mój dom, moja namiastka bezpieczeństwa

2.9K 116 245
                                    


„Miłość, przyjacielu, to dym, co z parą westchnień się unosi; to żar, co w oku szczęśliwego płonie; morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie”

—  „Romeo i Julia” William Szekspir



Siedziałam na tym przeklętym biurku kilkanaście minut, czując, że moje nogi nadal drżą. Przymykałam powieki i je otwierałam, gdy moja skóra nadal odtwarzała ciepło w miejscach, które całował. Byłam tym wykończona.
Wiedziałam, że zawiniłam, ale nic nie mogłam poradzić na to, że moje myśli krążyły wokół tego, co się stało. Nie czułam się winna, nie miałam wyrzutów sumienia. Doskonale wiedziałam, że chciałam tego i ciągnęłabym to dalej, gdyby nie jego decyzja. Może i była słuszna, pewnie będę mu za to wdzięczna w przyszłości, ale teraz? Teraz nie wiedziałam, jak chodzić na wiotkich nogach ani jak spojrzeć w oczy jego matki. A musiałam wrócić na wesele.

Podeszłam do szafy, mocno przyciskając do piersi strzępy sukienki. Pojęcia nie miałam, jak wyjaśnię tą zmianę, ale usilnie wierzyłam, że są już na tyle podpici, że nie zauważą.
Przebrałam się w zieloną, satynową i prostą sukienkę, którą wzięłam, w razie gdyby na następny dzień miałaby być jakaś kolacja, jako drugi dzień wesela. Dobrze, że chociaż o tym pomyślałam.

Poprawiałam makijaż i włosy, gdy w pokoju zjawiła się Martina. Weszła dość niepewnie, ale gdy mnie zobaczyła w pełni ubraną i gotową do powrotu uniosła tak wysoko brwi, że miałam ochotę się zaśmiać.

– Widziałaś gdzieś Nate'a? – zapytała, zakładając ręce na biust.

– Nie wrócił już do was na dół? – spojrzałam na nią zaskoczona, a ona jeszcze raz uniosła na mnie brwi.

– Czy ty posłuchałaś się mojej rady? – zaczęła coś mówić po włosku, podchodząc do mnie bliżej. Zaczęłam kręcić głową, a ona cmoknęła. – Nic a nic? – jęknęła.

– Martina, nie będę z tobą o tym rozmawiać, z całym szacunkiem do twojej osoby. – uniosłam ręce do góry, a ona wywróciła oczami. Gdy znowu na mnie spojrzała, to nagle zwęziła powieki i szybko do mnie podeszła. Otworzyła usta, a potem zachichotała.

- Jak to nie jest ślad po jego zębach, tu, na obojczyku, to ja się nie nazywam Machiavelli. – zamrugałam na jej słowa, po czym szybko odwróciłam się w stronę lustra i przeklęłam głośno, widząc ślad na swojej skórze. Niech go szlag. – O Boże, Rosalie!

- Siedź cicho, Tina. Idziemy tańczyć. Albo pić. Pić i tańczyć. – zgarnęłam swoją torebkę i zaczęłam ją pośpieszać. Ona ciągle się śmiała, nie zwracając uwagi na moją złość. – No, ruszaj się! – lekko popchnęłam ją w stronę drzwi. Martina kręciła głową, ciągle rozbawiona. Uciekałam spojrzeniem przed jej oczami, paląc się ze wstydu.

- Niezły z ciebie aniołek, rosellina. – zadrwiła, posłusznie wychodząc na korytarz.

Cholerny Nathaniel.

-*-

Obudziłam się nad ranem z uporczywym bólem głowy; zdecydowanie przesadziłam wczoraj z winem. Niewiele pamiętałam z wczorajszej nocy, poza samym powrotem do zabawy po incydencie z Nate'm. Byłam zestresowana, ale w obroty wzięła mnie Martina i Kilani. Może godzinę później dołączył do nas Cody, za to Nate przysiadł się do swojego wujka Antonio. Z początku było ciężko grać obojętną, jednak im więcej wina tym łatwiej mi to przychodziło. Nie miałam czystych wspomnień, nawet nie wiedziałam, jak znalazłam się w łóżku.

Podniosłam się na łokciach, a mój wzrok niemal od razu spadł na chłopaka, leżącego obok mnie. Miał na sobie koszule, odpiętą do połowy, czarne spodnie i nawet jednego buta. Ja byłam dalej w sukience i byłam pewna, że oboje nie wiedzieliśmy, co się zbytnio stało.

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz