„Następnym razem, kiedy będziesz malowała drzewa, nie myśl o drzewach. Myśl o miłości, nienawiści, radości albo wściekłości, o czymś, co cię porusza, od czego pocą ci się ręce albo zwijają palce stóp. Skup się na tym uczuciu."— Laurie Halse Anderson, Mów!
Wróciłam do domu nad ranem, będąc mocno podpitą przez to wino, które nie zaliczało się do tych lekkich. Miało swoje procenty i one, o dziwo, na mnie podziałały, pomimo tego, że normalnie miałam dość mocną głowę. Człapałam po schodach, lepiąc się do poręczy. Byłam tak strasznie zmęczona, że moje nogi dygotały. Nie byłam w stanie ustać bez podtrzymywania się czegokolwiek.
– Pomóż ci wejść? – zapytał zrezygnowany głos, a ja nie umiałam zweryfikować do kogo on należał. Uniosłam spojrzenie, zaciskając usta w obawie, że może być to moja matka. Zmarszczyłam brwi, widząc u szczytu schodów ciotkę Caroline, która patrzyła na mnie z pobłażaniem. Opierała się biodrem o filar, mając na sobie zwykłe, jasnoniebieskie dresy i dużą, szarą koszulkę z długim rękawem. Blond włosy związała w warkocza, który rozwalił się jej podczas snu. Wyglądała tak normalnie, tak domowo, że prawie jej nie poznałam. Mój nietrzeźwy umysł mi w tym nie pomagał.
– Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. – wyznałam, lekko się uśmiechając. – I troszkę się upiłam.
– Wiem. – westchnęła. – Widać. – zacisnęła usta tak, jakby powstrzymywała parsknięcie śmiechem. Nie wiedziałam, czy mi się wydaje, czy naprawdę jest rozbawiona, jednak długo nie mogłam nad tym myśleć, gdyż moje powieki opadły i z ledwością je unosiłam.
Poczułam, jak kobieta obejmuje mnie w pasie, a drugą ręką łapie moją dłoń i delikatnie prowadzi mnie w górę schodów. Opierałam się nieco o jej ciało, ale była nadzwyczaj silną kobietą i mój ciężar aż tak jej nie przeszkadzał.
– Oho. – nagle usłyszałam rozbawiony, ochrypły głos. – Nieźle ją sponiewierało. – parsknął, a ja zerknęłam na człowieka stojącego tuż przed nami.
– Wracaj do pokoju, Buck. – syknęła kobieta.
– Przecież i tak nic nie będzie pamiętać, Carls. – zobaczyłam gdzieś pośrodku korytarza wujka, który stał jedynie w swoich spodniach od piżamy. Zmarszczyłam na to brwi, krzywiąc się, a przez to moje powieki znowu opadły. Miałam wrażenie, że już ich nie podniosę.
– Zasłoń się czymś. – wymamrotałam. – Bo robi mi się niedobrze. – wtedy Caroline nie mogła już wytrzymać i się cicho roześmiała, zakrywając swoje usta dłonią. Akurat wtedy wpełzłyśmy do mojego pokoju.
– Oj, Rose, masz coś z mojego charakteru. – powiedziała nadal rozbawiona, gdy ja ociężale opadłam na łóżko. Zaraz po tym się podniosłam i chwytając schludnie ułożoną piżamę z pościeli dźwignęłam się na nogach do łazienki. – Widzę, że trzeźwa zaopiekowałaś się nietrzeźwą sobą. – zachichotała, a ja uśmiechnęłam się lekko. – Chodź, pomogę ci zmyć makijaż i spiąć włosy.
Mało pamiętam z tego, co działo się później. Najistotniejsze było to, że rano obudziłam się w białej, świeżo pachnącej pierzynie. Drzwi od łazienki były otwarte, a stamtąd czułam, że przez okno Vivian wlatuje świeże powietrze. Żałowałam, że tata pokusił się o zablokowanie mi okna, gdyż teraz mogłabym sobie spokojnie tu wywietrzyć.
Podniosłam się na łokciach, uprzednio pocierając energicznie swoją buzię. Byłam nawet wyspana i pomimo pragnienia nie odczuwałam mocnych konsekwencji wczorajszej zabawy. Na wszelki wypadek wzięłam tabletkę, która leżała obok szklanki z wodą. Miała łagodny, cytrusowy smak, na co moje kubki smakowe „krzyknęły" z radością. Uśmiechnęłam się, rozciągając się w łóżku, a następnie postanowiłam się z niego zwlec i wziąć orzeźwiającą kąpiel.
CZYTASZ
Nightmare
RomansaCo, jeśli dwie osoby, które żywią do siebie ogromną nienawiść, będą zmuszone do współpracy? To, jak złączenie dwóch demonów, które mają za zadanie namieszać w głowach ludziom i wyzwolić chaos. Mieszając go z tajemnicami, skrywanymi przez najbliższy...