lubię cię

1.7K 308 13
                                    

30. 

- To nie jest twoje auto – oświadczył na wstępie Taehyung, wyciągając dłoń z brązowego płaszcza, aby przeczesać nią swoje jasne kosmyki.

Było ciemno, stali na parkingu na obrzeżach miasta, skąd można było zobaczyć oświetlone budynki i latarnie odbijające blask w ciemną noc. W oddali szczekał pies, gdzieś tam jechał pociąg, a po drodze sunęła ciężarówka.

Jungkook uśmiechnął się jedynie, przechylając lekko głowę na bok, po czym zamknął biodrem drzwi i oparł się o nie.

- Cóż za miły sposób na powitanie, ja również się cieszę, że cię widzę.

Kim przewrócił oczami na słowa bruneta i podszedł do auta, opierając się tyłkiem obok ciała Jeona. Biło od niego ciepło. Nie tylko za sprawą ciepłej, pikowanej kurtki, którą miał na sobie, ale również przez aurę, którą wokół siebie roztaczał.

Był czuły, miły i ciepły. Niczym dom, do którego człowiek zawsze chce wracać po długiej podróży. Położyć się na pachnącym dywanie obok kominka, w którym wesoło trzaska ogień, przytulić się do psa, schować nos w jego sierści.

Z tym kojarzył się Jungkook – z dobrocią serca, z przyjaznym usposobieniem, ale równocześnie mógł pobić każdego, kto stanął na drodze do jego szczęścia, kto odważył się podnieść rękę na Taehyunga. Kim nigdy by tego nie powiedział, ale cieszył się, że wreszcie jest ktoś, kto mógłby go obronić przed całym złem tego świata. Wreszcie miał swojego strażnika.

- Stwierdziłem tylko fakt – mruknął po chwili, wsuwając dłoń pod ramię Jeona, do którego zaraz się przytulił.

- Nie jest moje, ale mojego ojca. – Kook wzruszył ramionami, kopiąc piętą w oponę. – Podobno laski bardzo lubią stare wozy.

- Nawet nie masz prawa jazdy, ani dziewczyny, to jak się tutaj znalazłeś?

- Ojciec mnie przywiózł, a potem poszedł na spacer do domu, spokojnie, nie mieszkam aż tak daleko stąd. – Ponowne wzruszenie ramionami, na co Tae burknął pod nosem, bo nie mógł wygodnie opierać o niego brody.

- Czemu uganiasz się za laskami?

- Uganiam się? – Jeon popatrzył na niego z szerokim uśmiechem, który Kim zobaczył tylko dzięki świecącej im nad głowami lampie. – A kto tak powiedział?

- Ty sam, stwierdziłeś, że podobają im się stare wozy.

- Tak, ale nie powiedziałem, że się za jakimiś uganiam, ubzdurałeś coś sobie, Tae.

Pochylił się lekko, by pstryknąć starszego w nos i zaraz zabrać rękę, ale tamten złapał go za nadgarstek i wtulił policzek w wewnętrzną część jego dłoni. Patrzyli przez siebie w ciszy, przerywanej jedynie podmuchami chłodnego wiatru i denerwującym wyciem psa.

- Powinieneś skupić się tylko i wyłącznie na mnie – powiedział cicho Taehyung, odwracając po chwili wzrok, by zagryźć dodatkowo wargę. – Teraz tylko ja powinienem być w centrum twojej uwagi.

Jungkook chciał odpowiedzieć, że Kim był w jej centrum już od dawna, ale zamiast tego skinął głową i uśmiechnął się delikatnie. Najwidoczniej Tae potrzebował coś z siebie wyrzucić.

- Skupiam się na tobie, odkąd zobaczyłem cię w pierwszy dzień szkoły, odkąd popatrzyłeś na mnie na tym jednym treningu, gdzie cię złapałem i ty tak uroczo się wtedy zdenerwowałeś. Od tamtej pory moje serce biło szybciej na sam dźwięk twojego głosu, ręce się pociły, gdy byłeś blisko, a oczy zachodziły łzami, gdy tylko myślałem o tym, że nie mogę cię mieć. Nie jest to męskie, a wiem, że chciałbyś być z kimś, kto jest mężczyzną, bo zasługujesz na mężczyznę, nie na chłopca, ale dla ciebie – w tym momencie przerwał, aby wziąć głęboki oddech – dla ciebie mogę się nim stać. Nawet jeśli ten nasz obecny stan nie będzie wieczny, nawet jeśli za miesiąc czy za dwa się mną znudzisz, nawet jeśli stwierdzisz, że mnie nie chcesz, przez ten czas będę ideałem, na który zasługujesz. Bo ty, Kim Taehyung, jesteś moim ideałem.

Blondyn nawet nie wiedział kiedy, ale jego oczy same z siebie zaszły łzami. Zauważył to dopiero wtedy, gdy supeł zacisnął się na jego gardle, z którego uleciał zdławiony szloch. Wspiął się na palcach, by zarzucić ręce na ramiona Jeona i obsypać jego twarz delikatnymi pocałunkami.

Jungkook też zaczął płakać. Nie planował tego, ale czasem nieplanowane rzeczy wychodzą nam lepiej niż te, które skrupulatnie planowaliśmy od dłuższego czasu. Nie planował przecież zakochiwać się w Taehyungu, ale jednak to się stało.

- Nie płacz, Kookie, ej – słodki głos Kima wyrwał go z amoku, a kiedy spojrzał na niego, zobaczył, jak ten drugi uśmiecha się przez łzy. – Spokojnie, jestem tutaj. Liczy się to, co tu i teraz. A teraz jestem z tobą, najszczęśliwszy na świecie, chociaż zaczynają mnie boleć palce u stóp i zaraz łzy zaschną mi na policzkach przez ten cholerny wiatr, ale warto. Bo po tak długim czasie, może wreszcie znów będę szczęśliwy, może kolejny raz ktoś pokaże mi, że jestem wart czegoś... czegoś więcej.

- Jesteś wart najwięcej, na całym świecie, nie ma wartościowszej rzeczy od ciebie – odparł Jungkook na jednym tchu, aż przerwał mu kolejny szloch Taehyunga, zdławiony namiętnym pocałunkiem.

Po oderwaniu się od Jeona, Kim miał tylko jedno zdanie na języku. Chrząknął więc i powiedział:

- Lubię cię, nawet bardzo. Chyba bardziej, niż powinienem – i to wystarczyło, by młodszy znów go pocałował.

mine | taekookWhere stories live. Discover now