝔀𝓱𝓮𝓻𝓮 𝓲𝓽 𝓫𝓮𝓵𝓸𝓷𝓰𝓼”

Dwudziestego piątego listopada, w dzień słynnego meczu koszykówki, wstałam naprawdę wypoczęta. Niestety, to była kolejna noc u boku Vivian, jednak ona chyba nie miała nic przeciwko. Zrobiła nam nawet śniadanie, podczas gdy ja malowałam sobie kreski. Włosy naprawdę pięknie mi się pokręciły, a ubrania na mnie leżały wręcz idealnie. Nadal jednak mi coś nie pasowało. I dobrze wiedziałam, co to dokładnie jest.

– Nie pójdę tak. – powiedziałam cicho, grzebiąc w szafie, będąc pewną, że do pokoju weszła Vi.

– Ładnie ci w tej spódniczce. – łagodny, matczyny głos sparaliżował moje ruchy. Podrapałam się w czoło, zamykając drewniane drzwi. Odwróciłam się do lustra. Czerwona, lekko rozkloszowana spódniczka w kratkę pasowała do mojej kremowej bluzki z dekoltem karo. Poprawiłam czarny skórzany pasek na mojej tali. – Ale ubierz coś na siebie jeszcze, bo będzie ci zimno. – kiwnęłam niemrawo głową. Moje myśli natarczywie krążyły wokół bordowo-białej bluzy, która miała być moim dzisiejszym nakryciem głównym, a której tak bardzo nie chciałam mieć na sobie. – I przyniosłam ci coś jeszcze. Może ci przypasuje. – położyła na toaletce małe, czarne opakowanie. Błysnęła ciepłym uśmiechem w moją stronę i opuściła pokój. Wypuściłam świstem powietrze z ust i lekkim krokiem przeszłam na drugą stronę pomieszczenia.

Małe opakowanie chowało czerwoną, matową szminkę, której nie użyłam. To nie dzień na takie szminki, użyłam za to pomadki nawilżającej, która ładnie rozjaśniła moje usta. Chwyciłam torbę – w którą spakowałam się wyjątkowo, ponieważ lekcje były skrócone i nie musiałam brać tylu książek – i zeszłam na dół.

Dopiero na schodach ogarnęłam, że nie mam ze sobą bluzy. Przeklinając pod nosem, wróciłam do pokoju. Po kilku minutach jechałyśmy wraz z Vivian po Amy. Po drodze zgarnęłyśmy również Jacoba, bo ten blondasek zapomniał zatankować poprzedniego dnia swoją ulubienicę. Długo śmiałam się z jego głupoty.

– Mam zawody w niedziele. – pochwalił się tuż przed tym, jak Vivian opuściła samochód. – Będziesz Vi, moje słońce? – zamrugał powiekami. Westchnęłam z uśmiechem.

– Ech, Kendall mnie woła, lecę, pa! – i zatrzasnęła drzwi. Zacisnęłam szczękę, otwierając powoli szybę od strony pasażera.

– Jeszcze raz nimi trzaśniesz, to będziesz jeździć w bagażniku! – wydarłam się, kiedy moja siostra chichotała.

– Nadal jest asportowa? To takie przykre. – Edison pokręcił głową.

– Nie martw się, my będziemy cię dopingować. – odrzekła bez entuzjazmu Amy, poprawiając swoje przeciwsłoneczne okulary typu vintage. Następnie automatycznie spojrzałam na niebo, marszcząc brwi. Od rana kropiło, a świat został odcięty od promieni słonecznych przez ciemne chmury. Pokręciłam głową, nawet nie próbując pytać i dochodzić... To nie na moje nerwy.

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz