Szanuj swoich rodziców. Dziękuj za nich każdego dnia, bo bez nich będziesz sierotą, a życie sieroty pełne jest smutku.
Spędzałam swoje szesnaste urodziny w sierocińcu, w którym mieszkam już od trzynastu lat. Wool's nie jest najpiękniejszym miejscem. To ponury, prostokątny gmach. Otoczony był ogromnym murem, którego nie wolno nam przekraczać. Nie licząc pójścia do szkoły.
Dzieliłam pokój z czterema innymi dziewczynami; Emmą, Susan, Jane i Sarah, które tak jak ja, nie mogły znaleźć domu.
Emma Wilson była siedemnastolatką o długich, kręconych blond włosach. Często nosiła je związane w koka. Miała duże, niebieskie oczy, jasną karnację oraz mały, lekko zadarty nos.
Susan Scott dopiero co wkraczała w wiek trzynastu lat i była z nas najmłodsza. To pulchna brunetka o sarnich oczach, rumianej cerze i pełnych ustach. Dziewczyna często była obiektem dowcipów reszty dzieciaków z sierocińca, ale nie zwracała na to uwagi, wierząc, że ktoś ją zaadoptuje. Uwolni z piekła, którym jest Wool's.
Jane Evans. Co mogłabym powiedzieć o tejże sierocie? Jane miała krótkie, rude włosy, które zawsze były nastroszone we wszystkie strony. To posiadaczka ciemnozielonych oczu, których widok przywodził mi na myśl jedno z zaklęć niewybaczalnych. Mały nos, jasna cera i urocze piegi były jej największymi atutami. Nie trzymała się z nikim z sierocińca i właśnie przez to zyskała miano odmieńca.
Sarah była w moim wieku i to z Brown zaprzyjaźniłam się jako pierwszą. Kiedy zostałam oddana tutaj przez ojca – który nie chciał wychowywać przybłędy – czarnoskóra stała się dla mnie wsparciem. Sarah jest średniego wzrostu czarnowłosą dziewczyną o dużych, kruczoczarnych oczach, wąskich ustach i długim nosie.
— Catherine! — moje przemyślenia przerwało wejście trzech wychowanek sierocińca, które uśmiechały się szeroko, chowając za sobą Susan — Mamy dla ciebie niespodziankę!
Uniosłam brew zaskoczona, patrząc na podekscytowane dziewczyny.
— Dobrze wiecie, że nie lubię niespodzianek — mruknęłam krótko, ale Sarah jedynie przewróciła oczami.
Wyciągnęła w moją stronę babeczkę.
— Upiekłyśmy ją dzisiaj rano — powiedziała, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem — Wiem, że to nie to samo, co tort, ale nie miałyśmy pieniędzy... — zarumieniona wsadziła w ciastko świeczkę — No dalej, pomyśl życzenie i dmuchnij!
Wyszczerzyłam się do dziewczyn, które patrzyły na mnie wyczekująco, a ich oczy błyszczały z ekscytacji. Westchnęłam i pomyślałam:
Chcę, żeby w tym roku coś się zmieniło.
Spojrzałam na nie i dmuchnęłam.
***
Pierwszego września obudziłam się o piątej rano, tak ożywiona, że nie byłam już w stanie ponownie zasnąć. Wstałam i udałam się do łazienki, gdzie odbyłam poranną toaletę. Ubrałam prostą, podróżną sukienkę oraz czarne buciki.
— Już wyjeżdżasz? — usłyszałam zachrypnięty głos, dochodzący od strony łóżka Sarah.
Spojrzałam na czarnoskórą, która opierała się o ścianę, a jej włosy sterczały we wszystkie strony.
— Tak — przytaknęłam. Dziewczyna zeszła z łóżka i mocno mnie przytuliła.
— Będę tęsknić, Prince — wymamrotała w moją szyję, a przytuliłam ją mocniej.
—Ja też, Brown.
Trwałyśmy w uścisku, dopóki do pokoju nie wpadła wściekła pani Green. W dłoni trzymała kluczyki od swojego samochodu, a jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
— Co ty sobie wyobrażasz, Prince! — wybuchnęła, budząc śpiące dziewczyny — Czekam na ciebie dobre dwadzieścia minut, a ty — kobieta zmarszczyła brwi, wskazując na mnie palcem — urządzasz sobie jakieś schadzki — prychnęła, na co przewróciłam oczami.
Była tym typem staruszki, która musi realizować zaplanowane rzeczy w odpowiednim czasie. Innymi słowy, ceniła sobie punktualność.
— Masz szczęście, że wyjeżdżasz do tej głupiej szkoły z internatem... — dodała siwowłosa. Podeszła do mnie, zupełnie ignorując Sarah — Popamiętasz mnie, gdy wrócisz.
Spojrzałam w jej niebieskie oczy, które posyłały gromy.
— Zabieraj swoje graty i jedziemy — warknęła — Nie mam czasu na użeranie się z takimi bachorami jak ty.
Chwyciłam swoją niewielką walizkę i podniosłam ją, idąc za starszą kobietą, która u wszystkich budziła respekt. Alice Green była opiekunką sierocińca od kiedy pamiętam. Miała krótko przystrzyżone siwe włosy i niebieskie oczy, pod którymi widać było liczne zmarszczki. Pani Green nienawidziła dzieciaków. Wychowała się w Wool's, dlatego miała do owego przytułku swego rodzaju sentyment i dbała o sierociniec jak o własne dziecko.
— Słuchasz, co do ciebie mówię? — syknęła na mnie, posyłając mi nieprzyjemne spojrzenie — Wiedziałam, że jesteś głupia, ale żebyś była głucha? To coś nowego.
Marzyłam, żeby jak najszybciej dojechać na dworzec i pozbyć się opiekunki, która ciągle mnie krytykowała.
— Jesteśmy — odezwała się po chwili siwowłosa — Wysiadka!
Opuściłam samochód kobiety i wmieszałam się w tłum śpieszących się na pociąg ludzi. Zerknęłam na zegarek, który luźno leżał na moim prawym nadgarstku, miałam dziesięć minut do odjazdu. Z trudem przedarłam się przez chmarę czarodziei, którzy posyłali mi oburzone spojrzenia lub zwyczajnie ignorowali moją obecność, biegnąc dalej, aż nie napotkałam znajomej rudej głowy.
— Ginny! — krzyknęłam, na co dziewczyna podskoczyła przestraszona, ale odwróciła się i objęła mnie mocno rękoma.
— Catherine, myślałam, że już nie przyjedziesz — mówiła zatroskana — Mama chciała wysłać po ciebie bliźniaków.
Zaśmiałyśmy się, ponieważ nie wyobrażałam sobie widoku kogoś tak... wesołego w ponurym miejscu, jakim było Wool's.
— Chodź, Harry i Hermiona ucieszą się na twój widok — zaszczebiotała rudowłosa, prowadząc mnie w stronę matki. Obok niej stał Złoty Chłopiec.
— W przeciwieństwie do twojego brata — wymamrotałam cicho, na co dziewczyna się uśmiechnęła — Dzień dobry, pani Weasley — posłałam kobiecie szeroki uśmiech, a ona od razu wzięła mnie w ramiona.
— Dziecko, tak się martwiłam, że ta mugolka coś ci zrobiła — powiedziała dokładnie mnie oglądając.
— Wszystko w porządku, pani Weasley — uspokoiłam ją prędko, słysząc wydobywający się zza moich pleców śmiech Ginny.
— Mam nadzieję, mimo podeszłego wieku umiem korzystać z różdżki — oświadczyła, odsuwając się ode mnie i rozglądając się dookoła — Dobrze dzieci, droga wolna.
Powiększyłam swój wózek, poczekałam na swoją kolej i pobiegłam w stronę ściany, aby po chwili znaleźć się na peronie 9 i ¾.
— Jesteście cali? — zapytała rudowłosa kobieta, na co wszyscy przytaknęli, chodź w głębi siebie marzyłam, żeby Ronowi odpadła jakakolwiek część ciała.
Westchnęłam ciężko, widząc zadowolony z siebie uśmiech rudzielca, który szedł obok Wybrańca i trzymał Hermionę za rękę. Na sam widok złotej trójcy wywróciłam oczami.
— Idziesz, Catherine? — zawołała Ginny, a ja pokiwałam głową, idąc w jej stronę — Nie chcę ponownie siedzieć blisko przedziału, w którym wybuchła roślinka Nevilla.
Zaśmiałam się, pędząc z dziewczyną do lokomotywy, która stała już na peronie.
ESTÁS LEYENDO
Diamond Heart | tom riddle
FanfictionTo była ważna lekcja dla Catherine. Lekcja, której nigdy nie zapomniała: nigdy nie polegaj na innych gdy chodzi o twoje szczęście. Jeśli ktoś mógł ci coś dać, mógł też to łatwo odebrać.